Typowe romansidło, jakieś nieszczęście, wielka miłość, przeszkoda, śmierć... jak Romeo i Julia.
Jednak bohaterowie byli tak dopieszczeni i nienaturalnie przesłodzeni, że miałam ochotę wyjść z
kina. Film jest jeszcze gorszy od zmierzchu, którego nawet nie obejrzałam, bo przy każdej próbie
zasypiałam. Poszłam na film sugerując się oceną, ponieważ myślałam, że pomimo miłosnej
historii warto go obejrzeć. Z mojej obserwacji wynika, że chodzą na niego prawie same kobiety i
prawdopodobnie właśnie dlatego ma on taką ocenę a nie inną. Niestety nie każdy wzruszający
film o miłości i chorobie zasługuje na to by nazwać go dobrym. Film jest bardzo słaby. Od
samego początku czekałam na coś co sprawi, że stwierdzę, że jest dobry, albo chociaż niezły, ale
zawiodłam się bardzo. Zapewne wielu kobietom się spodoba, ale ocena jest o wiele za wysoka.
Znacznie lepszy jest film pt. "Bez mojej zgody". Przede wszystkim osoby, które są chore nie
wyglądają w taki sposób. Film mija się z prawdą. Być może gdyby grali w nim inni aktorzy, lub
chociaż gdyby grali inaczej i wszystkie rzeczy ze strony reżysera i charakteryzacji byłyby lepiej
zrobione to film mógłby być niezły.
"Przede wszystkim osoby, które są chore nie wyglądają w taki sposób. Film mija się z prawdą." - wg ciebie każdy, kto jest chory, ma wyglądać, jakby za chwilę miał umrzeć?
Wszystko zależy od choroby oraz stadium zaawansowania. Osoby, które są w takim stadium jak bohaterowie, są najzwyczajniej w świecie wyniszczeni i zmęczeni. Wiem to z autopsji, jednak miałam to szczęście, że wyzdrowiałam. Wydaje mi się, że ten film oceniły wysoko osoby, które nie bardzo mają o tym wszystkim pojęcie i takie historie są dla nich odległe i dzięki temu wzruszające. Pamiętajmy jednak, że wyciskanie łez nie może świadczyć o poziomie filmu.
Wyciskanie łez świadczy o poziomie filmu. Jeśli budzi on aż takie emocje to raczej film jest dobry.
Jest to ekranizacja i myślę, że książka bardziej by ci się spodobała, choć nie jestem w 100 % pewna, bo film był według mnie świetny. Z tego co pamiętam to Green nagiął pewne zasady dla książki(sposoby leczenia itd.). Pisał o tym słowie od autora, czy coś takiego. Dlatego też nie lubię jak chodzą na ekranizacje ludzie, którzy nie czytali książki, ale wiem, że tak już jest i będzie. amen.
