Ostatnia dekada twórczości Sandlera to głównie niskobudżetowe gnioty wyprodukowane przez jego wytwórnie i w której w kółko grają jego znajomi i ich dzieci. Wszystko bazujące na nostalgii i kilku względnie udanych luźnych komediach.
Niestety nawet przy dużo większym budżecie i ściągnięciu wielu znanych aktorów, piosenkarzy i youtuberów, całość wyszła okropnie sztucznie i cringowo nawet jak na Sandlera. Scenariusz to dosłownie wersja starych gagów w wersji Temu przeplatana dziaderskimi wstawkami z AI, wodotryskami i co tam "młodzi ludzie" teraz robią. Ciężki to był seans
Najlepsza komedia Sandlera zrobiona już dla netflix to był "Weselny Tydzień" i "The Do-Over". Reszta dobra, ale nie tak jak te 2 i sprzed epoki netflixowej. Sandler nie jest złym aktorem (Oszlifowane diamenty) ale nowe pokolenie komików mnie nie śmieszy, a stare odeszło. Jedynie jeszcze Sandler coś robi. Niestety bardziej to ma być dramat niż komedia. Nie specjalnie lubiłem Gilmora 1, a to jeszcze słabsze. Miałem wrażenie, że to hołd oddany pierwszemu filmowi po którym założył własne studio. Hołd oddany własnemu studiu... Następuje zmierzch komedii...