Zwiastuny zapowiadało znakomite kino. Scena z Jesse Plemonsem kusiła, szkoda, że to tylko epizod. Aktorstwo, realizacja, efekty, casting - bez zarzutu. Nic ponad to. Film nudził. Nie do końca wyjaśniona sytuacja wojny domowej nawet niespecjalnie mnie rozczarowała, żałuję jednak ,że nie podkreślono powodu aż takiej nienawiści, nawet nie między grupami ludźmi, bo tak to już bywa w naszej rasie, ale aż tak mocna nienawiść do Prezydenta, skutkująca końcowymi scenami. Nieprzekonująco dla mnie została ukazana niby metamorfoza młodszej z głównych bohaterek w - tutaj nie chcę spoilerować - w zimną reporterkę, która nie zwraca uwagę nawet na ... Sceny batalistyczne tak bezsensowne, że aż mogły bawić. Każdy do każdego, zerowa rozpoznawalność wroga, ale tutaj rozumiem też zamiar reżysera czy scenarzysty. Bezsens wojny, jej okrucieństwo, wpływ na ludzi, zwłaszcza w dzisiejszej Ameryce, kiedy podobnie jak u nas, zwolennicy jednej strony sceny politycznej nienawidzą drugiej. Poszedłem do kina. bo miałem zbyt duże oczekiwania od tego filmu i spokojnie mogłem poczekać na wersję video. 4/10
Bo tak działa ludzka psychika, nie zawsze konsekwentnie do sytuacji. Niekorzy ludzie śmieją się w sytuacjach stresowych, żeby rozładować napięcie. Moim zdaniem gdyby byli cały czas smutni i poważni zachowywaliby się nienaturalnie.
Hm... wydaje mi się że widziałem filmy o wojnach światowych, w których były sceny z muzyką. Jeśli ona w ogóle pojawia się na ekranie to raczej nie są marsze pogrzebowe. Można by porównać do czasu apokalipsy gdzie "kawaleria" leciałą napędzana klasyką rocka żeby nakręcić swoich i złamać wroga ale w tym filmie to raczej kontrapunkt dla niecodzienności wojny. Myślę że te piosenki mają nam uświadomić że jeszcze wczoraj to był normalny, radosny świat. Ba, dziś świat się nie zmienił tylko ludzie nagle zwariowali. Jeśli w tym filmie ma być jakakolwiek muzyka pokazująca szaleństwo to akurat ta ścieżka jest idealnie dobrana. Nie potrzebujemy tu patetycznych kawałków granych przez orkiestry symfoniczne (z resztą, sprobój sobie wyobrazić te same sceny z muzyką poważną, wybraną z dowolnego filmu np. o aspiracjach filozoficzno moralnych)
Tak tak tak! Wreszcie ktoś przedstawia argumenty i mówi z sensem. Chaos i nieprzewidywalność, a przede wszystkim różnorodność tych cech w trakcie wojny jest (w moim odbiorze) głównym atutem tego filmu. I przede wszystkim finalny (a raczej fatalny) skutek tych charakterów, poglądów, podejść - jak to padło w filmie: "nigdy nie wiesz co spotkasz za rogiem".
A i muzyka też była świetna, tempo akcji i kontrastowa forma jej przedstawienia (cisza) też dały bardzo fajny efekt.
Oczywiście są jakieś minusy, ale mam wrażenie że ludziom się ostatnio poprzewracało w ...gdzieś. Film na tle ostatnich produkcji był naprawdę dobry.
Czy antywojenny? Raczej obojętny w tym temacie - przedstawia chaos i tragedie dziejące się w trakcie wojny, ale tylko je przedstawia - nie komentuje.
Warto obejrzeć na pewno.
Nigdy nie mówię, że ktoś nie zrozumiał filmu, ale jeżeli ktoś zarzuca, że nie wytłumaczono natury konfliktu to serio nie zrozumiał filmu.
W mojej opinii film traktuje wojnę pobocznie...jako tło zawodu dziennikarzy. Nikt tu się nad nia wielce nie rozwadnia. Może zamysł był inny, ale ja to tak odebrałem
Tak jest, ale czy to źle? Dostaliśmy obraz wojny widziany oczami reporterów, jak dla mnie jest to coś świeżego.
