Jedno, że film jest w znacznej mierze nudny i zbyt długi. To już napisano i mam zamiaru tego bardziej wałkować. Ale czemu nikt nie mówi, że ten film jest nieudolną próbą prania mózgu. Przez dwie trzecie filmu reżyser i Sheen grający Willarda próbują nam wmówić jaki to Kurtz jest wspaniały. Jaka to nietuzinkowa postać, jak przerasta sposobem myślenia swoich dowódców, jaką ma głębie umysłu i bla bla bla... (pomijam nachalny sposób przekazania tego - samo to było dla mnie uwłaczające). I co? I nic. Kiedy dochodzi do wyczekiwanego spotkania obu panów napompowany bredniami balon pęka. I nawet nie z hukiem. Właściwie to lepiej pasowałoby określenie: odlatuje w niebyt pop***dując nieśmiało. Kurtz okazuje się jakimś samozwańczym dyktatorem. Bez żadnej konkretnej wizji swych rządów. Brutalnością dorównuje obu stronom konfliktu, a przy tym jest to brutalność kompletnie bezcelowa, pozbawiona nawet sensownej otoczki ideologicznej. W zamian Brando serwuje nam bełkot zaćpanego pseudoproroka okraszając to firmowymi minami z Ojca Chrzestnego. No i oczywiście jego otoczenie które wielbi go nachalnie - dalszy ciąg wmawiania widzowi, że Kurtz jest wspaniały. Podsumowując, ten film to bezczelna manipulacja.
oświeć mnie w takim razie, o znawco kina co czyni mnie w twojej opinii bezkresnym idiotą. bo mój ograniczony móżdżek bezkresnego idioty podejrzewa, że owo określenie do mnie się odnosi
Przez jakie dwie trzecie filmu?
Jedynie ten reporter wiecznie wysławiał Kurtza
Na samym początku misji główny bohater otrzymał rozkaz sprzatnięcia Kurtza gdyż zmienił się z dobrego człowieka w bezwzględnego sukinsyna.
Spodziewałeś się filmu Rambo że Willard wbiegnie wybije na jednym magazynku żółtków i zatłucze od razu Kurtza
Lepszym rozwiązanie było realistyczne podejście
Pojmanie Willarda i potem wykradnięcie się bohatera i akcją skrytobójczą zabicie zdrajcy
- właściwie to przez cały film, ale łaskawie odjąłem momenty kiedy załoga łodzi miała zajęcia odciągające Willarda od rozmyślania (strzelaniny, cizie, wizyta na plantacji)
- Reporter faktycznie jako jedyny wysławiał Kurtza wprost. Nie zmienia to jednak faktu że Willard był zauroczony postacią zbuntowanego pułkownika. Również cała ta armia Kurtza traktowała go jak swego rodzaju bóstwo.
- Błąd. Willard dostał rozkaz sprzątniecia Kurtza z racji jego buntu i działań sprzecznych z interesami sztabu. Jego przemianę Willard sobie dopowiedział w oparciu o akta Kurtza i zasłyszane o nim plotki
- Nie. Nie spodziewałem się. Spodziewałem się bardziej profesjonalnego budowania postaci Kurtza, a nie tak jak to zrobiono. W żaden sposób twórcy nie dali mi odczuć samemu, że Kurtz jest tak "ciekawą" postacią jak go przedstawiają. Zastosowano łopatologiczne "jest zajebisty" a widz miał to posłusznie przyjąć do wiadomości. W jaki sposób to zrobiono - napisałem w pierwszym poście. Mój główny zarzut to to że niepotrzebnie rozwleczono przeprawę rzeką a potem próbowano w krótkim czasie wykreować na siłę postać Kurtza.
- realizm filmu opierał się wyłącznie na zobrazowaniu działań wojennych. reszta ma niewiele wspólnego z realizmem.
- Jaka skrytobójcza akcja?? Willard będąc w niewoli robi cały czas maślane oczy do Kurtza i zabija go dopiero na jego własne życzenie. Kiedy tego dokonuje to jeszcze się nad sobą rozczula. Prawie jak Judasz po zdradzie Jezusa.
Podsumowując: albo widziałeś to dawno i trochę ci się zapomniało, albo po prostu usnąłeś i zwyczajnie tego nie widziałeś. tak czy inaczej zdrowo przeinaczasz fakty.
