Ciekaw jestem ilu ludzi z oceniających ten film na 8,9 czy 10 przeczytało książke?Ja przeczytałem i
ten film z książka nie ma nic wspólnego,większość sytuacji z książki w ogóle w filmie nie pokazali.A
już szczytem wszystkiego był bieg Forresta przez pół Ameryki.W książce w ogóle nie było o tym
mowy,również zakończenie zupełnie nie ma z książką nic wspólnego.Ogólnie film jako sam w sobie
5/10,a jako ekranizacja książki 1/10 .
Jak ty nie masz wymagań co do filmu zekranizowanego na podstawie książki, który z nią nie ma nic wspólnego to raczej ty nim jesteś.
nie, nie mam wymagań co do filmu zekranizowanego na podstawie książki, który z nią nie ma nic wspólnego...aleś matoł
Nie jestem pewien, czy najistotniejszym zadaniem tego filmu było idealnie odwzorować książkę. Od tak porostu luźno zaczerpnięto model historii. I jak się później okazało zrobiono to perfekcyjnie bo film zyskał ogromną popularność, znaczy się że pomysł wypalił.
Wiesz według mnie jeżeli film ma być ekranizacją książki to chociaż w jakimś stopniu powinien ją odzworować. A tu w filmie nie ma ani jednej sytuacji z książki, dosłownie- ani jednej ! . Dlatego tak się czepiam. Gdyby nie był ekranizacją książki nie miałbym mu nic do zarzucenia.
Gdyby się nie czepiał w komentarzach, to pewnie nawet bym nie wiedział, ze ten film jest na podstawie jakiejś książki i pewnie to samo ma 99% oglądających. Mało kogo to obchodzi.
Ja najpierw przeczytałem książke, a film był reklamowany jako ekranizacja powieści Winstona Grooma. Dlatego już w tytule tematu zadałęm pytanie, że ciekawe ile osób przeczytało książke. Pewnie gdybym nie czytał książki to ten film też bym oceniał wysoko. I też nie chodzi mi o to, ze zabrakło czegoś z książki, po prostu w filmie nie ma dosłownie ani jednej sceny z książki poza pobytem Forresta w Wietnamie, Bubbą Smithem i nazwiskiem jego dowódcy a to zdecydowanie za mało jak na ekranizacje.
I właśnie te niestworzone rzeczy tak mi się w książce podobały i oczekiwałem na nie w filmie. Nie zobaczyłem w filmie tych sytuacji co w książce więc dlatego 4. Gdybym był trollem oceniłbym na jeden.
Po pierwsze to jest adaptacja a nie ekranizacja, a to jest ogromna różnica. Rozumiem jakby to była ekranizacja to wtedy sama bym sie burzyła o to, bo ja sama nie lubie jak w "ekranizacji" jest duzo niezgodności. Ale że jest to ADAPTACJA, jesli nie wiesz co to jest i czym się rozni od ekranizacji to wystarczy znalezc sb w necie, uwazam ze jest to film GENIALNY. On wzrusza, bawi i uczy i nie rozumiem jak piszesz, że to film o facecie który przebiegł całą Ameryke. Ten film twra ponad 2 godz a o tym że on biegał jest w filmie gdzieś zawarte gdzieś moze 10 min. Więc nie wiem jak oglądałeś ten film że zapamiętałeś taki nieznaczący moment. Moze powinieneś go zobaczyć ponownie nie patrząc tak ślepo na książke bo jak przypominam to nie ekranizacja a film oparty na niej.
No więc ustosunkowując sie do twojego pierwszego komentarza to coś ci zacytuje: Forrest Gump – amerykański film fabularny z 1994 roku w reżyserii Roberta Zemeckisa. Scenariusz fabuły został oparty na powieści o tym samym tytule Winstona Grooma. A co do drugiego to chyba już dawno oglądaleś ten film. Ja ogl go, a raczej przypomniałam sobie, tydzień temu i ta scena była naprawde nie na połowe filmu. Po prostu ty już nie pamietasz tego filmu a ta scena ci sie najbardziej w pamieci zatrzymała i dlatego tak uważasz. Uwazam ze powinieneś go obejrzec jeszcze raz
" Scenariusz fabuły został oparty na powieści o tym samym tytule Winstona Grooma" . Gdyby tak było to w filmie byłaby chociaż jedna sytuacja z książki a tam nie było nic, absolutnie nic ! Poza nazwiskami bohaterów.