Warto dodać, że Salvador jest lepszym filmem w praktycznie każdym zakresie, począwszy od gry aktorskiej, po same postacie, scenariusz czy muzykę. Dodatkowo pozostawia widza z wieloma myślami po seansie - porusza tak jak twórcy Civil War pewno chcieli by ich film poruszył widza. Tymczasem Civil War to jak dziecinne bazgroły w zeszycie w porównaniu do dzieła mistrza. Cały film to zlepek scen. Teoretycznie jak to w kinie drogi każda scena powinna zmieniać naszych bohaterów, ale tutaj tak naprawdę można by te sceny pomieszać kolejnością i nic by się nie zmieniło. Niektóre elementy w filmie są absurdalne, tak jak kompletnie nietrafiony dobór muzyki( np. scena celuje w poważny klimat a tu nagle skoczny energiczny podkład muzyczny. WTF?) po postacie - Sammy to tak naprawdę nie wiadomo po co jedzie, niby na front robić reportaż, ale w całym filmie raz wychodzi z samochodu, a potem ginie. Służy tylko jako narzędzie w jednej scenie i to wszystko. Takie filmy jak Salvador czy Pola Śmierci miażdżą Civil War. Już nie mówię o tym, iż mówią o prawdziwych sytuacjach a nie o głupim scenariuszu z Civil War. Bo ten scenariusz jest głupi, ale Amerykanie mają fioła na punkcie ich wojny domowej z XIX jak i wymyślonej wojnie domowej v2
Serioj nie wiesz po co Pojechał Sammy ? Ja od pierwszej z nim sceny widziałem strarego spasionego wilka, który nie chce umierać na kanapie. Po prostu pojechał w swoją ostatnią podróż. On akurat nie miał złudzeń czym ryzykuje bo sam komentował swoją mobilność która raczej nie pasuje do pierwszej linii frontu. Pojechał tam umrzeć w towarzystwie starych znajomych. Jak każdy stary wojownik.
To mieli być dziennikarze? Proszę być poważnym. Jeden z najgorętszych filmów jakie dane mi było oglądać od dawna
Dokładnie, przypomina mi to odbiór Strefy Interesów, wielu widzów wolałoby typowy film holokaustowy.
Młodsza bohaterka już w pierwszej scenie, w której się pojawia pokazuje, że potrafi ryzykować dla dobrego zdjęcia, także widać, że ma to w sobie. Później spotyka się z bardziej hardkorowymi sytuacjami, na które reaguje szokiem, w końcowej scenie ma już za sobą kilka takich sytuacji także wg mnie mnie ma zgrzytu jeśli chodzi o nagłą metamorfozę.
Sporo burzliwych komentarzy. Ktoś uznałby, że dobrze, że filmy, kino ma takie być. Skłaniać do refleksji, wymiany podglądów, burzy mózgów. Tutaj film ratują - jako tako - główne role, choć specjalnie do zagrania nie mieli za dużo. Film jako rozrywka, cokolwiek pod tym słowem rozumieć, mnie nudził, znużył, raziły mnie sceny wojenne, choć pewnie były dobrze nakręcone wizualnie, w żadnym wypadku realistycznie. To nie komedia, gdzie można pokazywać strzelaninę każdy w każdego. Zgoda co do ukazania roli reporterów w czasie akcji. Niewiarygodnie. Jak przemiana młodej, czy taka była naprawdę? - przy śmierci Lee.Czy film antywojenny? Nie ma tutaj co się zachłystywać klasykiem Coppoli, czy w filmie padają słowa o wojnie czy nie. Nie nakręcono jak dotąd, bo kto się odważy i jaki byłby cel? filmu propagującego wojnę, więc część dyskusji tutaj jest akademicka. Plus mnóstwo innych tutaj argumentów, z którymi mogę się spokojnie zgodzić, ale to nie zmieni faktu, że wychodziłem z filmu z ulgą. Wielkie kino możecie zobaczyć w japońskim PERFECT DAYS.