Rozumiem, że to adaptowanie postaci z książki w realia wojny w Wietnamie. "Jądro ciemności" kiedyś czytałem jako lekturę i raczej mnie nie zachwyciła. Tak samo jak nie trafia do mnie film. Sorry, że uderzam w klasykę, ale to ewidentnie nie moje klimaty.
No ale właśnie zrozumienie "Serca ciemności" jest kluczem do zrozumienia problemu, który przedstawiłeś, a tym samym całości filmu. Książkowy Kurtz, pomimo iż szalony, niebezpieczny i okrutny również jest przez innych bohaterów książki podziwiany i uznawany za wizjonera.
Pozdrawiam.
Wszystko poniżej jest czysto SUBIEKTYWNĄ opinią.
A jak dla mnie "Jądro.." to bezsprzecznie najciekawsza lektura, jaką liceum ma do zaoferowania. Ciężka trudna, ale niesamowicie ciekawa i hipnotyzująca. I podobny jest "Czas...", ale dodatkowo uwspółcześniony, rozbudowany i zmodyfikowany (Willard to nie analog Marlowe'a, tylko zgoła inna postać, zmieniona, zraniona przez wojnę). Może jest lepszy niż książka, może nie, ale na pewno co najmniej równie dobry. Długi, ciężki, dołujący, ale również hipnotyzujący, nie dłużący się i nie pozwalający na oderwanie. Chwilami zabawny, chwilami przerażający, mocno antywojenny. Chyba mój numer 1 na mojej liście najlepszych filmów.
A ja myślę, że pokazanie go w taki sposób to podkreślenie tego, jak nisko upadł.
Bo ja wiem... To chociaż Wllard, jako osoba z zewnątrz powinien spojrzeć na niego bardziej krytycznie. Bo przez że też jest zauroczony to owo podkreślenie wychodzi zbyt niewyraźnie.
>Przez dwie trzecie filmu reżyser i Sheen grający Willarda próbują nam wmówić jaki to Kurtz jest wspaniały.
Nikt nie próbuje niczego takiego nikomu wmówić. Willard zastanawia się, dlaczego taki zasłużony oficer i pewnie też wartościowy człowiek stał się szalonym panem i władcą na krańcu rzeki. W miarę podróży przez rzekę, im bliżej "jądra ciemności", tym bardziej Willard rozumie rodzaj doświadczeń, przez które przeszedł Kurtz, przyczynę jego obłędu. Kurz to nie zakochany w wojnie Kilgore, który wróci z Wietnamu bez jednego draśnięcia na ciele i duszy. To człowiek złamany przez wojnę, pozbawiony przez nią moralności. Zgadza się, to samozwańczy dyktator bez konkretnej wizji swych rządów, bo też nie o rządzenie tu chodzi. Jego poddani słuchają go nie dlatego, że jest dla nich dobry, ale przez to, że stojąc "ponad dobrem i złem" wydaje im się bogiem pozbawionym strachu i niepokoju, których sami doświadczają. Jak bóg, pozbawiony ludzkich słabości, stał się częścią tej grozy, o której sam mówił. Spodziewałeś się zobaczyć jakiegoś Wielkiego Wodza, Ojca Narodu, Genialnego Przywódcę rzucającego bon motami, z gotowym planem na szczęście ludzkości? Ja spodziewałam się zobaczyć szalonego boga okaleczonych przez wojnę ludzi, i to właśnie zobaczyłam.
Ok. Rozumiem intencje Coppoli, trochę w oparciu o "Jądro ciemności", trochę tak jak ty tłumaczysz. Ale nie zmienia to faktu, że sposób w jaki zostało to przedstawione nie trafia do mnie. Jako widz czuję się sztucznie "nakręcany" na spotkanie Kurtzem. Sama konfrontacja też mnie nie przekonuje. Może to przez sposób gry Brando, może przez przez wypowiedzi jego bohatera (dla mnie naprawdę brzmią jak jakieś nadęte bon tony). Czuję odgórne narzuconą wolę reżysera, że mam Kurtza pokochać, wielbić i litować się nad nim. A ja się pytam: czemu? A może ja chcę go ocenić sam, a nie przez pryzmat wizji reżyserskiej. Dla to właśnie pranie mózgu - narzucają mi określony punkt widzenia.