Może i masz rację, że historia wzrusza osoby dla których temat nie jest aż taki bliski. Nie wiem, ale w takim razie polecam inne książki Greena albo przynajmniej wybierz się na ekranizacją "Papierowych miast"(jeszcze nie wiem kiedy to będzie), bo szkoda by było nie docenić twórczości Greena :)
za poziom filmu odpowiada wiele składowych. Gra aktorska, charakteryzacja, scenografia, reżyseria, poruszony wątek, zakończenie, również to czy trzyma w napięciu, czy nudzi. Ja skłaniam się bardziej ku znudzeniu. Gra aktorska dość słaba, nic nadzwyczajnego. Reżyseria - średnia. Charakteryzacja również na słabym poziomie. Reszta powiedzmy, że jest w miarę ok. Oceniajmy trzeźwo, zdejmując zasłonę wzruszenia. Raczej nikomu nie powiedziałabym "idź na ten film, jest genialny!" na 10 zasługuje np. film Zielona Mila, który jest klasykiem, a to? co najwyżej na 6-7. Też mogę Ci opowiedzieć swoją wzruszającą historię o tym jak, gdy poznałam swoją miłość to choroba zaczęła się rozwijać, o tym jak pomimo choroby i wielu przeciwności dawałam z siebie wszystko, dążyłam do spełnienia marzeń i prawie mnie to wykończyło, a mimo wszystko udawałam przed innymi, że u nie wszystko dobrze i nagle wszyscy zdziwiliby się, że mnie już nie ma... i stwierdzisz, że jest świetna? ;p sama płakałam jak ozdrowiałam, ale bynajmniej nie uważam, że jest w tym coś pięknego ;p większość ocenia ten film, ponieważ wzruszą się chorobą. Takich ludzi na świecie jest mnóstwo i nad nimi nikt się nie wzrusza... "jej, jak mu musi być ciężko, jaki on biedny i niewinny, i jeszcze do tego stara się normalnie żyć! bohater!". Nie, w rzeczywistości mamy takich ludzi w dupie. Ja patrzę na tego typu filmy trzeźwym okiem, ponieważ znam rzeczywistość i smutna historia nie jest w stanie mi przesłonić niczego :) film jest romansidłem i jest przesłodzony, moim zdaniem słaby :) ale każdy inaczej postrzega świat i w inny sposób ocenia też filmy, więc to jest tylko moja opinia i jak to zawsze bywa liczę się również z negatywnymi komentarzami, które są nieodłącznym elementem umieszczenia czegokolwiek w internecie :)
A ja - i z tego co zauważyłem jestem jedną z nielicznych osób w tej kwestii - stanowczo nie polecam twórczości powyższego autora, przynajmniej dla osób, dla których książka to coś więcej niż sama historia w niej przedstawiona.
Nie zgadzam się z tym co napisałeś :)
3 z 4 książek Greena jakie czytałam to nie tylko jakieś tam niewymagające historyjki. Uważam, że są wartościowe, ale to tylko moje zdanie. Nie jestem bardzo wymagającym czytelnikiem, ale też nie czytam byle czego. A "gwiazd naszych wina", "papierowe miasta" i "szukając alaski" są (wg.mnie) warte przeczytania, i to nie tylko dla samej przyjemności. Ja polecam :)
Co kto lubi.
Mnie niestety strasznie rozczarowały książki Greena (w perspektywie tak świetnych ocen, jakie im wystawiono), zupełnie nie mój styl narracji i sposób tworzenia opisów, przez co całość wydawała mi się dość "sztuczna" i bez emocji. Uważam, że to nie są złe książki, a nawet sądzę, że można je uznać za całkiem niezłe na nudne popołudnie, jednakże dziwi mnie nieco szum i poklask jaki wokół nich został wzniesiony. Ale cóż. Jak pisał Carlos Ruíz Zafón "Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to, co już masz w sobie." Być może więc po prostu nie dorosłem do twórczości omawianego autora, być może mamy z panem Greenem inne priorytety, albo po prostu takową prozę zostawiłem już daleko za sobą, gdzieś w gąszczu dawno zapomnianych tytułów. : )
No tak, co kto lubi. Możliwe, że jesteś na etapie czytania zupełnie innych książek. Z książek Greena rozczarowałam się tylko "19 razy Katherine", ale resztę bardzo lubię.
A co do Zafona to czytałam "Cień wiatru" i myślę, że ekranizacja byłaby świetnym pomysłem... :)
"Uważam, że to nie są złe książki, a nawet sądzę, że można je uznać za całkiem niezłe na nudne popołudnie, jednakże dziwi mnie nieco szum i poklask jaki wokół nich został wzniesiony."
Tutaj zgadzam się z tobą całkowicie. Także nie rozumiem zachwytu wszystkich nad tymi książkami. według mnie Green ma całkiem fajne pomysły, ale jest kiepski w realizacji ich. Mi narracja nie przeszkadzała, ani nic z tych rzeczy, które opisałeś tylko sama powtarzalność. W każdej z jego książek postacie mają praktycznie takie same cechy i cała historia opiera się na tym samym schemacie. Brakuje różnorodności.