Bo tak na prawdę to nie wojna była "głównym aktorem", dlatego brak wyjaśnień w filmie
Mam podobne odczucia. Pomijając wszystko co wychwalają inni, ( praca reportera,realizm bezsensowności wojny, sound trak itp.) to brakowało mi tu np: 1. strategi ataku na bramę białego domu. 2. Wytłumaczenia skąd ta zawiść w jednym kraju? 3. Braku hełmu u wszystkich trzech reporterów, wiedząc że to ostateczna rozgrywka. 4. Jaki reporter zostawia swój aparat fotograficzny? Scena z przejściem z auta do auta. Mógłbym tak wyliczać jeszcze trochę ale nie o to chodzi. Zdziwiony jestem tak wysoka ocena tego filmu? Może to dlatego że jest to realne w bliskim nam czasie?
Jak podglądasz newsy z wojny, to ten film nie robi już takiego wrażenia. A polaryzacja jaka jest w USA jest podobna nawet do tej w Polsce. Domyślam się o co chodziło reżyserowi w pokazywaniu tego bezmyślnego chaosu, ale i tak uważam że ten film nie zasługuje na tak wysokie noty.
1. Chodzi Ci o to, że nie było sceny w sztabie pokazującej co będzie się działo? (która jest w wielu filmach/serialach tylko po to, żeby się widzowie nie pogubili), bo jakaś strategia tam jest, ewidentnie to wojsko się przygotowało i odhaczało punkty planu.
2. Film rozgrywa się w USA, wystarczy w miarę orientować się w sytuacji politycznej/oglądać czasem jakieś newsy ze Stanów... Ten film jest dla mnie przerażający właśnie dlatego, że ta historia wydaje się realna (patrz: atak na Kapitol 6 stycznia)
3. Tu się zgodzę... najpierw Lee pouczała Jessie o kevlarze i hełmie, a na końcówce filmu poszli bez - tylko po to, żeby Lee mogła zginąć :/
4. Jessie zostawiła aparat w samochodzie, bo raz, że przejście do innego auta było niebezpieczne już bez zwisającego aparatu, a dwa - raczej założenie było takie, że się nie rozdzielą i zaraz wróci.
Poza punktem 3 nic z tego nie ma znaczenia dla fabuły... i nie jest potrzebne do odbioru filmu jako całości
Moim zdaniem 4 gwiazdki to i tak za dużo. Nie rozumiem w jakim celu ktoś zrobił ten film skoro życie pisze lepsze scenariusze. Marna podrobka Bractwa Bang Bang.
To niesamowite jak różne można mieć oczekiwania względem filmu i jak odmienne definicje dobrego filmu... To co wymieniasz: "Aktorstwo, realizacja, efekty, casting - bez zarzutu" są dla mnie ogromnym czynnikiem do tego, żeby dać filmowi dobrą ocenę.
Nie zgodzę się z brakiem wiarygodności przemiany Jessie. Poznajemy ją robiącą zdjęcia podczas zamieszek - ma cel, żeby zostać fotografką, jest wprowadzana w ten świat przez całą drogę do Waszyngtonu. Widzimy, że ma momenty, w których ten żywioł ją pochłania, działa instynktownie ... i wydaje mi się, że to ten instynkt zadziałał kiedy robiła zdjęcia upadającej Lee, dopiero po tym przyszedł szok.
"Sceny batalistyczne tak bezsensowne, że aż mogły bawić. Każdy do każdego, zerowa rozpoznawalność wroga, ale tutaj rozumiem też zamiar reżysera czy scenarzysty. Bezsens wojny, jej okrucieństwo, wpływ na ludzi, zwłaszcza w dzisiejszej Ameryce, kiedy podobnie jak u nas, zwolennicy jednej strony sceny politycznej nienawidzą drugiej" - Sam sobie odpowiedziałeś. Bezsens wojny. Plus: to jest film o reporterach, którzy głównie ukazują ludzi w niewyobrażalnej sytuacji. Cały film jest ukazany z ich perspektywy - czy jakby opowiadali to z pamięci to sceny batalistyczne byłyby realistyczne? Czy dla fabuły filmu ma jakiekolwiek znaczenie choreografia scen batalistycznych? Moim zdaniem nie.
