PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=125487}

Duma i uprzedzenie

Pride & Prejudice
7,7 171 142
oceny
7,7 10 1 171142
7,1 16
ocen krytyków
Duma i uprzedzenie
powrót do forum filmu Duma i uprzedzenie

I oczywiście widzę wszystkie różnice pomiędzy nimi a filmem, szczególnie na niekorzyść – przede wszystkim ten brak czasu antenowego w filmie, który nie pozwolił na pełniejsze zaprezentowanie opisywanej rzeczywistości i tych wszystkich konwenansów, zwyczajów i obyczajów oraz na ogólne opowiedzenie historii jej tempem. Liz z Wickhamem przeprowadzili chyba z jeden dłuższy dialog ze sobą w dość dziwnych okolicznościach (Ona siedzi pod drzewem? On wtedy marudzi, jaki to był skrzywdzony przez Darcy’ego), Caroline Bingley robiła za jedną sztukę światowych i niechętnych sióstr Bingleya, mocno zmarginalizowano i uproszczono rolę pułkownika Fitzwilliama w całej historii (posłużył za zwykły kabel, a nie za przyjaciela, który ręczy za Darcy’ego i jego czyny), mocno ujęto z zażyłości pomiędzy Elisabeth i wujostwem Gardiner oraz miłego spędzenia czasu w okolicach Pemberley wraz z Georgianą. Do tego prawie nie czuć „ciężaru gatunkowego” Lady de Bourgh, więc jej wizyta i wpływ na ostateczną decyzję Darcy’ego mogą się wydać widzom nieznającym tej historii przed obejrzeniem jakimś dziwnym epizodem.
ALE
Przede wszystkim muszę oddać, że pan Darcy w tym wydaniu mnie urzekł. Chociaż aktorzy odtwarzający i pana Bingleya i pana Wickhama (naprawdę, za mało go było, żeby się przejąć tym, że Elisabeth najpierw go lubi i mu współczuje, a potem dowiaduje się prawdy) byli świetni i kupiłam ich od razu jako odtwórców swoich ról, tak Matthew Macfadyen, który miał konkurencję w postaci samego Colina Firtha (klasa sama w sobie), nie tylko dał radę, ale stworzył świetnego, innego, oryginalnego, a mimo wszystko wciąż zgodnego z duchem powieści i - co tu dużo mówić – atrakcyjnego i dającego się lubić oraz zrozumieć (mimo wszystko) Darcy’ego. Jest mniej „pomnikowy” i nie ma tak spektakularnych scen, jak wynurzanie się z jeziora (co owszem, jest w książce, tyle że w „Dzienniku Bridget Jones” ;) w powieści oczywiście nikt się z żadnej wody nie wynurzał, w tym przypadku to serial zrobił robotę). Za to bardziej gra na emocjach, ale stonowanych i pokazanych na tyle, na ile się dało w tych okolicznościach. Darcy nie przeszedłby z sercem na dłoni i z zamiarami wypisanymi na obliczu, widocznymi z kilometra, a jednocześnie aktor musiał w tym konkretnym filmowym ujęciu pokazywać więcej i szybciej, niż oryginalny Darcy i Colin Firth, bo nikt by na końcu filmu nie uwierzył w ani jedno jego słowo lub czyn. Matthew Macfadyen świetnie wygrał tę kruchą równowagę pomiędzy realiami epoki a koniecznością pokazania całej palety emocji względem Liz w paręnaście minut, jakie wspólnie dostali. Do aktor ten tego jest bardzo atrakcyjnym mężczyzną, chociaż jego urok nie pochodzi z beztroskiej młodzieńczości i ogólnej sympatyczności Simona Woodsa (Bingley) lub magnetyzmu i przyciągania Ruperta Frienda (Wickham). Więc pan Darcy jest moim absolutnym ulubieńcem z tej adaptacji i dla niego jestem w stanie bronić jej atutów jak niepodległości.
Jeśli chodzi o pozostałe elementy, to na szybko wypunktuję:
