Uważam, że mamy tu najbardziej nieoczywisty Haapy End w historii polskiego kina.
Wedle mojej interpretacji ostatnia scena to była tylko odpowiedź na pytanie co by było gdyby nie odeszła, a tak naprawdę to było bardzo szczęśliwe zakończenie i Gosia uwolniła się po rozprawie.
Na początku też myślałem, że to będzie zaskakujący happy end, ale Smarzowski nie byłby sobą jakby nie pozostawił mnogości interpretacji. Weźmy chociaż psa, którego martwe ciało wyciągają z szamba na sam koniec. W pewnym momencie znika w filmie i nie wiadomo tak naprawdę skąd sie tam wziął, a na rozprawie jest jeden dziwny moment kiedy policjantka jest pytana czy widziała psa, na co odpowiada jakiego psa? To może być jedna ze wskazówek, że to ta pesymistyczna wersja jest prawdą.
Psa mógł zabić wcześniej. Natomiast policjantka mogła zapomnieć o psie, nie widzieć go wtedy. To było dla niej mało istotne, ale bohaterce niszczyło całą wizję świata.
Była opcja, że ona zostaje i w końcu zabija męża. A wybrała drugą, wolność. Mąż popełnił samobójstwo.
Uważam, że rozprawa się odbyła a dalsze sceny to faktycznie odpowiedź na pytanie „co by było gdyby”
Można różnie to interpretować. Ja odebrałem to jako, alternatywne zakończenie. W wielu momentach filmu, reżyser manipuluje róznymi sytuacjami, słowami, scenami. Myślę, że miało to na celu pokazać, że Gośka rzeczywiście gubi się w tym wszystkim.