Nie będę się rozpisywał nad doskonałością tego filmu, którą da się zauważyć w każdej jego płaszczyźnie i w każdej sekundzie - niech moja ocena - "10" (dla polskich filmów obok serialu "Kariera Nikodema Dyzmy" i "Rejsu" to moja jedyna "dycha") starczy za jego podsumowanie.
Wspomnę natomiast o arcykunszcie sceny wyprowadzenia więźnia i egzekucji. Poszczególne elementy tu (gra aktorów - kata, strażników, więzienne korytarze, szubienica etc.) stanowią najwyższych lotów okrasę dla najwyższych lotów aktorstwa Baki. Grając w kulminacyjnych momentach prowadzonego na szubienicę skazanego, zobaczyłem jedną z najdoskonalszych kreacji aktorskich, jakie dane mi było oglądać. Cały film ściął mnie z nóg, ale finalne sceny, o których mowa po prostu zmiażdżyły mnie.
Wspomnę tu o samym akcie wykonywania kary śmierci. Miałem "przyjemność" bodaj dwukrotnego oglądania wykonywania kary śmierci na ekranie "punkt po punkcie" (raz krzesło elektryczne, raz komora gazowa). Faktem jest, że świadomość tego, że ogląda się "prawdziwą" śmierć w tych 2-ch przypadkach mogło spowodować, że człowiek był bardziej przygotowany na to, co się za moment stanie.
Jednak z całym przekonaniem stwierdzam, że żaden ze wspomnianych przypadków nie wywarł na mnie takiego wrażenia jak doprowadzenie i powieszenie skazanego w "Dekalogu".
Jeśli więc kreacja aktorska potrafi (i to w takim temacie jak wykonywanie kary śmierci!) przebić rzeczywistość - jakże owa kreacja musi być doskonała!