Powiem więcej, jest dobrze. Nawet lepiej niż w "Suspirii", która straciła nieco ze względu na końcówkę. "Profondo rosso" pod tym względem nie rozczarowuje. Prawdę mówiąc nie spodziewałem się takiego rozwiązania intrygi i źle wytypowałem zabójcę. Brawa dla Argento za umiejętnie poprowadzoną akcję. Fabuła w ogóle stanowi najmocniejszy punkt filmu, a motyw kołysanki jest naprawdę znakomity. Aktorstwo dobre (ze wskazaniem na Hemmingsa), a muzyka The Goblins nadaje całokształtowi ponownie klimatu, choć nie zapada już tak w pamięć jak we wspomnianej "Suspirii". Morderstwa dość brutalne i realistyczne (topienie w gorącej wodzie, obijanie o meble), ale efekty wizualne pozostawiają nieco do życzenia, a krew oczywiście znowu jest zbyt jaskrawa. Sam film w środku zaczyna się nieco dłużyć i możnaby go skrócić conajmniej o pół godziny. Wspomnieć warto jeszcze o wstawkach humorystycznych, które, o dziwo, wcale nie rozładowują napięcia w filmie. Polecam.
Morderce widzimy już w ok. 15 minucie filmu i niestety to jest największa bolączka tego filmu.