Żeby była jasność- uważam, że film jest bardzo dobry, jednak dawno nie oglądałam żadnego, który tak by mnie podczas oglądania irytował. Najbardziej wkurzającą postacią była oczywiście Abigail Williams, której miałam nadzieję, ktoś w końcu skręci kark :] Nigdy nie przepadałam za Winoną i w tym filmie, pomimo że dobrze zagrała, moja niechęć do niej wzrosła :) Irytowała mnie też Elizabeth. Zero emocji. Wiem, że taka była w książce i tak też została zagrana, ale kilka razy łapałam się na tym, że myślałam- babo zrób coś! Uratuj go, okaż jakieś emocje, on cię pyta o radę- doradź mu, pomóż! A ona nic grrrr... Najciekawszą i najbardziej autentyczną postacią dla mnie był oczywiście John Proctor i naprawdę się wzruszyłam, kiedy prosił sędziego, aby ten zostawił mu jego imię. To była bardzo mocna scena. Ogólnie film jest mocny i wywołuje skrajne uczucia, także polecam.
Książki nie czytałem, ale zakładam, że tak właśnie miało być. Widzisz, że dzieje się jawna niesprawiedliwość, ale nie możesz nic z tym zrobić. To doprowadza do irytacji. Ja tam nic nie mam do Winony, ale też liczyłem na to, że w końcu ktoś ją ukatrupi (a już najlepiej sam Proctor :)), jej postać na to zasługiwała. Ale jak film wywołuje emocje (inne niż znudzenie :D), to jest dobrze zrobiony film. ;)
Co do postaci Elizabeth, to ona sama określiła siebie jako oziębłą, więc chyba dobrze zagrała swoją rolę.
Fakt, postac Abigail byla strasznie irytujaca, ale to tylko świadczy o tym, że Winona wykonała swoje zadanie :) Co do braku emocji u Elizabeth to ja sie nie moge zgodzić, babka znała swojego męża wiedziała jak zareagować, wiedziała czego on od niej oczekuje i to mu dała. Swoją drogą to doradz mężowi:
1. Męzu pozwól by Cie zabili, ale zachowasz honor
2. Męzu olej honor, żyj ze mną, porzuć swe imię!
Zauważyć trzeba, że to nie jest XX czy XXI wiek, doskonale to widać w jednej ze scen kiedy John słownie beszta żonę... w końcu żona to tylko żona, do gadania ma niewiele :)