- Keira Knightley jest młoda, świeża, atrakcyjna, ale… jest także trochę zbyt roztrzepana i mało dystyngowana jak na Elisabeth. W powieści i w serialu Elisabeth była rozsądniejsza i poważniejsza (mimo swojego wieku), bardziej wstydziła się za zwariowaną rodzinkę i musiała więcej zabiegów przedsięwziąć, by (próbować) ukrywać ich wady w towarzystwie. Za to niby kpiła ze snobistycznego podejścia Darcy’ego i sióstr Bingleya do wychowania i dobrych manier wartościowych (według nich) kobiet, ale jednocześnie wiele z tych przymiotów autentycznie posiadała (w dobrym tego słowa znaczeniu), czego w filmie nie do końca widać;
- Rosamund Pike jako Jane jest piękna, wycofana, miła i niby nie ma się do czego przyczepić, ale jednak ani powieściowa ani serialowa Jane nie byłyby w stanie chichotać z czegoś z młodszymi i głupszymi siostrami (tam był wyraźny podział na mądre Jane i Elisabeth oraz niezbyt rozgarniętą resztę, tłumaczoną młodym wiekiem plus matkę, zachowującą się często jak te młodsze córki), podglądać kogoś z trajkoczącą trzy po trzy matką przez okno lub też przekazywać poufne wieści w trakcie zbiorowego tańca na balu, gdzie pół sali mogło je usłyszeć. Tu jednak nie winię aktorki – skondensowanie historii wymusiło na Jane zachowania, których ona oryginalnie nie posiada, a scenarzysta dopisał jej kilka śmiechów z młodszymi siostrami i podsłuchiwanie pod drzwiami (oświadczyny Collinsa!) jako element komiczny;
- nie wystarczyło czasu na pokazanie głębszej więzi pomiędzy Jane i Elisabeth, a to dość ważny element historii, szczególnie w obliczu tego, co Darcy zrobił w ramach zamiarów Bingleya wobec Jane i wiedzy o tym, którą nabyła Elisabeth;
- ogólnie historia poprzez swoje skondensowanie otrzymała więcej kipiących emocji, przez co musi się wymykać realiom epoki. Trzeba też przyznać, że kilka takich odstępstw od przyjętych zwyczajów jest celowych choć nie do końca uzasadnionych: Lady de Bourgh by nikogo z łóżka nie wyciągała by porozmawiać, dla niej byłby to afront, że przyjmuje ją mężczyzna w koszuli nocnej oraz żeńska część jego rodziny w szatach do spania, Darcy też nie miał żadnych powodów, żeby potem łazić po okolicy skoro świt (musiałby także o wszystkim się dowiedzieć w nocy);
- Lydia i Kitty zlewają mi się w jedno zarówno zachowaniem, jak i pod względem urody (co nie odbiega zbyt bardzo od oryginału), ale za to Mary… Mary jest niezła, wyrazista i charakterystyczna, szkoda, że nie było absolutnie gdzie jej upchnąć więcej w filmie;
- Collins i Charlotte są świetni, co nie dziwi w przypadku Collinsa, który dostał swoje parę minut do zaprezentowania się, a Tom Hollander je wykorzystał, tak Charlotte (Claudie Blakley) trzeba docenić na podstawie naprawdę kilku ujęć.
Podsumowując, mimo kilku wad oraz uproszczeń wynikających z przyjętej formy, film pokazuje sedno problemu i (skrótowo) ciąg przyczynowo skutkowy prowadzący do jego rozwiązania. Na pewno nie ma powodu, by się uprzedzać (nomen omen) do tej adaptacji, należy pamiętać, że musiała ona wiele rzeczy skrócić, warto docenić jej dobre strony i wartość dodaną (Darcy przede wszystkim!). Jednak nie polecam tej wersji na pierwsze spotkanie z Elisabeth i Darcym, żeby zrozumieć i wczuć się właśnie w tę historię potrzebna jest większa ilość danych ;) Ten film jest dobrym uzupełnieniem, podsumowaniem, odświeżeniem „Dumy i uprzedzenia” i tak ja go traktuję, więc ocena co najmniej mocne 7 jest uzasadniona, a nawet przychylam się ku filmwebowej średniej w tym przypadku.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones