Młody nieudacznik stara się związać koniec z końcem okładając po mordzie kolejnych podsyłanych mu oponentów.
Kocie ruchy Channinga Tatuma przypominają raczej taniec rodem ze „Step Up” niźli porządna walkę w stylu „Fight Club”. Ładne buźki pozostaną więc nietknięte, bo krew tu się nie przeleje (wiadomo - PG-13). Tylko potok głupot, kiepskich dialogów i złego aktorstwa (Terrence Howard jest akurat ok.) jest tu dostrzegalny.
W stronę reżysera chciało by się zakrzyczeć „Finish Him”, a następnie zapodać mu brutalne „Fatality”, by już nic więcej nie nakręcił…
Moja ocena - 1/10