Pierwszymi ujęciami filmu są obrazy uwiecznione w akwarium. Narrator przedstawia nam zdarzenie do którego doszło w głębokim morzu. Mianowicie rekin pobił się z ośmiornicą.
Nagle film przyrodniczy się kończy i zaczyna fabuła...
Tak w skrócie:
Ekspedycja mająca na celu sfotografowanie fauny z pokładu batyskafu, na głębokości 2 000 stóp, wpada w tarapaty gdy zerwane zostaje połączenie z górą. Batyskaf opada na dno oceanu. Wtedy załoga postanawia wypłynąć w zwykłych kostiumach nurków (Nie przejmują się przy tym dekompresją) i natrafiają na kompleks jaskiń, w którym mieszka od czternastu lat, rozbitek który twierdzi że nie ma z tych jaskiń wyjścia.
Nie będę owijał w słowa, ten film jest głupi, biorąc oczywiście uwagę na nurty jakie panowały w tym okresie kina. Bohaterowie są przekonani że musi być jakieś wyjście z tych jaskiń, ponieważ jest powietrze, o dziwo nikt nie zastanawia się skąd światło pod ziemią.
Doje kobiet i dwóch mężczyzn, pałęta się po jaskiniach aż spotykają lumpa który błąka się po korytarzach od lat. Dziwny jest też fakt, że żadnemu z dwojga męskich bohaterów nie przyszło na myśl że pozostawienie kobiet pod opieką owłosionego typa który od dawna nie podziwiał damskich wdzięków, jest decyzją niezbyt mądrą.
Jedyny, oprócz lumpa okaz fauny zamieszkującej podwodne groty:
http://www.youtube.com/watch?v=ZOLZuKugKRU