Co do tego jak spodziewałem się go ujrzeć - na pewno bardziej wyrazistego, a przy tym jednak ludzkiego. Rozumiem - wojna go wypaczyła, ale bez przesady - skoro jest tak wybitną i inteligentną jednostką to nie powinien dać się tak zniszczyć. Skoro się dał - znaczy się jest zbyt słaby. I tak ja go odbieram - bełkoczący weteran z urazem psychicznym, który był tylko na tyle sprytny żeby stworzyć sobie państewko w dżungli. Nic ponad to.
>Czuję odgórne narzuconą wolę reżysera, że mam Kurtza pokochać, wielbić i litować się nad nim.
Ja niczego takiego nie odbieram i ani przez chwilę nie czułam, że ktoś mi to narzuca. Może za bardzo skupiłeś się na rozważaniu słów Willarda, zwłaszcza na podkreślaniu wybitnego umysłu Kurtza. Nie sądzę, żeby sam Willard spodziewał się spotkać jakiegoś genialnego, superzorganizowanego przywódcę - nie po nagraniu o ślimaku, a już na pewno nie po podróży przez dżunglę. To "nakręcanie" na postać Kurtza i podkreślanie jego zalet umysłowych, dążenia do perfekcji, stanowi nie przeszkodę, a właśnie wytłumaczenie rodzaju jego szaleństwa. Jeśli jesteś bardziej zainteresowany tym wątkiem, polecam dobrą analizę postaci Kurtza zamieszczoną na KMF:
http://www.film.org.pl/prace/czas_apokalipsy1.html
Proszę kobieta a jak celnie to ujęła ...;) nic dodać nic ująć to jest właśnie kwintesencja tego filmu ..choć wiadomo każdy inaczej odbiera ten film mnie na przykład bawił - obnaża w realiach wojny totalny chaos ,wynaturzone poczucie humoru vide Kilgore ;) i totalny obłęd historie po których ludzie z celem przed oczami tracą go i zapadają w świat szaleństwa i katorgi swojej psyche vide powtarzana przez Kurtza sentencja "Horror , horror ..." reasumując wojna to tema trudny zjawisko wielkiej wagi i niesamowicie specyficzne ..gdyby się jej mocniej przyjrzeć można dojść nawet do wniosku że nie jest ona wynalazkiem ludzi i płynnie się na nich przelała z czasów gdy nas jeszcze nie było ...ujawniając w najgorszej z najgorszych postaci najokrutniejsze oblicze ludzkiej istoty przy założeniu że wierzy się w pewne Dogmaty. Jak dla mnie absolutny majstersztyk dziś już nie robi się takich filmów , gdzie pracują cienie, kadr, muzyka, nastrój, klimat gra aktorska ...tylko ktoś ograniczony niezdolny do wnikliwej analizy i rozłożenia na części na wielu płaszczyznach (od moralnej przez życiową po militarną ) jest wstanie się zanudzić na tym filmie i podsumować jako nudę. Pozdrawiam.
Niekoniecznie zaraz ograniczony. Jeśli ktoś miał zupełnie różne oczekiwania wobec filmu, mógł się rozczarować. Nie wszyscy lubią też filmy drogi, gdzie długo długo długo dokądś zmierzają, a końca nie widać. Bardzo dużo zależy też od wieku - inaczej odbiera się dany film w młodości, inaczej parę lat później. To, co kiedyś wydawało się nudne, dopiero później może zostać właściwie odebrane, człowiek wtedy uświadamia sobie, że po prostu wcześniej nie był w stanie tego zrozumieć, przeanalizować, bo brakowało mu wiedzy, doświadczenia. Gust - rzecz do wyrobienia. Prawdziwy kinoman prędzej czy późnej doceni ten film. Pozdrawiam :)
Wydaje mi się, że płk. Kurtz (podobnie jak pierwowzór tego bohatera stworzony przez Conrada) nie jest wcale kreowany przez Coppolę na jakiegoś proroka. Jest przede wszystkim ofiarą wojny. W książce był ofiarą nieprzyjaznej przyrody i świata stworzonego przez białych kolonizatorów bezlitośnie eksploatujących Afrykę. W filmie jest to wojna, dla Amerykanów szczególna wojna (na pewno dla pokolenia Coppoli). Masz rację, że Kurtz jest ukazany jako postać nietuzinkowa. Bo nie jest to typowy trep czy wojskowy urzędnik. Jest to człowiek nieprzeciętnie inteligentny, na swój sposób wrażliwy, który wyruszył na wojnę widząc w tym głęboki sens, a nie po kolejne gwiazdki. I ofiarą także jest niebanalną. Usiłuje nadać złu jakiś racjonalny sens. Ponosi porażkę, z której na końcu zdaje sobie sprawę (choć w pewnym momencie usiłuje namaścić Willarda na swego następcę - może to rodzaj próby, której zostaje poddany przez "Szalonego pułkownika" młodszy oficer?). Krótko mówiąc nie zgadzam się z Tobą. I nie wiem czemu miałoby służyć "pranie mózgu", o którym napisałeś? Na pewno wojna w Wietnamie jest w tym filmie kontestowana, ale uważam, że jest tylko pretekstem. To nie jest jakaś płytka lewacka agitka, że wojna, a szczególnie przeciwko czerwonym jest zła. Każda wojna jest zła, bo robi z ludźmi to co robi.