Jesli jest to film oparty na książce nie oznacza ze ma wygl tak jak to autor przedstawił w ksiazce
Skoro scenariusz został oparty na jakiekolwiek powieści to jest ekranizacja a nie adaptacja. Ojciec chrzestny też został oparty na powieści Maria Puzo i 3/4 filmu zgadza się z książką.
Adaptacja a ekranizacja różni się jedynie tym, że w ekranizacji musi być większość z ksiązki pokazana a w adaptacji tylko niektóre jej fragmenty. A Forresta nawet adaptacją nie sposób nazwać, gdyż poza nazwiskami bohaterów w filmie nic nie zostało pokazane.
Film jest oparty na książce ale to nie znaczy ze bd w tym filmie pokazanych kilka scen. Rezyser w tej ksiazki wziął niektóre elementy ażeby stworzyc genialny film. Co nie oznacza że musi pokazać te kilka scen ponieważ w tym filmie wzmianka polega na tym żeby film nie został oskarżony o plagiat. Adaptacja ma szerokie pojecie może oznaczać ze film bd podobny do ksiazki ale moze tez łączyć ją tylko imie i nazwisko bohatera i zarys tego bohatera. Jeśli reżyser chciałby pokazać sceny zawarte w tym filmie to pewnie zrobiłby z tego ekranizacje. Ale że podobał mu się tylko ogólny zarys tej ksiazki i nie chciał pokazywać tego co jest w tej ksiazce dlatego powioedziane jest ze jest oparty co nie oznacza ze oparty w 100% czy tam nawet 50% bo to nie o to tu chodzi
Nawet w adaptacji musi być kilka scen z książki inaczej nie można tego nazwać adaptacją. To tak jak ja bym był reżyserem otworzył pierwszą z brzegu książke wziął z niej imiona bohaterów i powiedział, że scenariusz jest oparty na książce, co było by oczywistym kłamstwem i nieprawdą.
Film musiał mieć taką etykietke a żeby nikt do rezysera nie doczepił sie o plagiat
Tylko tutaj oceniamy film , a nie to w jakim stopniu odpowiada książce ,a film jest genialny dlatego jest taka wysoka nota .
Czytałam książkę od razu jak pojawiła się na naszym rynku wydawniczym - genialna. Do tej pory pamiętam, a kawał czasu temu to było, jak leżałam na kanapie i się zaśmiewałam, wzruszałam... po prostu mimo, że treść książki zbledła w mych wspomnieniach to pamiętam emocje, które wywoływała. Film jest inny, to prawda, niemniej nie zmniejsza to jego wartości. Dla mnie 10. A nie szastam dychami
Całe szczęście że nie jestem spaczony czytaniem książki i mogę relatywnie obiektywniej ocenic sam film. Film ponadczasowy któremu dałeś 4/10. Smutne. Ale Twoje prawo. To czy ktoś czytał książkę czy nie nie ma znaczenia. Bo kino i literatura to dwa inne światy, inne media przekazujące myśli itd. Zawsze prawie fani książek psioczą na filmy na ich podstawie, Nic oryginalnego w Twoim podejściu, ale można chociaż starac się docenic nieco obiektywniej chociażby samo aktorstwo co już daje notę co najmniej 6/10. Jakbyś dał jeszcze mniej uznałbym Cię pewnie za trolla chyba że argumenty miałbyś niezłe.
Dlatego, że zagrał bardzo dobrze własnie dałem filmowi cztery. Gdyby zagrał miernie wystawiłbym jedynke.
A ty cały czas czepiasz się tego bo mylą ci sie pojecia. To jest adaptacja więc moze łaczyc ten film z ksiazka ogólny obraz bohatera. Jesli rezyser chciałby pokazac cos z tego filmu w większej części to zrobiłby ekranizacje. Musisz na ten film spojrzeć kompletnie inaczej niz na ksiazke. Raczej nie powinieneś oceniac go na podstawie tego ze jest rozny od ksiazki bo o to wlasnie chodzi. Jakby mowili że to jest ekranizacja to sama bym zmniejszyla o wiele swoja ocene ale ze nie jest to nie patrze na ten film przez pryzmat ksiazki
Ja na ten film strasznie czekałem, i jak mi piszą, że scenariusz będzie oparty na powieści to oczekiwałem chociaż jakiejś jednej czy dwóch sytuacji z ksiązki a ten film z książką nic wspólnego nie miał. Kompletnie zawiódł moje oczekiwania, dlatego tak się czepiam.