I zdecydowanie nie jest tak, że jeszcze nie dorosłeś do jego książek. Oczywiście nie mówię, że czytający je ludzie są głupsi, nic z tych rzeczy. Powiedziałabym, że jego książki są dość ambitne, ale są skonstruowane w amatorski sposób. Więc na pewno nie można być zbyt niedojrzałym żeby je czytać. Można być jedynie zbyt ambitnym żeby uważać je za naprawdę dobre. Z tego właśnie powodu nie rozumiem czemu wszyscy uważają go za takiego geniusza....
Jedyną jego książką jaką mogę wszystkim polecić są "Papierowe Miasta". Tą powieść mogę spokojnie ocenić na 8/10. Jednak "Gwiazd Naszych Wina" i "Szukając Alaski" są dla mnie pomyłką. Ekranizacja tej pierwszej jest zdecydowanie lepsza niż powieść co się rzadko zdarza.
I tak, tak wiem, że to nie LubimyCzytać.pl....
Ale i tak takie recenzje są raczej mile widziane. I tak, film też mi się bardziej podobał niż książka. A myślałam, że ze mną coś nie tak, szczególnie że przy książce nawet nie płakałam...
Jeśli budzi takie emocje u niezrównoważonych nastolatek, to NIE świadczy o poziomie ;) U nich byle co wywołuje huśtawki nastrojów. A one są grupą docelową.
Moja mama miała raka, więc wiem czym jest ta choroba- niestety nie wyzdrowiała. Przeczytałam książkę- byłam zachwycona, wzruszyła mnie, bo była o miłości i przywiązaniu do drugiej osoby. Również ważnym wątkiem w tym filmie jest więź rodziców do Hazel i Hazel do rodziców. To nie jest tylko film o romantycznej historii mimo choroby. Myślę, że w ten sposób widzą to tak tylko osoby, które właśnie nie miały nic wspólnego z chorobą, ja miałam(jak to mówią kiedy ktoś z Twojej rodziny ma raka Ty też go masz)! W filmie jest sporo prawdy, bólu i strachu, który jest ściśle związany z chorobą nowotworową (jak sama pewnie wiesz) i wiele słów Hazel jest wyjęta z ust chorego człowieka. Więc nie wiem skąd aż taka krytyka z Twojej strony. No i nie mów, że to film dla ludzi, którzy nie mają nic wspólnego z tą chorobą ;] to bzdura
I tak warto przeczytać czasem książkę zanim się pójdzie do kina, ale ludziom coraz rzadziej chce się sięgać po papier, po co, szkoda czasu skoro można coś "zrozumieć w 2 godziny". Właśnie, że nie można! Film jest uzupełnieniem do książki
większość ocenia ten film, ponieważ wzruszą się chorobą. Takich ludzi na świecie jest mnóstwo i nad nimi nikt się nie wzrusza... "jej, jak mu musi być ciężko, jaki on biedny i niewinny, i jeszcze do tego stara się normalnie żyć! bohater!". Nie, w rzeczywistości mamy takich ludzi w dupie!
Gdybyś przeczytała książkę wiedziałabyś, że wiele stron opowiada o tym samym. Bohaterowie kpią z ludzi współczujących i mówiących to co Ty powiedziałaś kilka postów wyżej. Szkoda, że nie sięgnęłaś po książkę. A teraz niestety komentujesz film :( przykre to
TUTAJ SIĘ OCENIA FILMY, a nie książki... chyba pomyliło CI się coś ;) nie oceniajmy filmu pod względem tego co jest w książce. Film jest osobną sprawą i jest słaby. Na to, żeby film był dobry składa się wiele rzeczy, a żeby był arcydziełem to musi być naprawdę rewelacyjny. Wydaje mi się, że wiele filmów jeszcze przed Tobą skoro to jest dla Ciebie takie cudowne. Zwykły romans, zakończony śmiercią, jak każdy inny. Niczym się nie różni. Jedynie tym, że ciągnie się i dłuży przez co dałam ocenę 3, a nie 5.
