Tylko bez spojlerów. Kwarantanna daje się we znaki, więc ostatnio poświęcam czas na odrabianie filmowych zaległości. "Czas" został wydany w wersji kinowej - wyświetlonej w Cannes, edycji reżyserskiej - Redux (i jego rozszerzonej wersji - The Final Cut).
Które z nich jest (waszym zdaniem) definitywną wersją filmu?
Według mnie The Final Cut jest najlepsza: dodaje do oryginału kilka naprawdę ciekawych scen (które, jak dla mnie, dobrze uzupełniają treść tej historii) oraz pozbywa się prawie całego nad-przedłużenia Redux (chociaż wciąż jest trochę za długa) :)
Powracam z przyszłości, aby subiektywnie uznać pierwotną wersję kinową za wersję najlepszą. No niby rozumiem zamiłowanie Francisa tym subplotem o francuskich plantatorach, wszystko to jest rzucone na symbolicznego gryza, bo tylko na nim kończy się nawiązywanie do europejskiego kolonializmu, tudzież czasów epoki adaptowanej książki. Wersja kinowa płynie swobodniej i jego skupienie na Amerykanach i ich degrengoladzie jest jednostajnie rozłożone przez całą podróż. Gdyby wywalić tą scenę z Final Cuta to mógłbym mówić o definitywnej wersji.