dlatego nie czułam potrzeby , zby iść na ten film. Jednak wczorajszego dnia miałam 3 wolne godziny, których nie wiedziałam jak wypełnić i z braku innych możliwości wybrałam sie na Elizabethtown.. Pomyślałam, że nawet ni elubiani przeze mnie aktorzy mogą grać w dobrych fimach..jednak ten bez wątpienia to takich się nie zalicza...
Początek nie był nawet zły. Alec Baldwin mnie rozbawił (chociaż miał rolę podobną do tej z "Nadchodzi Polly"), Orlando Bloom nie irytował, a Kirstin po prostu nie było;)Spotkanie dwóch głównych bohaterów w samolocie nie należało do najlepszych scen w historii kina, ale poprawił mi się humor gdy Drew trafił do tytułowego miasteczka. Jednak od momentu rozmowy telefonicznej było juz tylko gorzej...
Co nie podobało mi się w Elizabethtown
- próba połaczenia miernego romansu z dramatem rodzinnym (chyba i tak najlepszy wątek) i filmem drogi (?)
- brak jakiegokolwiek morału (oprócz - spędzaj jak najwięcej czasu z bliskimi ci osobami?),
- Susan Sarandon mówiąca o penisie sąsiada,
- Kirsten mówiąca "jestem jedyna w swoim rodzaju hihihi"
- bezsensowne, pseudo-filozoficzne dialogi (nie dość , że były kiepskie to film opierał się głównie na nich),
ocena:2/10