Pozdrawiam
Twoja argumentacja i sposób przybliżenia Kurtza trafia do mnie póki co najbardziej. Co do prania mózgu - tak jak napisałem pod postem Quay - sposób przedstawienia historii, postaci samego Kurtza jest dla mnie nieobiektywny. Mam odczucie, że reżyser narzuca mi sposób postrzegania głównego bohatera. Nie pozwala mi samodzielnie podjąć decyzję na temat Kurtza. Stąd mój negatywny odbiór całego filmu.
Cieszę się. Jak widzisz u mnie ten film ma serducho i max gwiazdek, więc pewnie jestem subiektywny. Może dzięki mnie twój osąd będzie trochę mniej surowy.
Jestem tuż po seansie. Może i masz rację, i film jest trochę przedłużony i męczący, ale może ta wojna też toczyła się w nieskończoność, jakby już miała się nigdy nie skończyć. Może to jakieś odniesienie, porównanie... Po tym co napisałeś na początku posta przypomniało mi się film "Łowca jeleni". Tam żołnierz wraca do domu po wojnie w Wietnamie i nie może odnaleźć się w innej rzeczywistości. Całe jego życie, po tym co zobaczył już nigdy nie będzie takie samo. I tak tutaj na samym początku "Czasu" bohater mówi, że się zmienił, że nie chce wracać na pole walki, ale nie potrafi wrócić do domu i odnaleźć się w rzeczywistości cywila mieszkającego w Stanach. Nazwałeś film "Praniem mózgu" może i trafnie... Nie jest to jednak pranie mózgu widza, a jedynie sugerowanie i zachęcenie reżysera do głębokiej analizy umysłów Willarda i Kurtza a także umysłu każdego żołnierza.
Mnie - krnąbrnego widza - nie zachęcił. Jak już wspominałem wcześniej, brakuje mi chłodnego spojrzenia na całą tą wyprawę osoby niezaangażowanej (np. jakiś raport dowództwa). Również sam sposób przedstawienia do mnie nie trafia. Co do głębokiej analizy umysłów - jeśli by Coppoli tak na tym zależało to by skrócił nieco samą wyprawę kosztem konfrontacji z Kutzem.
no chyba jednak nie czytałeś książki, tu właśnie chodziło o tą wyprawę, podróż do samego jądra była tortem, a Klein czy tam w książce Kurtz był wisienką. Tę wyprawę można interpretować w różny sposób. Mi wydaje się, że chodzi po prostu o życie, a Kurtz jest jego sensem. Podobnie w filmie
co ma piernik do wiatraka? nie bardzo rozumiem czemu uzależniasz moją ocenę od czytania książki? tak jak byś zakładał, że każdy kto ją przeczytał będzie się filmem zachwycać.
poza tym film nie jest ekranizacją książki, a wyłącznie powstał w oparciu o nią. I moim zdaniem Coppola wcale nie musiał trzymać się schematu z książki.
może niewłaściwie się wyraziłem. Nie uzależniam niczego, tylko daje pewne powiązania. Tak byś mógł lepiej zrozumieć film. Nie ma czego w nim poprawiać, bo on miał taki być. Jeśli ktoś nie interesuje się historią, nie czyta książek, woli filmy lżejsze w odbiorze, nie słucha muzyki i nie ma ochoty nabywania jakiegokolwiek światopoglądu to faktycznie, może się ten film nie podobać.
