filmy Szulkina uwielbiam....tworzy on kino niesamowicie ciekawe i wizualnie nowatroskie (szczególnie w Polsce i wczasie kiedy były tworzone) ale film femina jest doskonałym przykładem kina po transormacji ustrojowej kiedy polscy reżyserzy tak naprawdę nie wiedzieli komu i po co robili filmy ..i ten film to jakieś mdłości .... nudny jak diabli.....zreszta wizję ze stalinem chyba tylko autorowi coś szczególonego mówią ....film nie trafiony w czas i widza....jedynym pocieszeniem jest to ze na początku lat 90 nie tylko szulkin popełnił ten sam błąd , który widac jeszcze dzisiaj w doborze temtów przez polskich filmowców...rozliczanie z systemem ja wole zdecydowanie Marczewskiego....i jego "dreszcze"
Ten film dla mnie nie jest tylko i wyłącznie o historii. Raczej jak splata się ona z życiem człowieka, intymnym, osobistym. Stąd ten hiperrealistyczny Stalin, zagnieżdzony w wyobrazi małej (i dorosłej Bogny). "Włożono" jej go do głowy i istniał tam tak samo jak pierwsze miłości i fascynacje.
Przynajmniej zwykle tak to sobie tłumaczyłem.
jasne masz racje "zaszczepienie" w niej wiarę stalina no tak ale ten film jest poprostu nudny jak juz pisałem przecież mozna to przedstawić ciekawiej a ja szulkina uwielbiam :( i dlatego tym bardziej mi smutno