Film jest czymś znacznie więcej. Warto go obejrzeć chociażby dla samej muzyki i wiedzą to doskonale wszyscy, którzy widzieli poprzednie filmy Camerona Crowe, te muczyczne (Vanilla Sky, Almost Famous, Singles, czy chociażby kultowe Say Anything). Osobiście czekałem na składankę przyzwoitych piosenek, które zabrzmią w odpowiednich momenach. I właściwie tylko na to. Nawet odniosłem wrażenie, że fabuła jest tylko po to, aby te piosenki mogły zaistnieć. Dla mnie film na 10. Obejrzę go dziś jeszcze raz na trzeźwo...