Spora niespodzianka, bo nie przepadam za kinem politycznym. Tymczasem film oglądałam maksymalnie skupiona i zaciekawiona. Myślę, że stało się tak głównie dzięki przesunięciu akcentu; więcej w tym filmie psychologii społecznej niż polityki. Zaangażowaniu w tę historię sprzyjają także nieźle oddane realia lat 70. Fragmentami, ku mojej radości, obraz przypominał dramat sądowy (zbieranie materiałów do wywiadu, poleganie na retorycznej sprawności i argumentacyjnej zręczności). Zdecydowaną, mocną kreską narysowane są pierwszoplanowe postacie - Nixon, Frost i jego trzej współpracownicy.
Film zagrany jest bez zarzutu i nie chodzi tylko o wychwalanego wszędzie Franka Langellę w roli Nixona, ale również o Michaela Sheena jako Davida Frosta czy Sama Rockwella, z którego udziałem każda scena nabierała żywiołowości.
Jest kilka zapadających w pamięć fragmentów. Pokonany wreszcie, zrezygnowany Nixon, głaszczący psa przed domem, w którym nagrywano wywiad, tak jakby za wszelką cenę chciał odnaleźć jakąś namiastkę normalności, spokoju, jakby chciał zanurzyć się w małych rzeczach, odgrodzić od tego, co stało się przed chwilą i ukryć za czułym gestem. Świetna, pełna napięcia scena gwałtownej sprzeczki zespołu, gdy widać, że wszystko zmierza ku nieuchronnej katastrofie. Z podziwem (ale i ze zgrozą) słucha się gładkich słów Nixona, który każde pytanie, każdy udokumentowany zarzut potrafi nie tyle nawet zneutralizować, ile wręcz obrócić na swoją korzyść. Naprawdę solidne kino, które trzyma w napięciu jak najlepsza sensacja.
niezła recenzja.
skończyłem oglądać film przed chwilą.
wyjaśnij mi proszę [jeśli znasz odpowiedź] dlaczego Nixon nie pamiętał, że dzwonił w nocy do Frosta...
kiedy pierwszy raz temu zaprzeczył [tuż przed rozpoczęciem ostatniej części wywiadu] myślałem, że to
zagrywka negocjacyjna, ale pyta o tą sytuację pod koniec na neutralnym gruncie. jeśli pojawiło się to w filmie
dwukrotnie, napewno ma to jakiś sens.
czułbym się zobowiązany gdybyś mi odpowiedziała...
Pozdrawiam, M.
Nixon był wtedy nieźle pijany, więc może tu tkwi odpowiedź. :) Przynajmniej ja to tak odczytałam.
Nixon był pijany i powiedział niejako prawdę o Froście i samym sobie. Uważam, że miało to pokazać chęć właśnie takiego brylowania - chce uwierzyć w to, że może być w centrum zainteresowania i być najważniejszym. Podświadomie jednak wie o poniżaniu siebie przez innych ludzi, ale za wszelką cenę chce to odrzucić. Tak to ja odczytuję. Sam film świetny 8/10, pozytywnie zaskoczyłem się na Howardzie, który poza Pięknym Umysłem moim zdaniem nie zrobił nic godnego uwagi. Polecam i pozdrawiam:)
"pozytywnie zaskoczyłem się na Howardzie, który poza Pięknym Umysłem moim zdaniem nie zrobił nic godnego uwagi."
