Jeden z gorszych filmów jakie widziałem, nudziłem się bardzo, ale mając myśl, że obejrzałem już prawie pół filmu pomyślałem sobie: "okej, czasami akcja długo się rozkręca, może coś jeszcze będzie". Obejrzałem do końca i niestety nic nie było. Cały film to bezsensowna, bezcelowa nuda. Fabuła nie zmierza absolutnie donikąd. Postaci zostają uwikłane w tę trudną, tragiczną wręcz sytuację tylko co z tego? Cały film jedzie na tym jednym, głupim nieporozumieniu. W całym nieporozumieniu (poza szybko zabitym mężem) biorą udział tytułowa damulka, pastor i gość grany przez Pattinsona, którego imienia nie pamiętam, mimo, że dopiero skończyłem oglądać film. A reszta postaci wrzucona jest jakby na siłę - szwagier tylko po to, żeby jeszcze bardziej skomplikować sytuację, a rdzenny Amerykanin tylko po to, żeby tego szwagra sprzątnąć i chwilę potem się ulotnić. Jeszcze słowo o "damulce" - jasne, ta postać miała bardzo ciężką sytuację w filmie i tak jak empatyczny staram się być, tak wielokrotnie podczas seansu zastanawiałem się jak ten pastor i reszta ludzi z nią wytrzymywali. Jeśli celem twórców filmu było obrzydzenie nam tej postaci to wyszło dobrze, bo trudno mieć do niej choć odrobinę sympatii, tak odpychająco napisana jest to postać. Zakończenie filmu bezsensowne, nic nie wnoszące, no i przewidywalne, bo też nie miałem już złudzeń, że "damulka" stanie się choć odrobinę mniej opryskliwą osobą.