Oceniam film „Chrzciny” na 8/10. To bardzo dobry film z bardzo ciekawą opowieścią. Oczywiście można domyślić się głównej osi fabuły, ale poszczególne zwroty są bardzo ciekawe. Film dobrze nastraja od samego początku, są ładnie dopracowane napisy początkowe i bardzo dobrze punktująca muzyczka. W ogóle w tym filmie podobają mi się rożne przebitki „na oddech”, które pozwalają dobrze przyswoić poprzednią scenę, jak na przykład przysypiająca Tereska w obleśnych peerelowskich beżowo-brązowych rajtach. A świetnych scen jest w tym filmie mnóstwo, najbardziej podobały mi się sceny z herbatką oraz wtyczką do telewizora. Ujęcia są bardzo plastyczne, świetnie przeprowadzone, a jeżdżąca kamera obliczona co do ułamka sekundy. Akcja w całym filmie jest zawrotna, ciągle jakiś zwrot, frustracja, przepychanka, ale wszystko zagrane, sfilmowane i zmontowane z gracją tak, że wygląda na supernaturalne i realne. Kto przeżył stan wojenny, to wie, jakie to były siermiężne czasy, cerata, emaliowane garnki i samochód, który był większym luksusem niż teraz prywatny helikopter – i to wszystko się czuje w tym filmie. Postać centralną gra Figura, a jej rola to majstersztyk. Jej permanentne zarządzanie kryzysem powoduje ciarki na plecach. Opowieść w filmie orbituje dokoła tematów religijnych i nie sposób oprzeć się myśli, że ludzie im bardziej wierzący, tym trudniejsi w społecznym współżyciu. Aktorstwo w tym filmie jest na najwyższym poziomie, nie ma jednej złej roli, główne role są wszystkie świetnie, co jest rzadkością, a epizody, Kazik, fotograf, są wybitne. Fenomenalne w tym filmie są detale, np. Musiałowski przy wódce robiący gimnastykę rękami. Nawet jego taniec w amerykańskich płonących butach jest na miejscu i świetnie pasuje. Zdarzyły się tu i tam kiksy, jak np. w głównym pokoju szafa pełna ubrań faceta, który uciekł na zawsze wiele lat temu – przecież te ubrania byłyby w jakimś kartonie na strychu, prawda? I na koniec nie mogę zostawić jednego tematu. Scenarzysta. Według dostępnych informacji można go zidentyfikować. Zgodnie z polskim prawem wszystko jest w porządku. Ale np. wg prawa stanu Tennessee za popełnioną zbrodnię dostałby karę śmierci lub dożywocie, w najlepszym przypadku minimum 51 lat. I to mnie boli, bo w Polsce odsiedział tylko 14 lat i szkolił się wtedy w scenariopisarstwie. A dopuścił się z premedytacją (9 kolejno wystrzelonych kul) czynu ohydnego i zabił dwoje artystów. To tyle. Pozdrawiam Was, Wasz Profesor Jan Film.