Po tym filmie jak na dłoni widzę czego mi brakowało w poprzedniej ekranizacji prozy Bukowskiego, czyli Ćmie Barowej - narracji zza kadru. To ona w dużej mierze tworzy niesamowity klimat znany z książek (Factotum jednak cały czas przede mną), ironicznie opisująca świat, pełna dystansu i oczywiście poezji. A końcowy monolog wciąż mi siedzi w głowie. Zresztą już wspomniana Ćma Barowa była naprawdę niezła, ale o Factotum trudno pisać inaczej niż w superlatywach.
Zastanawiam się jedynie nad tym, które przedstawienie Chinaskiego przypadło mi bardziej do gustu. Rourke był po prostu idealny do tej roli i stworzył postać naprawdę przekonywującą, charakterystyczny chwiejny krok i ten lekceważący uśmieszek przez cały film (oprócz tego rady od Bukowskiego). Z kolei Chinaski w wykonaniu Dillona jest nieco inny - oprócz różnic w wyglądzie - jest bardziej pewny siebie, ale zarazem lekceważący, z większym dystansem do świata.
W sprawie kobiet Chinaskiego postawiłbym już bez wahania na dzieło Benta Hamera, choć szkoda, że Marisa Tomei jest obecna na ekranie tak krótko.