Wiadomo że Brad jest dobrym aktorem i nie zagra w słabym filmie - podobnie jak Di Caprio, ale ten film to jakieś nieporozumienie. Jestem fanem filmów o dążeniu do celu, motoryzacyjnych i widziałem chyba wszystkie jakie się ukazały na ekranie. F1 porównałbym do poziomu "Baby Driver", "NFS", "Ice Road" = to są mega głupkowate filmy, które widz oglądając czuje się jak kretyn, że to ktoś nagrał. Nie wiem czy Brad potrzebował aż tak bardzo pieniędzy że zgodził się na rolę w tym filmie, czy może aż tak bardzo mu się nudziło i powiedział sobie: "Ok, mogę zagrać". Nie wiem kto i jakim cudem to arcydzieło (mowa o F1) porównuje z Top Gun'em?! Przecież to przepaść. Oglądając F1 wiele razy zastanawiałem kiedy w końcu ten film się skończy, albo kiedy będzie finałowy wyścig który sprawi że zmienię zdanie "na lepsze"?! To jak widz oglądając "Oppenheimer'a", czeka aż w końcu ta bomba wybuchnie. A po wybuchu okazuje się że to "niewypał", bo to była finalna scena zostaję zakończona, a widz zadaje sobie pytanie: "To już? To wszystko? Koniec?".
Moja ocena: 1/10 - nie polecam.