A "Apollo 13"? :)
Ja sytuację z tym nocnym telefonem odczytałem zupełnie inaczej. Wydaje mi się, że Nixon widząc swoją przewagę w pierwszych dniach nagrania chciał podświadomie natchnąć Frosta duchem walki, aby toczył z nim wyrównaną potyczkę na słowa. Chciał się dać poznać Frostowi z innej strony, jako normalnego człowieka, a nie prezydenta i oczekiwał wzajemnej szczerości od dziennikarza. Pomijam tu fakt upojenia alkoholowego, który wzmógł efekt, ale postawię dość odważną tezę, że Nixon tak naprawdę chciał się dać pokonać, w byle jak najmniej dla niego dotkliwy sposób i dlatego starał się zmotywować Frosta, aby wpadł na trop, który da mu przewagę. Wyraz twarzy Langelii w końcowej kwestii o tym, że tylko jeden z nich może wygrać, a dla drugiego nie będzie miejsca i będzie musiał się usunąć w cień wskazywał na to, że wie o kogo chodzi - o niego samego.
No jak dla mnie Apollo 13 nie dość, że aktorsko był taki hm... powiedzmy, że Hanks się nie popisał to jeszcze ciągnął się i dłużył, nie potrafiłem wczuć się w sytuację bohaterów. Zaznaczyłem, że moim zdaniem:)
Rozumiem. Mnie film trzymał w napięciu niemal przez cały czas, a i na Hanksa nie narzekałam. Generalnie do Howarda nic nie mam, może dlatego, że widziałam tylko te jego lepsze filmy - "Frost/Nixon", "Apollo 13", "Piękny umysł", który może i jest hagiografią, ale za to rewelacyjnie wodzi widzów za nos, bardzo przybliżając doświadczenia schizofreników i na tym przede wszystkim zasadza się jego wartość.
W lutowym "Filmie" - dwa teksty na temat tego obrazu: 5-gwiazdkowa recenzja i ciekawy felieton Żakowskiego.
Im więcej czasu mija, tym bardziej "Frost/Nixon" mi się podoba. :) Z oscarowych propozycji nie widziałam jeszcze "Obywatela Milka", ale spośród pozostałych nominacji, zdecydowanie wybija się produkcja Howarda, chociaż obawiam się, że jest stanowczo zbyt mało spektakularna, by wygrać z efektownym "Benjaminem Buttonem" czy landrynką dla mas - "Slumdogiem"...
Choć politycznie jestem w kontrze do Żakowskiego to muszę się z nim tutaj całkowicie zgodzić. Chciałbym, żeby "Frost/Nixon" dostał główną nagrodę, bo jest filmem kompletnym, pozbawionych niepotrzebnych fajerwerków, z rewelacyjną grą aktorską i trzymającą w napięciu fabułą, choć tak jak wspomniał za mało spektakularnym, aby być faworytem do tej nagrody.
Znakomity film - najlepszy w dorobku Rona Howarda, który wreszcie udowodnił, że poza sprawnym rzemiosłem potrafi tworzyć dzieła pretendujące do miana sztuki. Zrobił film po swojemu warsztatowo doskonały (ale jednocześnie nie tak schematyczny i patetyczny, jak wiele jego poprzednich obrazów), a przy tym ważny i mający coś do powiedzenia. "Frost/Nixon" umiejętnie łączy realizacyjną finezję z ciekawą refleksją nad zagadnieniami władzy, odpowiedzialności, ale także roli mediów w pokazywaniu i tłumaczeniu świata wokół i tego jak trudno w tym medialnym obrazie rzeczywistości dojść prawdy o człowieku, o jego przekonaniach i motywach jego postępowania.
Nixona poznajemy jako twardego i nieustępliwego polityka, próbującego podnieść się po swojej życiowej porażce i wrócić do gry, w czym ma mu pomóc seria wywiadów, jakie proponuje prezydentowi David Frost. W miarę rozwoju akcji twórcy filmu sięgają poza utarty w mediach wizerunek prezydenta Nixona i pokazują go jako jednostkę dalece ciekawszą i bardziej złożoną. Z czasem zaczynamy coraz lepiej rozumieć tego człowieka, zasady, jakimi się kieruje i motywacje jego działań. Zaczynamy też darzyć prezydenta sympatią, a momentami wręcz podziwem. Wielkie oklaski należą się Frankowi Langelli za stworzenie tak pełnego i wiarygodnego portretu swojego bohatera i przede wszystkim za pokazanie także jego ludzkiej twarzy.
