Bardzo dziwny film. Inna wersja nakręcona została w 69 roku wraz ze scenariuszem Polańskiego. W tym dziele właściwie nic się nie dzieje - rozwiedziony ojciec alkoholik zabiera chorą córkę na spacer po plaży i podczas całej przechadzki upija się, bełkocząc pseudo-intelektualne bzdury i wraz z dzieckiem podąża od jednej do kolejnej absurdalnej sytuacji z losowo napotkanymi ludźmi. Bez morału, bez wątku dramatycznego. Ironicznie, prowokacyjnie, ponownie, jak w przypadku Lugera z 82, anarchistycznie i nihilistycznie.
Jest to ekranizacja powieści Heere Heeresma z 1962 roku, pisarza, który należał w latach 60. do ruchu Provosów (niderlandzkich anarchisto-hippsów) - może to jest właśnie clue tego dzieła? Że jest absolutnie o niczym, a służy jedynie prowokacji, szokując tematem i jego rozwinięcniem? Jeśli film oferuje sobą coś głębszego, ja tego nie dostrzegam.