widzę, że już przypiąłeś mi łatkę ograniczonego dzieciaka :P czemu zakładasz, że każdy komu się ten film nie spodobał nie czyta książek, woli mało ambitne filmy, nie słucha muzyki (tu już w ogóle zaszalałeś) i nie ma światopoglądu? ;>
bo uważam tak tylko sobie sam, że czytając książkę mógłbyś docenić bardziej film, ponadto długość filmu mogła cię znużyć no ale nie sposób przelać dużą treść w te półtorej godziny. Widz, dla którego nie liczy się aż tak bardzo krew, na pewno nie uzna tego za minus, wręcz przeciwnie, doceni reżysera, że daje mu dodatkowe chwile by mógł lepiej zrozumieć co chce mu przekazać. No i muzyka w tym filmie, najpierw trochę "bawi" lot Walkirii, a na koniec hipnotyzuje the end. No i światopogląd, najlepiej chyba oddaje go scena, która pojawiła się dopiero w Reduxie. No bo o co i w ogóle kto bije się w tym Wietnamie? Przepraszam, jeśli trochę niejasno po raz kolejny, ale taki gość jak Ty na pewno zrozumie moją chaotyczną wypowiedź
Gwoli wyjaśnienia - książkę czytałem. Dawno, ale jednak. Co do długości filmu - 2,5 godziny ;) - i ja bym nawet nie marudził, że film za długi, gdyby naprawdę przez co najmniej 1,5 godziny film na mnie oddziaływał, gdyby całe to nakręcanie widza na spotkanie z Kurtzem prowadziło do czegoś, co widzowi wynagrodzi to czekanie (i bynajmniej nie mam tu na myśli fontann krwi). W zamian dostaje niezbyt przekonujące pół godziny z mamroczącym Brando i zachwyconą nim resztą. I całe to wcześniejsze, 2-godzinne preludium do scen finałowych dla mnie też traci przez to sens.
Co do muzyki - wybacz, ale do mnie nie trafiła. Może to wyłącznie kwestia gustu, ale nie siedziałem na napisach końcowych zahipnotyzowany. W przeciwieństwie do Full Metal Jacket, gdzie zarówno muzyka podczas filmu jak i puszczone na koniec "Paint It, Black" Rolling Stonesów naprawdę wgniotło mnie w fotel i zauroczony wytrwałem do ostatniej literki.
W kwestii światopoglądu - faktycznie trochę zagmatwałeś. Niemniej, żeby zdawać sobie sprawę z absurdalności wojny (czy to w Wietnamie czy to w innym zakątku świata) wcale nie trzeba oglądać akurat tego filmu.
No i może to cię boli, rozczarowałeś się Kurtzem, myślałeś, że to będzie nadczłowiek, tymczasem, to ponadprzeciętna jednostka, natomiast podróż miała po części zobrazować to, jak stał się "bogiem". Sceną finałową był 2,5 godzinny film.
Co mnie boli napisałem już w pierwszym poście. Jak dla mnie to nawet tą ponadprzeciętność jednostki średnio widać. Wiem, inni są zachwyceni, ale ja tego nie kupuję. Moje prawo. Podróż raczej marnie tłumaczy tą boskość. Bardziej chyba próbuje nakręcić widza, żeby w momencie spotkania Kurtza był wystarczająco tego spragniony i bez oporów łyknął przedstawioną mu farsę.
Ostatnie twoje zdanie pozwolę sobie pozostawić bez komentarza.
...ale się trzymał (choć nie do końca) i jednym się to może spodobać, innym nie. Ciebie książka nie zachwyciła, więc film także nie musiał. Jeszcze odnośnie twojego zawodu na temat postaci Kurtza: Zarówno z filmu, jak i z książki może płynąć jeszcze jedna prawda - nie wszystkie wyobrażenia i opinie zasłyszane od innych muszą być prawdą ;). Ty jak i główny bohater spodziewali się zobaczyć jednostkę ponadprzeciętną, człowieka-boga. Niesty plotki są tylko plotkami, a wyobrażenia wyobrażeniami, a rzeczywistość może być zupełnie inna:).
Dokładnie. Tyle, że główny bohater ani nikt z otoczenia Kurtza tego nie zauważa. I to mnie rozczarowuje trochę.
