Smarzowski spotyka się z wieloma uogólnionymi zarzutami, z którymi niekoniecznie się zgadzam, lecz wyłącznie w mojej subiektywnej opinii, mam zarzuty własne. Są to pytania: dlaczego? po co? Po obejrzeniu Kleru obiecałem sobie nie oglądać więcej filmów Smarzowskiego, gdyż mam na to za słabe nerwy. Wywołuje On we mnie emocje, które najpełniej odczuwałem przed laty po obejrzeniu Pianistki Haneke. Jest to odrzucające obrzydzenie, niemal namacalna trauma po jakby bezpośrednim ogromnym stresie, przygnębienie i powracające natrętne myśli i obrazy. Otwierająca scena Róży z leżącym, pojmanym Dorocińskim widzącym gwałt i śmierć żony z ręki oprawcy, niemieckiego pacyfikatora Powstania Warszawskiego, pojawia się niemal automatycznie na myśl o Smarzowskim. Ta scena, następujące sekwencje Róży dobrze ilustruje trawestacja definicji suspensu Hitchkoka, trzeba zacząć od trzęsienia ziemi, a potem napięcie tylko rośnie. Smarzowski zaczyna od skrajnej traumy i krzywdy swojego bohatera, a potem jest jeszcze gorzej. Nie mam już siły podążać przez dom tortur, który generuje dla swoich bohaterów Smarzowski. Spotykam się z opisami porównującymi konstrukcje losu bohaterów zarysowanych przez Smarzowskiego z kręgami piekieł zilustrowanymi przez Dantego w Boskiej komedii. Ja ma jednak wrażenie, że zamiast porównywania do klasycznego i tym samym gloryfikującego Dantego, bliżej mu do Pinheada i hellraisowych cenobitów. Dla mnie to jest właśnie ta estetyka i formuła oddziaływania na psychikę widza. Pokazać mu nawarstwiające się okropieństwa, cierpienie z których istnienia powinien zdawać sobie sprawę, wiedzieć o nich, co nie oznacza że każdy o nich wie, czy chce wiedzieć i zrobić to w taki sposób by wracając do Róży, pokazać uwerturę w postaci gwałtu i zabójstwa upodlonego bohatera, a potem mimo, że widz mógłby się tego spodziewać, znając Smarzowskiego nawet powinien, oczekuje jednak jakiejś poprawy, której nie ma i nie będzie. Co z tego że uwarunkowania historyczne, realia również narzucają paradygmat makabry, oczekujemy jednak oddechu. Dostajemy nieustającą Golgotę. Jakiś czas temu niemiecki kuglarz zwrotów podatkowych uwe boll, wdrażający ideę bohaterów Producentów Mela Brooksa, gdzie klapa jest lepsza od sukcesu, miał nakręcić, lub nakręcił film o śmierci w obozie zagłady zakończoną z dosłowną sceną kremacji zagazowanych zwłok. Towarzyszyło temu oburzenie, słusznie piętnujące swoistą pornografię tego wyjątkowego "twórcy". Umiejętności, rzemiosła Smarzowskiego nawet nie chciałbym próbować porównywać z bollem. Ten jednak przypadek z twórczości bolla jakiś tak mi się że Smarzowskim kojarzy. Wiele lat temu obejrzałem Wesele Smarzowskiego. Zacząłem wtedy wstępnie, ale dość zdecydowanie formułować pogląd, że tak naprawdę nie potrzebujemy w tym smutnym, tragicznym świecie takich filmów. Jest to mój subiektywny pogląd, a do Kleru poza Wołyniem sam filmy Smarzowskiego oglądałem (przypadkowo nie obejrzałem Domu złego, a potem nie miałem już ochoty nadrobić). Niemniej podczas z jednej dyskusji o Weselu, wyraziłem kiedyś powyższy pogląd o zbędności takich filmów, co znajomy skomentował stwierdzeniem, że zdarzają się gorsze wesela, bo czytał o wypadku gdy na jakimś weselu podczas spontanicznego podrzucania do góry panny młodej przypadkiem uderzyła się ona o obracający się pod sufitem wiatrak, ginąc, po czym wstrząśnięty pan młody się powiesił. I z tego wniosek, że konstrukty Smarzowskiego wcale nie są takie najgorsze (w sensie smutne, tragiczne, bolesne). Moim zdaniem ten komentarz najpełniej, choć sprzecznie z intencją mojego znajomego podsumowuje twórczość Smarzowskiego. Po obejrzeniu Pianistki Haneke pojawiła się we mnie myśl - po co powstają takie filmy? Towarzyszy mi ona do dzisiaj, a los bohaterów Smarzowskiego tylko ją potęguje.
Czemu powstają takie filmy? Bo znajdują się twórcy i sponsorzy którzy takie filmy chcą tworzyć. Oraz widzowie którzy na takie filmy idą. Co do samego Smarzowskiego to jest różnica pomiędzy Weselem, Domem złym pierwszym), Drogówką a Klerem i dalszymi produkcjami. Ta pierwsza grupa pokazywała przeciętnych ludzi wpadających w złą sytuację, że można w bagnie nie stać się świnią. Od Kleru to właściwie tylko zło, zło i jeszcze raz zło. Wołyń jest specyficzny bo dosyć dobrze pokazuję prawdę historyczną ale jednocześnie wchodzi w oniryzm, którego w Domu dobrym jest chyba tak dużo że ciężko z tego filmu wyciągnąć więcej jak obrzydzenie do facetów jak po klerze obrzydzenie do kościoła. Gdyby Smarzowski nakręcił film gdzie akcja toczy się dwutorowo i tak "gnojona" jest kobieta i mężczyzna to byłoby to coś co mogłoby faktycznie nagłośnić jakieś kwestie albo gdyby wybrzmiało że takie działanie przemocowe sprawia że komuś się mocno w głowie miesza. A tak mamy film w którym jest epatowanie złem. Smarzowski trochę jak Patryk Vega ma swoich odbiorców którzy pójdą na jego filmy. Ja osobiście nie mam ochoty pławić się w źle i beznadziei dlatego ostatnich produkcji już nie oglądam.