USA to taki dziwny, gigantyczny twór, gdzie różnice społeczne są ogromne. Wystarczy w miarę orientować się w sytuacji politycznej/oglądać czasem jakieś newsy ze Stanów... żeby ten podział i nienawiść nie dziwiły. Od początku filmu miałam wrażenie, że to jest realna wizja przyszłości. Co do prezydenta: trudno się dziwić, że nie był postacią lubianą przez separatystów - był dla nich zagrożeniem, do tego wiemy, że podejmował dziwne decyzje (rozwiązanie FBI) i jeszcze żył na wysokim poziomie, w dużo lepszych warunkach niż wielu obywateli (w filmie jest info, że od 14 miesięcy nie udzielił wywiadu... to też może wyglądać na wywyższanie się). Dla mnie rozwiązanie dość logiczne: jeśli WF chcieli przejąć władzę musieli pozbyć się obecnej.
TLDR: To niesamowite jak wiele z Twoich zarzutów względem filmu dla mnie stanowi o jego sile.
Sztukę, film, książkę, obrazy, rzeźby można odbierać na różnych poziomach. Z kinem jest dla mnie tak, że przede wszystkim ma być to jakaś rozrywka, w moim stylu, na moim poziomie intelektualnych potrzeb itd stąd filmy Marvela, Iron Many itd są nie dla mnie. Dla Pacino, De Niro, nawet Brada Pitta mógłbym oglądać każdy ich film i pewnie nie uważałbym tego za czas stracony. Bo te gwiazdy magnetyzują ekran. jest ich znacznie więcej dodam. Ale z tym jest też różnie, wiem. Janusza Gajosa uwielbiam, uważam za najlepszego polskiego aktora, ale oglądanie go w polskich gniotach żenuje, męczy. Wspomniane filmy z serii Marvela, komiksowych, ant-many itd to przecież filmy, w których "aktorstwo, realizacja, efekty, casting" są pewnie znakomite, a nie jestem w stanie tych filmów oglądać. To pewne uproszczenie, bo to filmy generalnie dla młodzieży, więc tam i fabuła, choć może w świecie komiksowym zasadna dla mnie naiwna i głupia. Tak więc mimo tego, że "Aktorstwo, realizacja, efekty, casting" w tym filmie były ok to film mnie wynudził, zmęczył, tak jak wspomniałem, nie mogłem się doczekać końca, całkowicie nie zainteresowany już tym jak to się skończy, czy zdobędą ten wywiad z Prezydentem itd. Film kiepski. Dzisiaj z perspektywy czasy uważam, że 4 to chyba za dużo i byłaby trójka. Gdyby ktoś spytał mnie czy warto go oglądać - czy pójść na niego - zdecydowanie bym odradzał. I tyle. Jest mnóstwo słabych filmów, w których kiepska mimo wszystko fabuła spycha w tył aktorstwo i te inne cechy, które wymieniłem. Co do Gajosa, ostatnie filmy De Niro też każą mu współczuć, jak ostatni coś tam z odkupieniem, gdzie gra szeryfa lokalnej policji. ten z Bloomem. Nie szukam teraz tytułu. Szkoda i na to czasu.
Podoba mi się że potrafisz obronić swoje racje. Ja myślę o kinie podobnie - to rozrywka więc z definicji nie powinna nudzić. Jedyny problem w tym co uważasz za rozrywkę bo ja na przykład troszkę się znudziłem na Perfect Day a za to ani na chwilę nie oderewałem wzroku na Melancholii. Marvele i reszta to w zasadzie wodotryski i zauważyłem że ludzie na legalu bawią się podczas seansu swoimim smartfonami więc nie wystarczą efekty ani fala dźwiękowa żeby skupić uwagę widza.
Myślę że dyskusja pod tym filmem jest wyjątkowo kulturalna i bogata w argumenty więc zamiast oceniać film można spokojnie pogadać o swoich oczekiwaniach i odczuciach po seansie. A że nie ma filmu, który podoba się wszystkim to oczywiste. Żyjemy w świecie filmweba - wszystko ma średnią 6 - 7,5 (poza gniotami, które są tak denne że wszyscy są zgodni :) dając 1 :) ). Rzeczywistość uśrednia każde gusta. Nie ma potrawy, którą uwielbiają wszyscy. Mój ukochany bigos (10/10) może dostać 1/10 od kogoś kto najbardziej lubi frytki lub sushi ... z kinem jest tak samo.
