"Człowiek z księżyca" to wyśmienity film. Milos Forman po raz kolejny stanął na wysokości zdania. Zatrudnił Jima Carryea do roli Andy Kaufmana, co było strzałem w dziesiątkę. Forman idealnie łączy tu powagę z humorem - w wielu scenach jest to widoczne.
Niektóre sceny są ciekawie zbudowane. Na przykład jeden z pierwszych występów Kaufmana. Andy wchodzi na scenę i mówi parę kawałów, które śmieszą jedynie parę osób. Potem parodiuje Jimmy Cartera (prezydenta Stanów Zjednoczonych) i Elvisa Presleya, w którego wciela się bardzo udanie, tworząc istny show, a publiczność bawi się razem z nim. Tak Kaufman nagle z mało śmiesznego "komika" zamienia się w gwiazdę wieczoru. Już nawet jego słynne powiedzenie "Thank you veddy much" przyjęte wcześniej przez publiczność bez entuzjazmu, zaczyna śmieszyć.
Jeśli chodzi o zalety filmu to na pewno świetna muzyka i dwie wspaniałe piosenki, które lecą na napisach końcowych, autorstwa R.E.M. Reżyseria jest prowadzona z dużym wyczuciem i zaangażowaniem. Scenariusz wiernie oddaje życie Kaufmana, choć pominięto wiele elementów. Gra aktorska jest na wysokim poziomie.

I sam Kaufman – nieprzewidywalny, ekscentryczny. Mówił o sobie, że nie jest komikiem (bo nie znał się na kawałach) i nienawidził grać w sitcomach (czyli w "Taxi", w którym grał Latkę). Jim Carrey brawurowo wcielił się w tą rolę - jest to jego najbardziej udana rola w jego filmografii. Wygląda i mówi identycznie jak Kaufman. Szkoda, że Akademia nie doceniła tej wspaniałej roli. Dobrze, że chociaż dostał Złotego Globa.

Mam już za sobą 4 projekcje „Człowieka z księżyca” i nadal uważam, że jest to świetny film z doskonałą rolą Carreya. Gorąco polecam obejrzeć. Ode mnie 10/10.