Chciaż bohaterowie filmu moga budzić delikatnie mówiąc...niechęć, po obejrzeniu filmu współczułam im. Obydwoje byli szaleni i to w dziwny sposób, uzależnieni od siebie.Kochali się do bólu, do nienawiści. Chyba tylko Polański mógł zrobić film o takiej miłości.
Ja w tym filmie nie widziałam w ogóle miłośći tylko egoistyczne obsesje bohaterów - brak było w tej relacji jakiejkolwiek czułości, zrozumienia czy zainteresowania drugą osobą jako człowiekiem a nie obiektem seksualnym, brak jakichkolwiek innych uczuć które składają się na pojęcie miłości, było to zbyt jednowymiarowe. Mimi momentami sprawiała wrażenie, że może z jej strony jest inaczej ale też wyglądało to bardzo egoistycznie. Dlatego bardziej odebrałam ten film jako opowieść o znudzonym i niespełnionym człowieku, szukającego w życiu rozrywki żeby jakoś zapełnić swoje smutne życie (przespać dzień) niż o miłości, bo ja jej tu zupełnie nie widzę. Tylko powoli staczający się na dno ludzie...
Na czele zresztą z Nigelem, który jako jedyny nie miał powodów by zachowywać się tak podle a jednak też wybrał tą drogę. Wg mnie najtragiczniejsza postać tutaj, słusznie wyśmiana pod koniec.