Ale dlaczego pranie mózgu?To Willard była zafascynowany Kurtem, chciał poznać ideologiczne motywy buntu pułkownika, widział w nim nadczłowieka, szukał sensu w "apokaliptycznej" rzeczywistości. Film pokazuje drogę do czystego zło, atmosfera robi się coraz bardziej mroczna i pesymistyczna w czasie podróży w górę rzeki. A królestwo Kurta to kwintesencja apokalipsy, pułkownik nie jest wspaniały, nie ma wizji ani ideologicznej otoczki jego działań, jest tylko bezsensowna brutalność i okrucieństwo. Mimo to Kurt jest wielbiony jak bóstwo. Oto zło w czystej postaci, które zbiera wyznawców bez zbędnej ideologii.
Nie widzę tu manipulacji raczej niepokojącą opowieść o upadku człowieczeństwa i fascynacji złem.
... Widziałem ślimaka... pełznącego po krawędzi brzytwy. To mój sen... mój koszmar. Brnie, pełźnie... po krawędzi... piekielnie ostrej brzytwy... I nie ginie...
w takich sytuacjach widać kto nie czyta lektur. Po lekturze "Jadra ciemności" ten film jest zupełnie inny ...
tak, czytałam i podobało mi się Jądro Ciemności. nie, nie podobał mi się Czas Apokalipsy i nie rozumiem dlaczego ludzie się nim zachwycają. Zdjęcia, gra aktorska, reżyseria, to wszystko blednie kiedy słucha się dialogów. Przepraszam bardzo, ale są one po prostu beznadziejne. Pseudofilozoficzne rozważania, przytoczony wyżej przez HV71 cytat, to wszystko sprawiało że z poważnego filmu, dla mnie CA zamienił się w śmieszną do czasu komedię. Potem już niestety tylko nużył.
Spodziewałam się czegoś z pomysłem, głębokiej analizy psychiki człowieka który trafiając do "jądra ciemności" całe człowieczeństwo stracił. Film natomiast zaoferował jedynie ciężkostrawne, przekombinowane dialogi.
A szkoda, bo samo Jądro Ciemności jest naprawdę świetną lekturą.
tak, czytałam i podobało mi się Jądro Ciemności. nie, nie podobał mi się Czas Apokalipsy i nie rozumiem dlaczego ludzie się nim zachwycają. Popieram
Noo haha wiesz dlaczego nie wchodzi sie dwa razy do tej samej rzeki? Bo rzeka płynie!
dokładnie to miałam na myśli. trochę tak, jakby napisali dialogi we współpracy z Coelho ;p
Po prostu Twój "umysł" nie ogarnia tego filmu bo pisząc cytuje "kiedy słucha się dialogów. Przepraszam bardzo, ale są one po prostu beznadziejne. Pseudofilozoficzne rozważania" robisz z siebie zwyczajnie idiotę.Twoje zdanie na temat wartości tego filmu zwyczajnie gówno znaczy bo historia zweryfikowała już wartość tego filmu.Dziś uznawany jest za dzieło klasyczne,które każdy powinien znać i szanować bo jest to po prostu film kompletny i doskonały.Czas Apokalipsy to wnikliwa analiza psychiki człowieka w obliczu wojny.Temat tego filmu jest naprawdę długi jak rzeka sam już wielokrotnie pisałem z innymi o tym filmie.
Polecam przeczytać tą recenzje jest napisana naprawdę na wysokim poziomie i może jak przeczytasz to w końcu zrozumiesz o czym jest ten film bo mam wrażenie,że chyba nie bardzo wiesz.
http://www.film.org.pl/prace/czas_apokalipsy.html
Swoją drogą czego się też spodziewać po kimś,kto wystawia ocenę 8/10 Harry Potterowi a Arcydziele kina pisze takie rzeczy.
