Początek i koniec to sztampowa melodrama/komedia romantyczna (nie rozróżniam tych dwóch gatunków, bo przez lata zlały się w jeden). Natomiast środek to popis oryginalności i pocieszenie dla facetów, że mogą zrozumieć kobiety, jednak nie jest im ten dar dany na długo i nawet, gdyby go posiadali to prawdopodobnie nie wykorzystaliby go (gdyby film nakręcił facet zapewne byłby to mokry sen każdego faceta). Autentycznie śmieszny, z masą świetnych obserwacji życia kobiet. Popada jednak w banał i pod koniec kończy się klasycznym happy endem pościelowo-rozklejającym. Może to przez to,że film zrobiła kobieta i koniec końców oddała pierwszeństwo paniom. Feministyczne pobudki i gloryfikacja kobiet pogrążył ten film w odmęty wtórności i odtwórczości. Być może facet miałby większe jaja, upajał się dłużej darem Nicka i z pewnością zakończył film inaczej, przewrotniej. Tak mamy nudną puentę,że kobiece myśli powinny być nieodgadnione i kobiety tak naprawdę myślą (!) nad masą różnych rzeczy, w przeciwieństwie do... no właśnie, kogo?
Wpada miejscami w banały, ale ostatecznie to i tak powiew świeżości wśród komedii romantycznych. Martwi mnie jednak,że skręcił w stronę kobiecej strony mocy i stał się pod koniec KOLEJNYM, taśmowo robionym wyrobem na walentynki. Szkoda, bo chciałem dać nawet 8.