To nie znaczy, że film jest zły, jednakże praktycznie do końca seansu nie zacząłem się identyfikować z protagonistami, ani ich sprawą. Zwłaszcza, że aktorsko też nie powala - główny bohater to ładna buźka i nic poza tym, a pozostali są równie sztuczni - ciągle tylko zaaferowani wyższymi sprawami, ich dialogi są wyłącznie oficjalnie lub oschle - nawet jeśli zdarzy im się znaleźć pomiędzy osobami bliskimi. Zero luzu. No dobra, były próby przy pomocy jowialnych powitań, i to wszystko. Kolosalny kontrast pomiędzy np. Władcą Pierścieni - gdzie zanim przeszliśmy do właściwego wątku, na początku otrzymaliśmy życie codzienne w wiosce Hobbitów, ich zabawy, psoty - poznaliśmy charaktery bohaterów nim włączyli się oni do śmiertelnie poważnej gry o przetrwanie śródziemia. Dzięki czemu przywiązaliśmy się do nich, i na późniejszym etapie historii pewne ich działania nie brały się za przeproszeniem z dupy. A tym czasem w Diunie nie dane nam było poznać świata, ludzi, kultury, tradycji - głowy byka mają nam wystarczyć za namiastkę tego ostatniego. Poza tym razi sztucznie wykreowany sterylny świat (światy), co podkreśla jeszcze kompletny brak dzieci i osób starszych - zarówno Atrydzi jak i Harkonnenowie rodzą się chyba od razu dorośli i umierają stosunkowo młodo. Fremenowie podobnie.
Po tylu latach wszechobecnych animacji komputerowych rażą w Diunie wygenerowane armie - idealnie jednakowych żołnierzy. No i ci żołnierze walczą jak ofiary losu, gdy tylko natrafią na protagonistów - zawsze uprzejmie czekają na swoją kolej, żeby zaatakować bohatera. Nigdy nie rzucą się na niego jednocześnie, żeby nie pozbawić go tym samym szansy na zwycięstwo - jest to zresztą zgodne z wielowiekową tradycją Hollywood.
Nie wiem dlaczego post podpiął się pod nieprawidłową wypowiedź. Nie mogę się zgodzić, o ile rzeczywiście Paul kreowany jest na postać kluczową i raczej nie spodziewam się jego przedwczesnej śmierci (nie znam finału), to jeśli chodzi o Grę o Tron (spoiler alert), to naturalnymi kluczowymi postaciami do objęcia tronu na początku były postaci z rodu Starków, najpierw Ned, a później jego syn - Rob. Krwawe gody to był niespodziewany majstersztyk. Daenerys w moim odczuciu po pierwsze została wprowadzona do fabuły dużo później, a i nie była moją kandydatką od momentu przedstawienia postaci do odegrania tak ważnej roli, to pojawiło się z czasem, natomiast takich postaci - pretendentów do tronu w cyklu Martina jest tak dużo, że każdy z nich mógł (może - wszak powieść jest nieukończona) zasiąść na tronie.
Pierwsza część książkowego cyklu o Diunie została podzielona na dwie części filmowe. To czego ci brakuje w obecnej pierwszej części filmu w dużej mierze znajdzie się w drugiej części filmu (za dwa lata premiera jak nie będzie kolejnej plandemii). Inne wskazane przez ciebie braki w opisie zastanego uniwersum zostaną uzupełnione w kolejnych częściach i kolejnych latach... nikt ci nie powiedział, że to coś w rodzaju serialu? na cykl Diuny składa się 6 słownie sześć książek, każda kolejna dodaje nowe aspekty uniwersum Diuny i posuwa fabułę nawet o kilka tysięcy lat, dają też wyjaśnienie dla wielu kwestii tak, że pierwsza część nie stanowi jakiejś zamkniętej i odrębnej całości. Jeszcze raz powtórzę: ten film to połowa pierwszej części i jest jak pierwszy odcinek serialu.
Nie, nikt mi nie powiedział ;) i jak widać po opiniach innych, im też nie. I z tego co widzę na info na filmweb Diuna 2 dopiero co została potwierdzona, także punkty są dalej aktualne
Ta głowa byka też mnie zastanawiała. Planeta Atrydów jest wodna co zresztą zostało pokazane. Nie powinna to być głowa rekina czy kraba?
Sama książka jest płaska, pokazuje gotowe rozwiązania scenariusza od których nie można odejść. Stąd Artydzi popełniają tyle błędów po przybyciu na Diunę i w efekcie przegrywają.