Zgadzam się z tym. W ocenie ekranizacji powinno się kompletnie abstrahować od książki, bo film to nie jest dodatek do niej, jest zupełnie osobnym tworem i powinien żyć swoim własnym życiem. Moim zdaniem "Gwiazd naszych wina" to średnia ekranizacja - oceniłam film na 7 za treści, ale mam wrażenie, że twórcy filmu - zakładając, że mieliby tę samą wizję co Green - oddaliby w nasze ręce typowy wyciskacz łez w stylu przesłodzonej "Szkoły uczuć", bo patosem dzielnie dusili całą gorycz, którą czuć bardzo wyraźnie podczas lektury "Gwiazd...".
Film jest filmem. Osobną sprawą. Film należy oceniać pod wieloma względami, nie tylko poruszonym wątkiem, ale też w jaki sposób został zekranizowany. Książek - romansów nie czytam, czytam jedynie naukowe, popularnonaukowe oraz o biznesie i marketingu, ponieważ manipulacja ludzi (tak, w tym filmie manipulacja była ogromna i najwidoczniej się jej poddaliście ;) ) mnie intryguje. Czytam tyko taką literaturę, która jest wartościowa, a romanse bynajmniej mnie nie interesują ;) Często chodzę do kina, żeby obejrzeć różne filmy, które podobno są tego warte. Ten nie był i bardzo żałuję tych wydanych pieniędzy.
Hmm to ja ci powiem, że owszem chciało mi się przeczytać książkę i uważam że zarówno o raku jak i o miłości są lepsze. Nie jest całkiem kiepska ale też nic mega ciekawego. Na pewno pisze odważnie o chorowaniu i śmierci ale to trochę za mało.
Też wydaje mi się, że wysokie oceny dla takich filmów, wynikają często z nieznajomości realiów tej choroby i wszystkich okropnych jej aspektów. Ludzie traktują to jak zwykłą bajkę, a bajka "zanieczyszczona" brudami codzienności, nie byłaby bajką. No ale jeśli temat jest tak zrealizowany, to można go tylko traktować jako bajkę. W kinie choroba wzrusza, ale gdy stara sąsiadka umiera na raka, to nie robi to juz tak wielkiego wrażenia. Udarza mnie czasem takie zbyt płytkie podejście do baaardzo głębokiego tematu.
nie zgadzam się z Twoją opinią. to nie jest wyciskacz łez. nie każdy wzruszający film o miłości jest od razu "wyciskaczem". niektóre filmy są po prostu piękne. co powiesz na przykład o jakże słynnym " Forreście Gumpie" ? to też wyciskacz łez?
również wydaje mi się (ale to tylko moja opinia, mogę się mylić, nie miałam raka), że masz mimo wszystko zły pogląd na kwestię zachowania osób z rakiem. inaczej chorobę przeżywają nastolatkowie, a inaczej dorośli. możliwe, że Ty byłaś wyniszczona, niemalże na granicy dwóch światów. możliwe też, że ktoś inny może być taki jak bohaterowie filmu- starać cieszyć się życiem. nie wiem czy zwróciłaś uwagę w filmie na dość istotny szczegół jakim była terapia Hazel. było wyraźnie powiedziane, że jej się polepszyło. włosy miała krótkie, co świadczy o tym, że stosunkowo niedawno jej odrosły po chemioterapii. Gus również "pokonał" raka (mówię o tym w cudzysłowie, gdyż choroba wróciła ze zdwojoną siłą)
no i nie zapominajmy- czytałaś książkę?jeśli nie to uwierz mi, że naprawdę ciężko było Ci zrozumieć niektóre wydarzenia czy nawet epizody w filmie ( jak chociażby to, że autor zaznaczył na początku powieści, że jest to całkowita fikcja)
ale to tylko moje zdanie.
