Dla mnie Elizabethtown jest zdecydowanie gorszą wersją Garden State.
Zdecydowanie sie zgadzam z wasszą opinią. W porównaniu do " Powrót do Garden State" film z Orlando i Kirsten jest mierna rodukcją, a sami gra aktorska wypada równie blado w zestawieniu z tym co pokazała natalie portman i jej filmowy partner.
Niby, to podobne do Garden State, a tak na prawde to sie porównać nawet nie da. Zupełnie sztuczny jak dla mnie ten film i za dużo głupawego humoru z poświrowanych filmów które nie pasują, a wręcz kolidują a powolnym jak dla mnie tempem filmu. W Garden State było wszystko wyważone i nie gryzło tak. Więc jak dla mnie to brak określonego klimatu... Oceniam na 2/10.
ogólnie jest mnóstwo filmów zrobionych na podobną modłę. Braff nie pierwszy sięgnął po schemat motywu zagubionej jednostki, z problemami egzystencjonalnymi lub jakiegoś yuuupies, który powraca do korzeni, godzi się ze światem, odnajduje sens życia i zakochuje się. Ale u niego sama oprawa sprawia, że film się wyróżnia na tle innych. Nieprzeciętny humor, świetna muzyka i swojski klimat. "Elizabethtown" nawet się nie umywa do GS. Zgadzam się z poprzednikiem, że film Crowe'a jest okropnie sztuczny i pretensjonalny.