Nawiązując do plejady gwizd, którą wymieniłeś, ostatanie filmy tak szybko schodzą w dół że nie ma już nazwiska, które gwarantuje to czego szukamy - sztuki, która nie znudzi. Pewnie widziałeś Ad Astra. Nawet nie umiem tego filmu wepchnąć pomiędzy to wszystko co zagrał Brad Pitt. (on akurat jest dobrym przykładem na tezę że kino to rozrywka. Czy grał w Pan i Pani Smith, Bękartach wojny czy Joe Back czy Babel to kino miało magię). Ale to chyba nie jest wina aktorów. De Niro, Pacino, Pitt... nie mają co grać. scenariusze są już zbyt netflixowskie żeby to można nazwać kinem. Dlatego szukajmy rozrywki i nie krykujmy innych, których bawi co innego.
No tak, różnimy się wszyscy w odbiorze kina. Ad Astra dla mnie świetne, pewnie dzięki Pittowi, ale ten film przemaiwa]]
No tak, różnimy się wszyscy w odbiorze kina. Ad Astra dla mnie świetne, pewnie dzięki Pittowi, ale ten film przemawia do mnie na wielu poziomach, także bardzo osobistym, ale pominę ten wątek. Zdecydowanie stawiam go wyżej niż film z Jolie czy Babel. Niech tak zostanie. Peace!
No tak, różnimy się wszyscy w odbiorze kina. Ad Astra dla mnie świetne, pewnie dzięki Pittowi, ale ten film przemaiwa]]
Akurat info, że nie udzielił wywiadu od 14 miesięcy ja odebrałem bardziej jako skutek toczącego się przez ten czas konfliktu. Zgodzę się natomiast z krytykami wśród wypowiadających się tutaj, że kilka minut więcej poświęcone przyczynom wojny domowej by nie zaszkodziło filmowi. Niemniej jeśli nie skupimy się na technikaliach a na fabule, to moim zdaniem kawał porządnego kina. Fakt, że trochę czuć niedosyt, ale też odbieram go jako dość realną wizję możliwego scenariusza prawdziwych wydarzeń w przyszłości.
Odpowiem w kwestii scen batalistycznych. Świetna symbolicznie była akcja ze snajperami, w ktorej nie wiadomo co, kto, po co i dlaczego. Ktoś strzela, więc i my strzelamy. Chaos. Ale totalnie zabija jakikolwiek powazny nastrój scena rodem z Call of Duty gdzie helikopter w środku miasta zawiasa sobie na wysokości 10m i wali z rakiet do celu 50m dalej. To jest tak glupie, że rownie dobrze mógłby się tam Kapitan Ameryka pojawić na lini frontu. Po kilku takich, ciężko poważne dzieło traktować ...poważnie.
Bawily cie sceny batalistyczne? To ciekawe. Film nudny? No to chyba potrzebujesz jakiejs WYJATKOWEJ stymulacji w kinie. Myslales,ze co to bedzie? Szeregowiec Ryan?
W sumie ja liczyłem na rasowe helter skelter z wizji Czarliego Mansona a tu chyba film o dzienniku**ach. Ich wizerunku nie da się niestety w żaden ocieplić (o ile taki był twórczy zamysł, bo ten mi w sumie uciekł, to dziełko chyba nawet aspiruje do bycia czymś więcej) i paradoksalnie film jeszcze bardziej człowieka w tej pogardzie utwierdza ;)
Ja powiem w skrócie: pomysł na film był przedni, ale nie został w tym filmie wykorzystany w pełni możliwości.
Pełna zgoda. Obok "Killing Fields" czy "Salvadora" to nawet nie stało, że wspomnę tylko dwa filmy z fotoreporterami na pierwszym planie.
