Oczywiście nie sposób, nie zgodzić się z przedmówcami, iż rola Kozakiewicza pozostawia wiele do życzenia. Jednak zakładając, że ten prowincjonalny fotograf nie był rasowym fachowcem jak Kwinto, można spojrzeć na ten napad, jako napad desperata, któremu wydawało się, że musi się udać i dlatego zachowuje się sztucznie, daje Milicji poznać po sobie, że nie jest bez winy. Być może ta sztuczność była zamierzona.
Abstrahując, film przedstawia, krok po kroku jak Jancenko nie wytrzymuje napięcia. Zachowuje się nienaturalnie, demaskuje swój udział i ostatecznie podważa alibi, które miało być atutem. Faktem jest, że zbieg okoliczności (śmierć milicyjnego fotografa) w tym filmie zadecydował o niepowodzeniu sprawcy napadu. Wymowna jest przede wszystkim scena, jak Jancenko wywołując zdjęcia, mimowolnie widzi efekty swojego czynu, co w moim przekonaniu jeszcze bardzie odcisnęło się w jego psychice i zaważyło na porażce.
Nie zgadzam się na pogląd, aby oglądane zdjęcia zrobiły wrażenie na Jacence, raczej zatwardziły go.
Ja zauważyłem w tym filmie natchnienie reżysera "Zbrodnią i karą", muszę dodatkowo przyznać że niektóre zdjęcia bardzo mi się spodobały - świetne ujęcia z perspektywy.
Ani nie zrobiły na nim wrazenia, ani go nie "zatwardziły". Jacenko od poczatku jest socjopatą nie przejawiajacym zalążka uczuc i takim pozostaje do konca.
Rzeczywiście, na on w sobie rys patologiczny, trudno wykrzesać z siebie pozytywne uczucia względem postaci Jacenki, ale myślę, że konfrontacja ze zdjęciami, widok skutków jego przestępstwa, oblicza zamordowanych przez niego ludzi musiały wywrzeć na nim wrażenie, zwłaszcza gdy już myślał, że emocje opadły i będzie miał spokój. A przynajmniej nastraszyły go.