Wiem, że zakończenie mocno sugeruje, że wzięła rozwód i ogląda siebie co by było gdyby tego nie zrobiła, czyli zabójstwo męża. Historia dzieli się na dwie perspektywy od narodzin dziecka, tyle, że każdy kto ma w otoczeniu kogoś z przemocowego domu bądź sam z niego jest, wie jak ciężko jest odejść zwłaszcza gdy jest się w takim stanie jak potem Gosia. Mamy tu różne wersje, które bohaterka wyobraża sobie jak mogą się skończyć, a jak wiadomo w rzeczywistości się nie udało: otrucie domestosem - została przyłapana na tym, szambo? Gdy Grzesiek ją wywlókł wtedy na dwór, doczołgała się do domu i spala na kartonie który podstawiła jej córka. Sprawa sądowa: tu wracamy do momentów gdzie nie chcą przyjąć jej dowodów, to jak Grzegorz mówi, że ma znajomości i lepiej będzie jak do siebie wrócą, jak wiadomo Gosia wraca. Od momentu pojawienia się przemocy, zrobiło się koło bez wyjścia, ona chce odejść ale ostatecznie wraca, chce się pozbyć męża ale nie wychodzi a sprawa sądowa nie udaje się. Zakończenie pokazuje co by było gdyby Gosia wygrała sprawę, i co gdyby któraś z prób pozbycia się męża w tym przypadku szambo się udało. Dla mnie jest to takie gdybanie, niż fakt, że jedno czy drugie się udało, temu uważam, że ona dalej tkwi w tej niekończącej się karuzeli, a nam zostały przedstawione rozwiązania, których można się podjąć jeśli jest się w takiej sytuacji - wliczam w to także to ostateczne czyli zabójstwo bo niekiedy jest to już jedyna droga. Kibicowałam Gosi, ale wiedząc jakie są realia, że ofiary nierzadko przegrywają w sądach, próbują drastycznych rozwiązań które albo dojdą do skutku albo nie, i zostają w tym bagnie na jeszcze długie lata, to uważam, że nie odeszła.