Moim zdaniem film wypadł naprawdę bardzo dobrze. Otrzymaliśmy tu charyzmatycznego pierwszoplanowego bohatera, który ponownie ma coś sobie do udowodnienia, więc podejmuje rękawice i wraca na tory F1 po trzech dekadach. Niezwykle spodobał mi się motyw osadzenia w projekcie zawodowych kierowców formuły 1 - dla mnie, jako fana królewskiej federacji wyścigowej to nie lada gratka :) Do tego odwiedziliśmy kilka ciekawych lokacji takich, jak Silverstone, Monza czy Abu Dhabi bądź Las Vegas. Oczywiście doświadczamy tu fabuły prosta niczym przysłowiowa "konstrukcja cepa", aczkolwiek nie czarujmy się co do roli, jaką pełni owy film; czysta, klasyczna rozgrywka, w której pierwsze skrzypce odgrywają brawura wraz z dobra zabawą, zarówno na ekranie, jak i w aspekcie widowni. Sekwencje wyścigowe wypadły w moim odczuciu wyśmienicie - wszakże właśnie po to widz udaje się do kina na takowy pokaz; nie zabrakło intensywności oraz poczucia uczestniczenia w zmaganiach kierowców osobiście (podobnie jak miało to miejsce w przypadku ostatniej części Top Guna. Montaż efekty specjalne, muzyka to zdecydowanie najwyższa liga, stąd Kosinski kolejny raz udowadnia, iż potrafi oczarować publiczność w kontekście dostarczenia dynamicznego a także pełnego inwencji filmu akcji. Zdaję sobie sprawę, że pewne grono osób narzeka na zbytnią długość tego projektu, ale myślę że producenci chcieli po prostu uraczyć nas niepowtarzalnym klimatem kilku wspaniałych torów, więc nie obyło się bez wydłużenia tej motoryzacyjnej przeprawy. Naturalnie seans nie zrobił na mnie aż tak sporego wrażenia, jak Maverick, jednak był to naprawdę bardzo dobrze spożytkowany czas.