Zastanawia mnie zakończenie. Czy ona się wyrwała od niego? Czy pozytywny scenariusz się zrealizował? A może finalnie go zabiła, bo nie wytrzymała lat katowania?
Może nadinterpretuję - serio tego nie wykluczam - ale wydaje mi się, że reżyser mrugnął nieco okiem na koniec, dając odpowiedź. Zauważcie, że są dwie końcówki i zachodzi między nimi zależność, ale tylko w jedną stronę.
Kiedy dochodzi do pozytywnego scenariusza, bohaterka z koleżankami i córką jadą na piknik. Pojawia się wtedy pytanie: a ty zastanawiałaś się nad tym, co by było, gdybyś od niego nie odeszła? Gośka sobie to wyobraża. Akcja "dobrego scenariusza" trwa dalej. Dziewczyny wyjeżdżają na rowerach, a nagle za nimi pojawiają się karetka i straż, Zosia zaczyna płakać. Podjeżdżają pod dom, gdzie coś się wydarzyło. Przez płot Gośka obserwuje siebie wtrącaną do policyjnego auta, bo zabiła męża.
Drugi scenariusz? Gośka nie wytrzymuje kolejnego katowania. Zabija Grześka w ogrodzie, wrzuca go do szamba. Jego ciało wyławiają osoby czyszczące szambo, wołają policję, Gośka trafia do radiowozu.
"Dobry" scenariusz (któremu przecież bardzo kibicujemy) zawiera więc element... wyobraźni? Oprócz sekwencji wydaje się realnych zdarzeń zawiera motyw tego, że cała grupa trafia na policję i karetki i zza płotu obserwuje aresztowanie Gośki, która przecież stoi z grupą przy płocie.
"Zły" scenariusz nie ma elementu wyobraźni. Twarde konsekwencje. Gośka nie wytrzymuje, zabija męża, wrzuca go do szamba, zbrodnia zostaje odkryta. Finito.
Wiem, że całość filmu to pomieszanie tego, co się działo, ale ta kończąca prawidłowość nie daje mi spokoju. Przez to, że dobry scenariusz zawiera motyw "wyobraźni", bo Gośka obserwuje samą siebie, to mogło być w całości tylko wyobrażenie. Rzeczywistość za to jest zła. Niewielki procent kobiet ucieka od oprawców, to są twarde realia. W przypadku przemocy częściej do głosu dochodzi najgorszy scenariusz. To on jest bardziej realny, tu już nie ma elementu wyobraźni. Jest realna sekwencja zdarzeń.
Może przesadzam, ale czasami mnie na to nachodzi.
Myślę, że ona w rzeczywistości wygrała w sądzie i się od niego uwolniła, a w wyobraźni widziała wariant, gdyby z nim została i zabiła w samoobronie.
koncówka raczej wyraznie pokazuje że wariant optymistyczny był tylko jej wyobrażnia a w rzeczywistosći ona zabiła męża i nie było żadnego procesu, żadnego sądu itp
W takim razie cała moc nagrań archiwalnych w sądzie wyparowuje skoro nie miałyby odzwierciedlenia w rzeczywistości. Trzymam się tej optymistycznej wersji wydarzeń.
A ja myślę, że ani to, ani to. To było pokazanie, co jest możliwe i przed jakimi (tragicznymi) wyborami musi stanąć kobieta w takiej sytuacji.
Wydaje mi się, że to po prostu były jej fantazje mogące się ziscic, gdyby nie odeszła. Wystarczy przypomnieć sobie historie kobiet z kręgu wspacia. Każda ofiara praktycznie marzyła o zabiciu swojego kata.