Pierwsze co przychodzi mi na myśl to to, że to jest antyterapia, a nie terapia. Wspominanie w samotności życiowych smutków na pewno nie prowadzi do uwolnienia się od traumy, a wręcz przeciwnie - jest to "dzika droga" prosto do depresji.
Na mój gust od początku miała taki plan - przejść tym szlakiem żeby napisać książkę i z niej żyć ;). Bo co z tego, że sobie pochodziła, jak na koniec wróciła na początek twierdząc, że gdyby mogła się cofnąć w czasie, to niczego by nie zmieniła. Jak widać - udało się zostać z kelnerki dziennikarką i pisarką, a pomogły na pewno zwierzenia nimfomanki i deklaracja feminizmu ;).
Jednak naśladownictwa nie polecam, Polska to nie Ameryka ;).