Ach, "Dom dobry" Wojciecha Smarzowskiego – bo jakżeby inaczej, kolejny klejnot w koronie kinematografii, gdzie świat kręci się wokół biednych, delikatnych duszyczek w spódnicach, miażdżonych przez okrutny patriarchat. No oczywiście, że tak, bo po co nam różnorodność, kiedy można po raz enty wałkować tę samą, wygodną narrację: ona – niewinna ofiara, on – potwór w ludzkiej skórze. Dom, który miał być azylem, staje się pułapką – brzmi znajomo? Bo to jest znajome, aż do mdłości.
Granice miłości? Proszę bardzo, ale tylko te, gdzie kobieta jest bezsilna, a mężczyzna – wcieleniem zła. Alkohol, awantury, policja, która pewnie znowu zawodzi (jak w zwiastunie, co niektórych widzów przyprawia o ciarki). Peany na cześć odwagi Smarzowskiego sypią się jak konfetti: "trudny, ale ważny", "niezapomniany", "wywołuje emocje". Och, jakże szlachetne! Ale czekajcie, drodzy entuzjaści równości – gdzie film o facetach, których kobiety terroryzują psychicznie, finansowo czy fizycznie? Ach, to byłoby zbyt niewygodne, prawda? Bo feminizm lubi jednostronne lustra, w których zawsze odbija się ta sama, pokrzywdzona sylwetka.
Nie zrozumcie mnie źle – przemoc to zło, ale selektywne jej pokazywanie to już hipokryzja w czystej formie. Smarzowski mógłby dla odmiany zajrzeć do "dobrych domów", gdzie role są odwrócone: ona manipuluje, on cierpi w ciszy. Ale nie, bo to nie pasuje do modnego dyskursu. Zamiast tego dostajemy kolejny manifest, który pod pozorem "ważnego tematu" umacnia stereotypy. Jeśli szukacie kina, które prowokuje do myślenia poza schematami, omijajcie to szerokim łukiem. Chyba że lubicie, gdy sztuka służy ideologii, a nie prawdzie. W końcu, w 2025 roku, równość to wciąż tylko hasło dla naiwnych.
Nie bądź zabawny (: filmów o drugiej stronie również nie brakuje. Na przykład "tato". Albo serial "reniferek". A statystyki to kednak statystyki. Przemoc domowa dotyka w większości przypadków kobiet
Się po plecach pejczem, żeby wkopac męża w stosowanie wobec niej przemocy...Był też Edek, ponizany przez siostre bohaterkj, który kopnął jak się później okazało ją w dupę porzucając dla innej.
Myślę, że to wynika ze skali problemu. Tak jak ktoś wyżej napisał - taka przemoc domowa statystycznie częściej dotyka jednak kobiet. Co ciekawe (chociaż dla mnie traumatyczne) wracając z kina z tego filmu doświadczyłam w autobusie moles*owania. Łaził za mną pewien typ, aż w końcu wybrał sobie dobre miejsce i z radością sobie dogadzał patrząc mi w oczy. I wtedy miałam takie zastanowienie: prawie każda moja koleżanka doświadczyła w życiu czegoś takiego, albo zna kobietę, która tego doświadczyła. Ale rozmawiając z mężczyznami nigdy nie usłyszałam, że któryś był świadkiem analogicznej sytuacji, kiedy w miejscu publicznym moles*owała go kobieta. Przepraszam, nikt tu nie demonizuje mężczyzn, ale statystycznie częściej to oni są oprawcami niż ofiarami :(
Odpowiedź jest prosta: film musi się sprzedać. Zobacz ile jest grup dyskusyjnych kobiet odnosnie zwiazkow, ile jest filmow na YT. To jest ogromna spolecznosc. A mezczyzni, ktorzy sa ofiarami przemocy psychicznej, alienowani ojcowie. To jest nisza, ktora malo kogo obchodzi. Zrobic film na ten temat wymaga odwagi. To co zrobil Smarzowski jest potrzebne, ale łatwe. I to wystarczy by zapelnic sale kinowe. A ten 15 sekundowy watek z facetem wrabianym przez żonę to chyba tylko by w razie pytan mozna bylo wspomniec “przeciez bylo”.
Typowa reakcja wielu mężczyzn: zamiast się zastanowić, dlaczego ten film w ogóle powstał, od razu padają słowa o „feminizacji”, „ideologii” i „jednostronności”. To wygodny mechanizm obronny — zbanalizować przekaz, żeby nie musieć się z nim skonfrontować. Tyle że rzeczywistość jest brutalna: ponad 90% przypadków przemocy fizycznej i seksualnej pochodzi od mężczyzn. To nie opinia, to statystyka. I właśnie dlatego takie filmy powstają — bo pokazują to, co większość społeczeństwa woli przemilczeć albo zrelatywizować.
Smarzowski nie tworzy „manifestu”, tylko lustro, w które wielu facetów po prostu boi się spojrzeć. Łatwiej powiedzieć „propaganda”, niż przyznać, że problem naprawdę istnieje — i że to nie kino go wymyśliło, tylko my sami. Swoją drogą film nie mówi o tym, że tylko mężczyźni i że kobiety kłamliwie biedne. O każdej przemocy trzeba mówić. Również pochodzącej z rąk kobiet. Jednak Smarzowski stworzył taki właśnie obraz. Czy warto rozważać o jego motywacjach, czy może jednak docenić, ze temat przemocy jednak trafił do kin? Problem istnieje i warto o nim rozmawiać a nie licytować kto ma gorzej. Historie mężczyzn będących ofiarami przemocy powinny być pokazane. Zasługują zdecydowanie na ekran. Ale nie zmienia to faktu, że historie kobiet maltretowanych nie są warte opowiedzenia lub są przedmiotem ideologii. Sama pochodzę z takiego domu jak w tym filmie. Uważam, iż wręcz potrzebne są tego rodzaju filmy. Zauważ ile on wzbudza emocji. Czyli temat w dalszym ciągu na czasie.
ah tak zawsze ci biedni mężczyźni, tacy poszkodowani a kobiety te złe xDD statysyki jasno pokazują kto częściej nie potrafi zachowywać się jak cywilizowany człowiek
Ciekawe dlaczego, może dlatego że są prześladowani przez innych mężczyzn albo jeszcze to że mężczyźni na ogół lekceważą swoje zdrowie i nie korzystają z pomocy lekarzy. Z resztą patriarchatyczny model państwa od zawsze wpajał innym mężczyznom że nie mogą okazywać uczuć i że mają być silni tylko dlatego żeby ich brać do wojska i wykorzystywać jako mięso armatnie. więc nawet problem mężczyzn spowodowany jest innymi mężczyznami. Oczywiście nie twierdzę że kobiety są idealne ale jak już się bawimy w wojnę płci stety albo niestety kobietom jest najmniej do zarzucenia
jest to przymiotnik opisujący system w którym władza należy do mężczyzn. Mówi się "patriarchalny" jednak "patriarchatyczny" powinien być tak samo oczywisty i zrozumiały, ale wydaje mi się że po prostu brakło ci argumentów dlatego dyskutujemy na temat zastępczy dotyczący mojej pisowni.