Miałeś 11 lat gdy ten film wszedł do kin więc jako dziecko oczywiscie mialeś o tym złudne wyobrażenie. Po prostu w tym wieku nie znałeś róznicy miedzy adaptacja a ekranizacja więc ta twoja niechęć wywodzi sie z niewiedzy. Często jest tak że jak coś nam sie nie spodobało w mlodosci przeklada sie na zycie terazniejsze. Wiec jesli uswiadomiles sobie ze ten film to tzn gówno sadzisz tak przez swoje cale zycie a jak uwazasz ze cos bylo super to nawet jako starszy bd uwazal ze jest to naprawde dobre chociaz mialoby to byc najwiekszy kicz poniewaz miales z tym jakies wpomnienia a one zawsze zmieniaja nasze wyobrażenie o danej rzeczy. Uwazam, że powinienes zobaczyc jeszcze raz ten film ale pamietajac ze to nie jest i mialo nie byc wiernie odwzorowany film a raczej coś dzieki ten film powstał
Ja ten film po raz pierwszy obejrzałem w tv w jakimś 98 albo 99 roku i właśnie w tv był tak reklamowany jako świetny obraz książki Winstona Grooma dlatego tak mnei rozczarował. I wtedy już wiedziałem czym się różni adaptacja od ekranizacji. W adaptacji musi być przedstawione z książki tylko kilka scen a w ekranizacji przynajmniej 70 % ksiązki musi być odzwierciedlona w filmie. Dlatego tak się czepiam bo Forresta Gumpa nawet adaptacją nie można nazwać.
Prosze masz wytłumaczenie adaptacji bo widze że nie rozumiesz. Jest to szerokie pojecie..... ,,Adaptacja filmowa (łac. adaptatio - przystosowanie) – rozumiana jest jako obróbka materiału, najczęściej literackiego, choć także przedstawienia teatralnego lub słuchowiska radiowego, przeznaczonego do sfilmowania. PATRZ! W praktyce jednak adaptacja filmowa często wykracza poza tę definicję, poszerzając lub nawet zupełnie zmieniając kontekst dzieła.
A czytaj teraz to: Pojęcie ekranizacji często jest stosowane zamiennie z pojęciem adaptacji. Jednakże w przeciwieństwie do ekranizacji, która przenosi na ekran utwór literacki w sposób możliwie wierny oryginałowi, adaptacja określa twórczy przekaz idei, wizji czy tematu danego dzieła.
Nie zmienia to faktu, że przynajmniej śladowa część utoworu musi zostać przedstawiona w filmie, inaczej nie ma prawa nazywać się adaptacją.
Poszerzajac lub zmieniając kontekst dzieła no to przecież wiem doskonale. Problem w tym, że reżyser sam zrobił film zupełnie nie opierając się na książce a w adaptacji jak sama przytoczyłaś definicję musi być cokolwiek przedstawione z książki żeby reżyser mógł cokolwiek zmienić. A tak zrobił sobie film, który z adaptacją nic wspólnego nie ma.
Zachowani zostali bohaterowie, Forest nie jest zbyt mądry i rozgarnięty, do czegoś doszedł, jego studia, drużyna futbolowa, wejście w szeregi armii USA, krewetkowy biznes, jego miłość i dziecko z Jenny
Jestes po prostu smieszny. Ubzdurałeś sb cos i będziesz tak trwac z tym do końca. Ale to tylko o tobie świadczy ze taki dobry film oceniłeś na 4 a jakieś gowna na 10. Po prostu nie kazdy ma na tym świecie szare komórki na właściwym miejscu...
Ten film to akurat jeden z nielicznych przykładów na to (klasyczny wyjątek od reguły) że na podstawie miernej i nijakiej książki można nakręcić ekranizację, która zasługuje na miano filmowego ARCYDZIEŁA...Ponadczasowy, piękny, wzruszający film, który na przemian bawi i wyciska z oczu łzy wzruszenia - historia Ameryki w pigułce, uniwersalne wartości i piękno, genialny soundtrack - czego chceć więcej ??? Porównywalne filmy to chyba tylko Dead poet society, zapach kobiety czy Godfather (choć tu akrat powieść jest nieznacznie ale jednak lepsza - zaś ekranizacja perfekcyjna)...O przecenianych Skazanych na Shawshenk nie wypowiadam się...