Ja Ci zacytuje z tej recenzji:) " Willard wydaję się być totalnie odmoralniony, nie posiada tej znamienitej cechy ludzkiej duszy, bo dawno już ją stracił w skąpanej krwią dżungli Wietnamu. Nie możemy się połączyć z nim duchowo, nie potrafimy odgadnąć co czuje, jak funkcjonuje, w jaki sposób działa, co konkretnie go napędza." - To, że wydaje się być on odmoralniony to wskazali autorowi tej recenzji towarzysze WIllarda, a nie on sam. On po prostu milczy i to ze nie slyszymy jego mysli itd, jak to robia w wielu filmach psychologicznych nie jest rownoznaczne z niemożnością połączenia się duchowego, ja ogladajac ten film uwierzylem ze on po prostu nie myśli, lecz co prawda czasem miał przebłyski (jak dobił tamtą dziewczynę - moze to było niemoralne, ale racjonalne ale bez przesady, nie można tu mówić o żadnym 'skraju' opisywanym w tej recezji chociazby). Jadro ciemnosci to nie byla nadzwyczajna ksiazka, jak dla mnie, lecz z pewnoscia pod aspektem psychologicznym byla o wiele lepsze niz film, w ktorym coppola po prostu utrudnil to co bylo w ksiazce latwe, a nie pokazal wcale tego co bylo trudne :) przez to ze to ekranizacja ksiazki to mozna krytykowac ten film na wielu plaszczyznach a ktos nie potrafiacy sie wyrwac z jednej plaszczyzny tego filmu moze sie nim zachwycac.
Po pierwsze - jestem kobietą, zanim następnym razem zaczniesz się bulwersować przeczytaj dokładnie czyjegoś posta - wielokrotnie użyłam formy żeńskiej. Po drugie - nie musisz od razu uciekać się do nazywania mnie idiotką, bo w ten sposób sam z siebie robisz... no, nieważne.
Nie zamierzam wychwalać filmu, który mi się nie podobał, tylko dlatego, że krytycy moczą bieliznę na widok tego tytułu. Bez urazy - ja wolę wyrabiać sobie opinię na podstawie własnych odczuć i doświadczeń - nie opinii innych ludzi, którą oczywiście można się sugerować. "Które każdy powinien znać i szanować" - znać oczywiście, bo jestem za tym, aby samemu poznać coś zanim się to oceni, natomiast szanować... nie wiem czy film to rzecz która zasługuje na szacunek, za to na pewno szanuję pracę zarówno Coppoli jak i każdego innego specjalisty pracującego nad tym filmem - pod względem technicznym jest świetny, natomiast merytorycznym... tutaj mam wątpliwości które wyraziłam w moim poście. Moim zdaniem dialogi są przekombinowane, napompowane i patetyczne - to w końcu film wojenny, z samą formułą dość się to kłóci. Myślałam nawet że to kwestia kiepskiego tłumaczenia - niestety myliłam się.
Może mój tępy i prymitywny umysł nie "ogarnął" filmu, cieszę się natomiast, że "ogarnął" dzieło Conrada - więcej mi nie trzeba.
Przy okazji - nie wiem jak czytając recenzję mogłabym się dowiedzieć o czym jest film - mam nadzieję, że to nie jest dla Ciebie jedyna podstawa do tworzenia własnej opinii, bo jeśli tak, to nie mamy o czym rozmawiać :) Wystawiłam Potterowi 8 bo traktuję ten film z dużym sentymentem, gdy byłam młodsza uwielbiałam tą serię, i nadal uważam że jest świetna, wzruszająca natomiast myślę, że nie musisz się nawet silić na porównywanie tych dwóch kwestii - to po prostu bez sensu, a jadu w Twojej wypowiedzi tyle, że odechciewa mi się cokolwiek tłumaczyć.
Proponuję natomiast żebyś zamiast powoływać się na recenzje filmowe sam wypowiedział się swoimi słowami na temat dialogów. Może jako znawca i wielbiciel tego filmu będziesz mi w stanie wytłumaczyć, może (na pewno!) czegoś nie rozumiem.
Człowieku to jest film! Nie ma się co podniecać i denerwować. Odrobina wyobraźni i elastyczności pomaga. Chcesz coś realnego i prawdziwego włącz sobie jakiś dokument na Planete albo Fakty lub Teleexpress.
Zgadzam się z tym co piszesz, za wyjątkiem dwóch stwierdzeń -
1. Film nie jest nudny i nie jest zbyt długi (ta ponad trzygodzinna wersja jest taka w sam raz, ta dwugodzinna za krótka).
2. Film jest manipulacją. ale nie nieudolną.
No ale tak - bezczelna manipulacja, pękający z hukiem balon, bezcelowa brutalność - z tym się zgadzam, dlatego zresztą mam ten film w ulubionych.