zachowanie, spojrzenia bohaterów, w moim przypadku raczej były przyprawiające o mdłości. Wszystko to jest zrobione typowo pod wielką romantyczną historię. Bohaterowie są również zbyt dopieszczeni. Piękne, zdrowe, śniące włosy, gładka skóra? żadna osoba przyjmująca leki i poważnie chorująca tego nie ma. Moim zdaniem jest bardzo kiepska charakteryzacja. Reżyseria również. Wszystko jest też przesadzone, uwznioślone, co sprawia, że wszyscy nagle zaczynają płakać, ale to rzeczywiste po prostu nie jest. Jest taki romansidłem, bardzo ciężkim w dodatku w odbiorze. ale może wynika to z tego, że ja w ogóle, w życiu rzeczywistym, nie znoszę osób, które chcą mi się przypodobać lub są przesadnie mili, są wtedy dla mnie odrzucający.
Jeżeli film staje się uzupełnieniem bądź nie można go zrozumieć bez przeczytania książki to znaczy, że nie został zrobiony do końca poprawnie. Adaptacja filmowa czy ekranizacja jest OSOBNYM dziełem, które powinno być czytelne zarówno dla widza, który zna treść pierwowzoru literackiego i tego, który nie zaznajomił się z tą pozycją. Jedynie sposób odbioru filmu może być odmienny
Jeśli ktoś porównuje tę produkcję do "Zmierzchu", to znaczy, że nie wykazuje podstawowego poziomu wrażliwości.
Nie każdy chory na nowotwór jest chodzącą śmiercią. Radzę zapoznać się z tym faktem, bo różna lokalizacja choroby, objawia się mniej lub bardziej.
Przesłodzony?! Hazel i Gus mieli usiąść na schodach i płakać, bo umrą? Każdy umrze, a oni przynajmniej próbowali wyciągnąć z życia jak najwięcej - i o tym właśnie jest film.
Przez takich malkontentów ocena filmu spada, przez to może ktoś nie pójdzie i nie pozna tej niezwykłej historii.
Ja nie rozumiem skąd to oburzenie. Dziewczyna napisała, co uważa o tym filmie - i miała takie samo prawo "ponarzekać" na tą produkcję jak wy wychwalać ją pod niebiosa.
Rozumiem, że ostatnie zdanie to sugestia, że każdy powinien dawać ocenę 10 każdemu filmowi, ponieważ ktoś może go nie obejrzeć? Nie dla każdych ta historia jest "niezwykła". :-)
Miałem na myśli raczej fakt, że ocena została zaniżona ze względu na brak zrozumienia historii - nie ze względu na obiektywne ocenienie ewentualnych minusów.
od razu widać jak mało wiesz na temat chorób :) osoba, która jest na takim etapie zaawansowania choroby i piękne, zdrowe, lśniące włosy? śmieszne, naprawdę śmieszne ;) ten film prędzej można odebrać jako komedię, jak coś prześmiewczego... ale to tylko jeden z przykładów. Film jest nierealistyczny i przesłodzony, osoby, które tego nie zauważą raczej mało na ten temat wiedzą :)
Ale przecież miała ścięte włosy! Halo, krótkie włosy to przecież oznaka bardzo ciężkiej choroby!
dokładnie ^^ kurcze, odmieniliście mój światopogląd! teraz jak zobaczę na ulicy dziewczynę z krótkimi włosami to będę wiedziała, że jest po chemii :)
Och przestań, bo aż tą Twoją wiedzą na temat chorób nowotworowych aż chce mi się rzygać :/. Myślisz, że jesteś lepsza czy co? To takie podświadome "byłam chora współczujcie mi"? Wiemy że byłaś chora napisałaś to raz czy 2 ale po co 10? JA WIEM DUŻO NA TEN TEMAT i mnie podobał się ten film. Czy to oznacza że zaliczam się do osób które nic na ten temat nie wiedzą? To żałosne!
Może masz rację że nie powinni tak wygladac ale w tym filmie nie to jest istotne tylko zrozumienie go! Ty go nie zrozumiałaś. Ciężko go zrozumieć jeśli nie czytało się książki (wiem piszę to 3 raz ale taka jest prawda) Film jest przesłodzonym obrazkiem, który Cię tak denerwuje, książka wygląda zupełnie inaczej. PS Gus był w remisji od 1,5 roku, więc miał prawo wyglądać dobrze.
