Trochę w nawiązaniu do wątku o pogardzie dla tego rodzaju filmowej lektury ("lekiej, latwej i przyjemnej i do porzygania") chcialbym dodac, ze problem zaczyna sie, gdy ogląda się WYłąCZNIE tzw. "sezonowe" komedie. W moim wszechświecie jest miejsce i na Allena, i na Smitha... i na filmy z Reese rownież. Nie jest to arcydzielo na miare "Legalnej blondynki", ktorą uważam za film bardzo dobry, ale z pewnością ma kilka mocnych punktów i nie jest stratą czasu, a nazywanie ludzi, którzy wybierają z kinowej oferty własnie "Cztery gwiazdki", troglodytami jest nadużyciem w istotny sposób świadczącym o nędznej w istocie pogardzie dla świata stojącego w opozycji do własnego, rzekomo wysokiego, IQ. Ludzie inteligentni zwykle są tez taktowni ;-) Wesołych świat wszystkim!
PS. Niezłą i zabawną dość recenzję znalazłem na szczególnym serwisie:
http://strefasingla.pl/Strefa-Kultury/Cztery-gwiazdki-rodzinnej-apokalipsy.html Zamieszczam, bo nie znajduje się on na stałym "filmwebowcow" szlaku!