Jestem właśnie po obejrzeniu filmu i niestety muszę powiedzieć, że film jest bardzo średni i nawet kilka wyniosłych momentów go nie ratuje. Film nie ma już klimatu dawnego Rockiego, a starsi fani serii mogą być zawiedzeni. Rozumiem, że scenarzysta i reżyser nie chcieli pewnie kopiować żadnej z poprzednich części, ale w sumie też nie wnieśli nic nowego. Fajnie znów zobaczyć Rockiego, ale film powinien bardziej skupić się na samym Adonisie Creed.
Stallone męczy już widza zniedołężniałym Rockym, to już można było zobaczyć w poprzedniej części. Cieszę się natomiast, że to właśnie Phylicie Rashad wybrano do roli Mary Anne Creed, bo mam sentyment po Bill Cosby Show. Szkoda jednak, że w filmie nie mogli bardziej zaangażować żony Apolla w trakcie przygotowań Adonisa do walki, chodzi mi o tą stronę mentalną. Wiem, że Rocky miał być tą postacią, która miała go poprowadzić, ale Marry Anne Creed, mogła być tą, która, aż do końcowej walki przekazywałaby mu te wartości jakie wyznawał Apollo.
Co do samej strony technicznej i gry aktorskiej, uważam, że Stallone chociaż zagrał jak zawsze swoją postać, czyli przyzwoicie, to jednak na pewno nie na miarę Oskara. Słaba gra aktorska Michaela B. Jordana (tutaj nie jestem zaskoczony) i Tessy Thompson. Także słaba oprawa muzyczna, zwłaszcza w momentach kulminacyjnych. Podobnie jak w poprzedniej części nie zabrakło też kryptoreklamy poszczególnych marek :)
Osobiście nie polecam iść na ten film do kina, ale na jeden raz przy piwku w domu jeszcze da radę.