Dziwie się, żę ten film jest zaliczany do komedii romantycznej. Watek milosny byl przeciez tylko bladym tlem do jej walki i zdesperowania nadchodzącą śmiercia. Jeśli chodzi o "komedie" to szczerze mówiac nie pamietam (a ogladlam to wczoraj) momentu, w którym się śmialam.
Film był dla mnie banalny. choc pouczający. Bardzo mi sie podobało naśladowanie Marylin Monroe- nawet chodziła podobnie! Oczywiście miło wspominam także Edward Burns.
Podsumowujac:
W sumie jestem troceh rozcarowana. Myślałąm, żę poglądam przynajmniej jakiś latwy, słodziutki film o miłości, a tu patrzyłam na filozoficzną prawdę życia, pokazane w możliwie najbanalniejszy sposób.