Wybacz, że aż tak się uniosłam!
wypisz mi proszę czynniki, które Twoim zdaniem wpływają na to, że ten film można nazwać arcydziełem w świecie filmu. Bo właśnie jako arcydzieło je oceniłaś, co jest co najmniej śmieszne. Moim zdaniem jest słaby, po pierwsze dlatego, ze romanse jakoś w moim mniemaniu nie są dobrymi filmami, a po drugie w porównaniu do innych fimów tego typu jest najzwyczajniej w świecie gorszy... więc jeśli to jest arcydziełem, to jak nazwać inne, o wiele lepsze filmy? bez przesady...
podobała mi się i uważam, że była adekwatna - słodko pierdząca atmosfera relacji pomiędzy dwójką nastolatków... Wiem coś o miłosnych doświadczeniach nastolatków i mogą być właśnie takie. Fantastyczne było spojrzenie HAzel - takie przepełnione miłością i radością, troszeńkę brakowało w nim smutku momentami, ale i tak jestem pod wielkim wrażeniem tak młodej aktorki. To nie był dokument o skutkach chemioterapii... W filmie dużo ważniejsze było to, żeby pokazać emocje różnych ludzi z tych trudnych, ale i pieknych stron, a także konstruktywny sposób ich przeżycia. Ma uczyć jak powinna wyglądać komunikacja między kochającymi się ludźmi - przyjaciółmi, rodzicami i dziećmi, czy partnerami. Pokazać jak trudno się jest wpierać, a jak łatwo coś zniszczyć niezrozumieniem. Raczej nic Ci nie pomoże na opinię jeśli widzisz w tym tylko romans i brzydzisz się miłością i bliskością.
Ja też nie widzę, gdzie xpamx użala się nad swoim życiem i chce by jej współczuć. Chyba właśnie najdobitniej przedstawiła Ci argumenty dlaczego film jej się nie podoba, jak lepiej można się odnieść do tego filmu, niż będąc w tej samej sytuacji co bohaterowie?
Myślę, że Twoje obserwacje należałoby skwitować stwierdzeniem "Kino amerykańskie jest do kitu, bo tam zawsze wszyscy są piękni, wspaniali i nienaturalni". I pod takim stwierdzeniem mógłbym się nawet podpisać. Ale można pójść dalej: "Kino europejskie w zasadzie też jest do kitu, bo choć problemy zwykle są bliższe szaremu człowiekowi to wszyscy i tak są piękni i pachnący". Hmmm, a może "Teatr jest do kitu, bo była tam scena z bezdomnym, a aktor wyglądał jakby 5 godzin wcześniej jadł obiad w domu".
Ale to nie razi, jeśli już się zaakceptuje tę specyfikę kina amerykańskiego i przestanie się na to zwracać uwagę. Bo problem na jaki zwróciłaś uwagę tak samo bawi w każdym innym filmie amerykańskim czy serialu. Np. osławione Losty, gdzie ludzie uwięzieni na bezludnej wyspie w każdym odcinku wyglądają jakby przed chwilą wzięli prysznic :-).
Wracając do meritum. Film eksponuje pewne problemy związane z sytuacją młodych ludzi z chorobą nowotworową. Wierzchnia warstwa nie ma nic do rzeczy. Już od czasów antycznych teatr nie próbuje w pełni oddawać życia, co nie zmienia faktu, że może być w nim zawarte przesłanie do tegoż życia się odnoszące.
Gdyby to był film dokumentalny, miałabyś prawo zarzucać mu brak realizmu.
No widzisz, ale własnie o to mi chodzi, że film jest takie jak wiele innych filmów, a ocenę ma na poziomie tych naprawdę wybitnych i to mnie oburza ;) ciągle próbuję dojść dlaczego ludzi uważają ten film za arcydzieło. Moim zdaniem, na arcydzieło musi być znacznie więcej :)
to nie był dokument, tylko opowieść fikcyjna. Miały jej włosy wypadać garściami?