Skoro czytałeś oryginał to powinieneś wiedzieć, że głowa byka przybyła z atrydami na Diunę. Dziadek Paula, ojciec księcia Leto zginął na arenie jako doświadczony torreador w walce z bykiem. Ten gadżet ma im przypominać, że niczego nie można być w życiu pewnym. Jak wiemy nie brali tego zbyt poważnie...
Głowa rekina do tego motta lepiej się nadaje xD, lepiej pasuje do układów Imperatora z rodzinami. Zresztą ten temat świetnie podkreśla jakie sztywne ramy narzuca książka i film przez to ma minimalne marginesy manewru.
Teraz to oceniasz i czepiasz się bardziej książki niż filmu ;). To tak jakby zrobić zarzut dlaczego główny bohater ma na imię Paul? Albo dlaczego taka durna nazwa "Atrydzi"? A może "Harkoneni" się komuś niespodoba Itp.
Gdyby Leto wyciągnął kij ze swojej du*y i zaczął myśleć (na ciebie nie liczę), mógłby zastawić pułapkę wysuwając siebie na przynętę. Z Harkonenów zostałby pył xD ale podstawą myślenia jest "czepianie się" mitów założycielskich. Tutaj też nie liczę na ciebie.
Nie nie jest. To jest był który zabił ojca Leto. Chyba nie oglądaliście filmu dokładnie.
W filmie nie ma ani słowa o tej legendzie. Gra głowa byka powieszona na ścianie xD
Jest i to dwa razy. Oba są jeszcze na Kaladan. 1) Leto rozmyśla przy nagrobku ojca i tam jest rysunek i scena zaraz potem jak dołącza Paul - wspomina że chce dołączyć do pierwszego zespołu na Aarakis. Leto mówi że jest zbyt niebezpieczne na co Paul wspomina o dziadku, który walczył z bykami. Leto odpowiedział mu się jak skończył dziadek. Trzeba było iść do kina a nie film oglądać na laptopie.
Jest wprost wyjaśnione, i to nie legenda, skoro dotyczy ojca Leto. Nie rozumiem tylko, dlaczego tak bardzo wyeksponowano motyw byka w filmie. Zbędny wątek.
Czekałem na eksplozję bomby ukrytej w tej głowie po inwazji H ale głos rozsądku mówił o ekranizacji książki
No tak, ale prócz tego że zabił ojca księcia, to jeszcze symbolizuje odwiecznych wrogów rodu Atrydòw, czyli Harkonenòw. Haark to po fińsku czy tam szwedzku byk. Czyli ukryte przesłanie brzmi: jeśli wojujesz z Harkonenem to obaj zginiecie. I to się faktycznie dzieje w fabule książki oraz filmu. I dlatego nie rekin i nie krab, tylko byk.
Ok, jeżeli weźmiemy pod uwagę herb z gier. W Dune 2021r harkonenowie mieli inny herb.
Czytając ten opis czuje się jakbym czytał moje opinie o książce źródłowej. Czyli sobie odpuszczam ten film :D
Ten film zachwyci jedynie fanów książki, którzy chcieli "idealnej" adaptacji. Tylko to adaptacja, która kopiuje dokładnie wszelkie rzeczy które odrzucają ludzi w książkowym pierwowzorze
Dobra adaptacja powinna być zrozumiała dla każdego widza, a nie tylko dla garstki fanów książki
Ale film jest zrozumiały fabuła została ładnie uproszczona. Jedyny problem jaki widziałem to za dużo czasu poświęcono na powolne ujęcia statków czy pejzaży a trochę za mało na grę aktorską i budowanie postaci czy ogólnie świata przedstawionego.
Chyba oglądaliśmy dwa różne filmy. Dla mnie fabułą jest dość ciekawa aczkolwiek przedstawiona w filmie to jakaś kpina. Nic z filmu się nie dowiesz. No chyba, że wcześniej przeczytałeś książkę. Produkcja bardzo przeciętna pod wieloma aspektami.
Dlaczego? Ja nie czytałam książki, nie znam za dobrze historii, a nie miałam problemu ze zrozumieniem fabuły w filmie, wręcz uważam, że została bardzo dobrze poprowadzona. Jeżeli jakaś Diuna była niezrozumiała dla widza, to zdecydowanie ta stara.
Właśnier w starej Diunie były prawdziwe postacie zarysowany konflikt. W nowej dzieją się rzeczy na erknaie, ale dla widza nie ma to większego znaczenia.
