Film Argento jest kiczowaty do bólu i najmniej interesuje mnie czy to zamierzony efekt, czy nie. Klimat? Tak, ale jaki? Są ludzie, których rajcuje klimat jasełek i tacy, którzy dają się pokroić za... klimat prosektorium. Wszystko to jest mętne, kiczowato przeestetyzowane, dialogi głupiutkie, jakieś z rękawa wyciągnięte sceny (jak choćby ta z ceremonii pogrzebowej Helgi, stuprocentowej Aryjki, która jest odprawiana po hebrajsku!). Jedynie muzyka Goblina ma jako taki wyraz. Uważam, że film może się podobać, ale nie jest to powód do chwały.
Ha, ha... Końcowa ocena zależy od indywidualnego podejścia, tego, czego oczekujemy od oglądanego filmu. Właśnie niedawno go jeszcze raz obejrzałem. To, co mnie najbardziej rozprasza, wręcz irytuje, to gra głównego bohatera, pianisty, prowadzącego własne, prywatne śledztwo. Dla mnie gra na zimno, bez emocji, obojętnie, może nawet znudzony. Obraz, praktycznie cały czas bliżej mu do malarstwa, niż zdjęć filmowych, ścieżka muzyczna są klimatyczne, rewelacyjne. Tutaj intryga kryminalna schodzi na plan drugi, cieszymy się filmem jako małym dziełem sztuki. Niezapomniane są zmagania z oporną materią wysłużonego samochodu :))