prawda jest bolesna: scenariusz to tępy thriller z wątkiem kryminalnym (nie do końca wiadomo kto zabił, pozory mylą), momentami obrażający inteligencję. Dla szanującego się kinomana zabiegi polegające na wywoływaniu napięcia i strachu nie należą do repertuaru tych sztuczek filmowych, które stanowią o szczególnej wartości filmu. Jeśli ktoś szuka w kinie zaspokojenia mało wyszukanych, atawistycznych niepokojów, to proszę bardzo.
Oprawa estetyczna jest tu momentami urzekająca, i owszem, ale nie zmienia to faktu że kicz pozostanie kiczem. A że kicz straszy i trzyma w napięciu, to co...? To znaczy, że mam przed kiczem padać na kolana?
Przypomina się casus Tinto Brassa (nota bene, też Włocha), który kręci kino erotyczne (a momentami pornograficzne) z pozornie ambitną oprawą. Ale efekt jest ten sam, co na thrillerowym poletku Argento. Chęć epatowania seksem czy straszenia przeważa nad walorami filmowymi i wychodzi, jak wychodzi. Problem polega na tym, że żaden z nich nie jest Tarantinem. Nie każdy ma umiejętność twórczego wyzyskania prawideł gatunku.