W ogole sie z toba nie zgadzam. Ja ten film odbieram calkiem inaczej. Zaczynajac od Kurtza to nie ma on byc zadnym "samozwańczym dyktatorem bez żadnej konkretnej wizji swych rządów. ". Byloby to bez sensu. Podrozujac z bohaterem poznajemy Kurtza z 2ch stron: pierwsze przez jego akta, ktore wskazuja, ze byl obiecujacym zolnierzem z doskonalymi umiejetnosciami, zastanawiamy sie co stalo sie, ze jego losy potoczyly sie inaczej i z 2giej strony przez sama podroz Sheen'a, ktory niejako idzie sladami Kurtza do miejsca gdzie "konczy sie rzeka" i pokazuje nam realia wojny, jej okropnosci, absurd sytuacji. Bohater jest troche do Kurtz'a podobny - wypalony nie widzi sensu w tym co robi jednak wie tez, ze nie ma powrotu do normalnego swiata. Dlatego Kurtz "odszedl" i dla tego Will zgadza sie na ta misje - poczatkowo tylko po to by od tego "normalnego" swiata uciec, potem ciagnie go do Kurtza rowniez ciekawosc. To co pokazuje ten film to bezsens i okropnosc tej wojny - kazdy jest w niej przegranym, nikt nie ma w niej przyszlosci. Mozna sie domyslac, ze Kurtz uciekl ze swym oddzialem najdalej jak bylo trzeba i zostal przyjety przez tubylcow jako niosacy dobro. Dzieki temu byl tam specjalnie traktowany ale nigdzie nie ma pokazane, ze byl dla nich jak wladca a szczegolnie wspomniany dyktator. Jesli tego sie spodziewales to twoj "balon" mogl peknac bez huku. Spotkanie z Kurtz'em tylko ostatecznie przekonuje Will'a do tego nad czym wczesniej sie zastanawial. A sam Kurtz chce umrzec i wie, ze musi zginac. Dlatego tubylcy pozwalaja Willowi spokojnie odejsc - byli na to przygotowani. Mozemy sie jeszcze zastanawiac jak Will odebral ostatnia notatke Kurtz'a - czy podal "wszechmocnemu" nieprawidlowe wspolrzedne na nalot ? Mysle, ze tak. Kurtz nie chcial osadzac nikogo, mowil ze nie wolno tego robic bo kazdy jest w jakiejs czesci zly. To plemie, z ktorym byl nie jest wyjatkiem.
Jeszcze jedna rzecz: przez caly film mamy do czynienia z smiercia - glupia smiercia. Przez glupie zachowania zalogi 1/2 jej ginie jednak nikt nikogo tam za to nie wini. Nie ma tam zlosci i okrzykow "to twoja wina!". Kazda smierc jest glupia, cala wojna bezsensowna a to, ze ktos biega z raca po lodzi czy plywa na desce w srodku wojny nie jest zadna wina. Kazdy z nich juz w jakims sensie jest martwy i tylko stara sie lapac czegos co pozwoli mu udawac, ze jest inaczej.
Czytałem jakiś czas temu ''Jądro ciemności'', książka z jednej strony zachwycała ciężkim, mrocznym, wyjątkowym klimatem, z drugiej dla mnie osobiście to ciągłe skupianie się na Curtzie, ciągłe zachwyty jaki to niezwykły człowiek, wszystko kręci się wokół niego, nie kupuję tego. Z zachowaniem proporcji, ale podobnie jest w filmie. Z faktów Willard dowiaduję się że to szaleniec, czyta jego akta i nie wiem skąd ten cały zachwyt nad jego postacią, wyraźnie odbiło mu jak nie jednemu na wojnie czy nawet w normalnych warunkach. Willard wydaje się być cały czas jakiś nieobecny, sprawia wrażenie jakby wydarzenia i okrucieństwa po drodze nie robiły na nim większego wrażenia, za to człowiek którego nawet nie zna to dla niego sprawa życia i śmierci.
Tak jak w książce zachwyt nad postacią Kurtza, jakby zbawiciel zstąpił z niebios..rozumiem zainteresowanie, zaintrygowanie główną postacią, ale do przesady to rozwinięto. Moje naturalne podejście nie pozwala mi inaczej na to spojrzeć, takie trochę dorabianie filozofii, ideologii tam gdzie jej nie ma.