Też nie miałem większego problemu ze zrozumieniem treści i trochę nie rozumiem tej tezy, że współczesny widz nie strawi Diuny w takiej formie, zwłaszcza gdy zbiera taki multum pozytywnych ocen. Trochę na wyrost uogólnianie imo.
Moim zdaniem reżyser faktycznie starał się zrobić bardzo klimatyczną wersję, ale wyszło mu wyjątkowo nieudolnie.
Jeszcze filmu nie widzialem ale takie miałem po przeczytaniu 3 tomów z Diuną. Świat genialny ale postacie są takie, że nikogo nie pamiętasz i nikomu nie kibicujesz.
Ja czytałem pierwszy i niestety Diuna taka jest, a film zamiast próbować rozwinąć te rzeczy to wręcz je pieszczotliwie przenosi 1:1.
Przynajmniej dowiedziałem się, że to nie wina samych twórców, ale też i materiału źródłowego, co trochę zmienia moje podejście.
Ale sami twórcy filmu powinni mieć gdzieś w głowie, że współczesny widz nie strawi Diuny w takiej formie. Po prostu twórca za mocno skupił się na adaptowaniu powieści, a za mało na tym czy da się to oglądać jako wyrwane z kontekstu dzieło.
Tak jak adaptacja Władcy pierścieni poczyniła mnóstwo zmian, ale dzięki nim nawet ci co nie mogli przetrawić książki byli w stanie poznać tę historie.
Nie sądzę, żeby subopowi chodzi o zmianę przesłania, tylko przeniesieniu materiału źródłowego w bardziej strawny sposób niż było w ksiazce. Przykładowo w trylogii Władcy Pierścieni (moim zdaniem) zrobiono to dobrze. Filmy toczą się szybciej i żwawiej niż ksiązka, uciętą rozwlekłe watki i bardziej skupiono się na bohaterach niż historii Śródziemia i zarzucaniu widza tysiącami nazw. Lubię Tolkiena, ale ksiązki to jedno, film to co innego. Przesłanie wciąż pozostaje to samo.
Obejrzałem film i jest świetny, dużo lepszy niż książka w formie przedstawienia postaci. Mi się zmiany podobają bo reżyser zmienił z książki to co było w niej średnie lub słabe. Piękny film i czekam juz na 2 część.
Trudno się nie zgodzić. Jestem świeżo po seansie i ech...Do rozmachu książki, szerszego kontekstu bardzo daleko. Film nie wzbudził we mnie praktycznie żadnych emocji i nie uratują tego nawet epickie sceny. To z jakim szacunkiem była traktowana każda kropla wody, wręcz z czcią w filmie sprowadza się raptem do paru scen skraplania czegoś plus plunięcia Stilgara na powitanie, gdzie większość na sali kinowej parsknęła śmiechem - jakie to hollywoodzkie. Scena z grotem gończakiem - zero emocji, kompletnie nijaka. Zastrzeżenia mam też do samych efektów specjalnych. Nie wiem czy to specyfika ekranu kinowego, ale te wszystkie statki w scenach lądowania na tle jasnego nieba...jakieś to rozmyte (jeśli miało to symulować łunę bijącą od gorącego piasku to średnio to wyszło). Na plus rola Lady Jessiki, reszta taka sobie, szkoda. Chyba za dużo się spodziewałem.
Książkę pamiętam jak przez mgłę, przed premierą niestety zdążyłem przypomnieć sobie tylko początek i przez tenże początek film bardzo mnie zabolał. Początek książki jest miejscem gdzie poznajemy relacje Paula z rodzicami i przyjaciółmi, tego na ekranie zabrakło i widzimy Duncana tulącego Paula, nie odpowiadającego dlaczego. Liczba "nie myśli" Paula też nie pomogła, bo pomimo tego, że był niemal ciągle w kadrze, to nawet nie wiemy kim za bardzo jest. Dla mnie akcja działa się za szybko, miałem wrażenie, że gdyby nie książka to nie wiedziałbym co mają ze sobą wspólnego dwie następujące po sobie sceny, ale dziewczyna, która nie czytała Diuny nie miała z tym problem,u, więc to tylko pewnie moje urojenie.
Bo generalnie film słabo dawał sobie radę z łączeniem scen i nadawaniem fabule kontekstu. I dobra adaptacja powinna być zrozumiała nawet dla osoby, która nie ma pojęcia o istnieniu książki. Zwłaszcza jeśli to film kinowy, a nie fanfilm nagrany za garażami przez grupkę fanów.
