Jak to u Wesa Andersona, każda klatka to dopracowane i estetyczne dzieło sztuki, które cieszy oko i sprawia, że samo oglądanie filmu jest przyjemnością. Dialogi są rewelacyjne, aktorzy perfekcyjnie dobrani.
Natomiast fabularnie przypomina sen: niby dokądś zmierzam, ale nie jestem pewna dokąd tak naprawdę dotarłam i czy w ogóle gdziekolwiek. Historia, czym dalej, tym bardziej zaczyna się rozmywać, pojawiają się jakieś tropy wskazujące na większy sens, a nawet symbolika, ale żadne z nich nie otrzymuje rozwiązania.
I chyba właśnie ta nieuchwytność sprawia, że ten film jest wyjątkowy. Wymyka się jednoznacznym interpretacjom i może właśnie dlatego warto do niego wracać - bo za każdym razem czuję, że odkryję coś nowego. Albo, co bardziej prawdopodobne, pogubię się na nowo.