Mimo, że cały film opowiada o przygotowaniach do telewizyjnych wywiadów (i oczywiście same wywiady pokazuje) oraz mimo pewnej teatralności, ogląda się go w nieustającym napięciu, jak rasowy thriller. Utrzymany jest w konwencji psychologicznego pojedynku dwóch godnych siebie rywali. Autorka trafnie porównała go do dramatu sądowego, a ja dodam, że miałem też skojarzenia z pojedynkiem bokserskim: zbieranie informacji o przeciwniku, przygotowywanie strategii: jak go celnie uderzyć, jak się obronić itp., trening i podzielony na rundy sam pojedynek. Tyle, że tutaj stawka jest o wiele większa niż w najważniejszej walce bokserskiej. Jesteśmy świadkami naprawdę ważnych wydarzeń. Chodzi przecież o poznanie prawdy, o ocenę prezydentury Nixona i odpowiedź na pytanie dlaczego dopuścił on do naruszenia prawa. A na tym najciekawszym - indywidualnym, jednostkowym poziomie chodzi o czyste sumienie jednego z bohaterów i o walkę ich obu do udowodnienia swojej wartości. Ten medialny spektakl jest dla obu jego głównych aktorów szansą na dotarcie (lub powrót) na szczyt, czego przez lata im odmawiano.
Jest tu także zawarta refleksja nad rolą mediów w tym procesie wynoszenia ludzi na szczyt lub ich degradowania. Bo to właśnie media miały ogromny udział w politycznym ukrzyżowaniu Nixona. W końcówce filmu nawet najbardziej zaciekły wróg prezydenta w ekipie Frosta, James Reston przyznaje, że telewizja nie oddaje całego obrazu, że jest wyrywkowa i wybiórcza, że krótko mówiąc, nie liczy się w niej cała prawda, a jedynie jakiś jej wycinek. Wcześniej o tym samym mówi Jack Brennan w rozmowie z Frostem oraz sam Nixon wspominający swój pojedynek z Kennedym. Niewielu doświadczyło tej stronniczości mediów tak boleśnie jak właśnie Richard Nixon, którego niewątpliwe zasługi zostały praktycznie wymazane z pamięci sprawą Watergate. Dobrze, że ten film - podobnie jak cały wywiad z Frostem, o którym opowiada - daje prezydentowi prawo głosu i prawo do wyznania, że zawiódł naród i kraj, ale także, że "były to błędy serca, a nie rozumu".
Szkoda, że obraz Howarda rzeczywiście nie ma raczej większych szans podczas tegorocznej gali oscarowej. Będę mu kibicował i ucieszę się z każdej statuetki, która powędruje do jego twórców, ale pewnie spotka go taki sam los, jak wiele innych ciekawych dzieł, które musiały ustąpić miejsca słabszej, ale bardziej efektownej i lepiej wypromowanej konkurencji.
Dla mnie jednak to film rewelacyjny, zasługujący na wszelkie nagrody - idealnie wyważony, doskonale wyreżyserowany, dopracowany w każdym calu i aktorsko wybitny.
Ja również nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że te przygotowania do wywiadów to po prostu trening przed walką bokserską. Świetnie budowane jest napięcie, choć same wywiady nie są wielkim "boom" - Howard chciał trochę nabrać widza, skłaniając go do myślenia, iż Frost po prostu zmiażdży Nixona - a tu niespodzianka.
Film jest również tryumfem montażysty - film jest genialnie zmontowany, przeplatanie akcji wypowiedziami uczestników tego spektaklu nie jest niczym nowym, a mimo wszystko wygląda świeżo.
Brawa dla całej ekipy i tylko szkoda, że film nie dostanie Oscara :(
PS. Fajnie było zobaczyć Kevina B. w formie :)