Sporo dialogów, które w książce jeszcze jakoś mogły dawać radę w ustach aktorów brzmiało słabo. Jak powiedział kiedyś Harrison Ford "To, że można zapisać jakąś kwestie nie znaczy że da się ją powiedzieć" (coś w tym stylu).
I dialogi wypadały mocno sztywno, gdyż były bardzo literackie, a mało było w nich życia czy wyrażenia tego kim są bohaterowie.
W ogóle Herbert zdawał się traktować postaci bardziej jak takie kartonowe figury potrzebne do opowiedzenia jakieś większej opowieści, a nie coś na czym się skupiał.
zgadzam sie z przedmówcami. W sumie w połowie chciałem wyjść bo się nudziłem, nawet przy pięknych obrazkach. Bez kozery daje 6 ze względu na tę strasznie męczącą, nachalną, efekciarską muzykę. Gdyby nie to- bym sie przynajmniej gapił na obrazki w spokoju.
Nie zapomnij o muzyce... choć w sumie była taka świetna, że człowiek o niej zapominał jak jeszcze grała xD
Spodziewałem się czegoś znacznie lepszego, a oglądając ten film zastanawiałem się, czy nie lepiej ponownie zobaczyć Diunę z 2000 roku. Niby to była tylko produkcja telewizyjna, ale znacznie lepiej się to oglądało.
Dlatego, że to serial. Opowiedzenie historii Diuny w filmie kinowym to karkołomne wyzwanie. Nie oglądałem filmu ale już wiem że cały aspekt religijny i polityczny jest tu marginalny. A to jest całe sedno Diuny. Pierwsza część miałaby problem skompresować się w 10 jednogodzinnych odcinkach
Za to powinno się zabrać jakieś HBO czy inny Netflix, choć biorąc pod uwagę ostatni sezon GoT i siłowe wbijanie poprawności politycznej na Netflixie, to nie wiem czy byłoby to dobre rozwiązania...
Oj tak, zgadzam się. Ogólnie to miałam odczucie, że już to wszystko oglądałam w kilku innych produkcjach, że kilka wątków zgapiano i złączono w jedną całość, ale potem zobaczyłam rok książki. Nie wina materiału, bo jednak reżyseria mogła to wszystko podać w bardziej świeży sposób, dać charyzmatyczniejsze postaci, niektórzy aktorzy mocno mu odjęli tym, że grali takie same osobowości jak w innych filmach/serialach.
Aktorów bym się nie czepiał, bo to reżyser mówi "Cięcie, mamy to". Gdyby chciał czegoś innego, kręciłby jeszcze raz poszczególne sceny, tłumacząc aktorom wcześniej, co chce osiągnąć.
a podaj mi film s/f ktory nie jest podobny do innych filmow / seriali. o czym Ty w ogole piszesz ? jezeli juz, to te inne seriale / filmy mogly bazowac na tej ksiazce a nie odwrotnie. w jakim filmie s/f masz watek religijny skoro tak juz piszesz o podobienstwach ?
Nie napisałam, że zgapiono, tylko że miałam takie wrażenie. Ze względu na to, w jaki sposób to podano. Obejrzałam przez 15 lat wszystko, co dało się znaleźć, nie mam pamięci do tytułów, ale czułam, że każdy wątek już widziałam kilka razy. Teraz zajrzałam do google i widzę że są spisy sci fi z wątkami religijnymi i te filmy, które w nich są to obejrzałam dawniej.
To jest właśnie to. Ten brak ludzi. Postacie chodzą i mówią, ale są jakby ich nie było. Zastanawiałam się czy to kwestia aktorstwa, np. główny bohater jest - i nic poza tym. Nie wiem jaką ma osobowość, przez większość czasu wątpię czy przeżywa cokolwiek. Ale jak się tak przyjrzeć to generalnie wszyscy po prostu krok po kroku odhaczają z listy koleje swego losu i nie bardzo mają miejsce żeby cokolwiek więcej z siebie wycisnąć. Tu następny słaby punkt - niby tyle się dzieje a wszystko jakieś takie... statyczne. Mam wrażenie że tylko w "wizjach" było żwawiej, poza snami pustka. Puste światy, papierowi ludzie, znikąd przyszli i do niczego nie doszli, chociaż wizje kusiły potencjalną akcją, ale to chyba w kolejnych częściach dopiero.
To nie jest zły film. Ma sens, nie odmóżdża, buduje klimat, działa na wyobraźnię, muzyka wbija w fotel - z tych i innych powodów nie żałuję mojego czasu. Ale niedosyt jest duży.