Film słaby. Najlepszy był epizod z Plemmonsem i może jakieś 2-3 drugorzędne sceny.
popieram zasługuje na 4/10 przehajpowany, snobistyczne ujęcia wołające 'jacy to reporterzy szlachetni wobec bezsensowności wojny' tyle że było wiele lepszych filmów o reporterach wojennych i to prawdziwych wojen a nie wymyślonych. Do tego okropne wstawki z za głośną muzyką
Uważam, że brak wytłumaczenia, skąd wzięła się wojna, jest dosyć oczywisty i celowy. Chodzi o to, żeby podkreślić bezsens jakichkolwiek konfliktów zbrojnych, jakiekolwiek by nie miały one powodów. Garland w tym pełnym brutalności filmie jest głosem pacyfizmu, bo ta przemoc ma być dla widza głupia, bezcelowa, nie do zaakceptowania.
ten film to rzadki przykład- niczym "Czerwony świt
Red Dawn1984" - zamówienia z samej góry . tej góry która naprawde zarzadza miastem na wzgórzu . słabe motywy aktorstow poprawne ,ale jak na taką ekipe świezych obiecujących niezgranych aktorów to to też w sumie niewykorzystana okazja , ten film ma pokazać że gó®a moze wszysko , moze zaprojektować dowolny konflikt społeczny polityczny i go zrealizować . tak jak zaprojektowała rewolucje bolszewicka i państwo zniej powstałe. tak samo zaprojektowała pomarańczową rewolucje i wojnę mieczy bratnimi uk, rami i rus.ami coś co niemieściło sie im w głowie w 2014 roku , takze ten film to mainifest polityczny dla mnie , nie na prżno w weizieniach siedzą separatuści z teksasa, a przecież stan ten posiada prawną legalnoą mozliwość secesji , to czemu one siedzą ? ;) hahaha
To która strona jest "dobra"/"zła" albo która zaczęła konflikt, albo jakie ma przekonania polityczne nie ma znaczenia, bo film jest o tym, że
1) wojna dotyka wszystkich, niezależnie po której stronie stoisz, wszyscy będą cierpieć na taki czy inny sposób i wszydcy będą starali się przeżyć
2) główni bohaterowie są niewrażliwi na ludzką krzywdę, widzą śmierć, spustoszenie, cierpienie, ale zamiast interweniować, zadzwonić po kogoś, spróbować pomóc, udzielić pomocy medycznej czy cokolwiek innego - robią zdjęcie i idą dalej. Film pyta nas widzów czy taka postawa jest moralna, czy można takie zachowanie uzasadnić, gdzie jest ta linia pomiędzy byciem w stanie funkcjonować i udawać, że "mnie to nie dotyczy", a ignorowaniem przemocy i byciem niewrażliwym na ból innych
3) podróż Lee - jak Lee zmienia się na przestrzeni filmu, i ogrom tej całej przemocy jaką widziała nareszcie zaczyna mieć faktyczny wpływ na jej psychikę, na końcu filmu już jej nawet nie zależy na robieniu zdjęć, po prostu by chciała żeby cały ten koszmar się kończył, i poświęca się, żeby uratować młodą, (która z kolei jest jej następczynią i, z tego co widzimy, idzie tą samą ścieżką, na której tylko fotografie się liczą) - czy to było tego warte?
W końcu zobaczyłem. Ogólne niezło dobry. Nie mogę dać 6 bo za mało, ani 7 bo za dużo. Tutaj wszystkiego było za mało. Emocje jakoś nie wybrzmiewały tak jak powinny. Ciężkich scen parę. Sam scenariusz tej wojny, trochę głupi. Bo stacjonujący żołnierze w każdym z stanu, to są ludzie różnego koloru skóry, poglądów itp itd. TO najpierw musieliby sie nawalać w Teksasie, Florydzie i Kalifornii. Taki konflikt nigdy sie nie wydarzy. Jedynie świry którzy nie są w Armii, czyli jakieś bojówki w Teksasie, albo Rednecki mogą coś zrobić. Szkoda też, że to jest tylko koniec tego konfliktu. No i koniec mega przewidywalny. Po tym jak się młoda pchała, to wiedziałem ze oberwie ona, albo Lee ją uratuje. Ale ogólnie w miarę dobre pokazanie życia dziennikarzy wojennych, że każda chwila może być ostatnia jak od żołnierza. Pokazanie typowo nie humanitarnych działań. A już tekst z Jakiej Ameryki od tego z mogiły, to już na mysl przychodzą mi kibole. Za kim idziesz. Albo z jakiej dzielnicy...a ludzie na takich coraz częściej głosują.