W tym filmie Corbucci w zdecydowany i drastyczny sposób łamie schematy i prawa, które przez lata rządziły klasycznym westernem. I chociaż "Człowiek zwany Ciszą" zaliczany jest do spaghetti westernów to również i w tym gatunku całkiem się nie mieści i wyrasta pond niego. Co poza śnieżną scenerią może tu najbardziej szokować? Fakt, że największych zbrodni dokonuje się w imieniu prawa, człowiek, który chce bronić sprawiedliwości i przyzwoitości jest stawiany poza społeczeństwem, jest tylko zwykłym łotrzykiem. To nie taka sytuacja jak np. w antywesternie Peckinpaha "Dzika banda", gdzie sympatia widzów jest po stronie bandy Bishopa, bo tam zdajemy sobie sprawę, że oni są tylko sympatyczni, a porządni to już nie całkiem i że łamią powszechnie obowiązujące zasady.
Ten film to również wielki pojedynek aktorski między Klausem Kinskim i Jeanem-Louisem Trintignant oraz fenomenalna muzyka Ennio Morricone.
3 miejsce w moim Top 20 spaghetti westernów