Ludzie, trochę dystansu. To gra aktorska, mogli jej co najwyżej zrobić opuchnięte oczy. Ona miała grać chorą, a nie być chora.
Tak, a narkomanka ma wyglądać jak Beyonce, bo aktorka która ją gra ma grać narkomankę, a nie być narkomanką. Trochę bez sensu?
W dzisiejszych czasach jest mnóstwo możliwości w charakteryzacji i nie tylko.
Tyle, że film nie miał straszyć, jak strasznie jest umierać na raka tylko pokazywać, że z rakiem też można się cieszyć życiem - może dlatego nie zrobili jej na chodzącego truposza :)
"Film jest znacznie gorszy od zmierzchu..." serio ? Napisz że twoim zdaniem albo mniej Ci się podobał bo nie wiem czy mam płakać czy sie śmiać...
zmierzch jest strasznie nudny, ponieważ próbowałam wiele razy go obejrzeć i zawsze zasypiałam, raczej mnie nie "wciągał". Jest również romansem, a ja nie przepadam za takimi filmami. W każdym bądź razie gdyby był fajny to bym nie zasypiała. Gwiazd naszych wina jest jeszcze gorszy pod tym względem, bo jest totalnie przewidywalnym i ciągnącym się filmem. Oglądając go, człowiek czeka aż aż to się w końcu skończy, lub ewentualnie rozkręci. Nie ma niczego zaskakującego, pouczającego, nie ma w tym żadnego morału, żadnej ciekawej historii, gra aktorska jest kiepska, tak samo jak reżyseria. W tym filmie nie ma niczego innego poza miłością i chorobą, więc jak tu nie płakać? Jest to podstępnie zrobione, żeby wycisnąć łzy, ale zdejmując osłonę tej przesłodzonej historii i analizując obie rzeczy, o których film opowiada można dojść do następujących konkluzji: choroba jest przedstawiona bardzo powierzchownie, i nie mam tu na myśli, że jest jej mało, jest pokazana tak, jak widzą ją ludzie oceniający sytuację z zewnątrz, nie mający z tym styczności, którzy tylko coś gdzieś słyszeli. Charakteryzacja w stosunku do innych filmów o chorobach jest słaba, nawet bardzo. Opowieść miłosna jest słodka, och i ach, aż chce się wyjść z kina po pierwszych scenach. W związku z czym, żeby film był dobry, musiałby się pojawić jakiś inny wątek, który sprawiłby, że stanie się on wyjątkowy. Niestety takowego nie było. Film jest on skierowany głównie do małolat być może do romantyczek i dla nich jest na pewno świetnym filmem, nie zaprzeczam i nic mi do tego...ALE... powinien mieć ocenę bliską 6,0, a nie ponad 8 i tyko dlatego się wypowiedziałam, bo na ogół nie mam w zwyczaju tego robić. Trzeba wysłać do kina mężczyzn, bo inaczej ten film stanie obok tak wybitnych pozycji jak np. "Zielona mila", czy "Życie jest piękne" i to jest tym wszystkim tragiczne.
1) Oglądałam "Zieloną milę", ale jakoś nie zachwycam się tym filmem i na pewno nie dałabym mu 10.
2) Filmy romantyczne z reguły mają to do siebie, że wiadomo o czym będą. W przypadku filmu opowiadającego o osobach z nowotworami też można się domyślać jak dalej potoczą się losy.
3) Po co iść na romans, jak nie lubi się romansów? Żeby narzekać?
Samo to że w filmie doszukujesz się Bóg wie jakiego realizmu świadczy o twojej głupocie.Zrozum że to jest historia wymyślona i ma prawo mijać się z prawdą itd.Film miał za zadanie dostararczyć widowni emocji i zrozumienia pewnych aspektów życia i to osiągnął.Ja nie uważam by to było typowe romansidło choć jestem facetem.Mi to się wydaje że o takiej miłości jak Gwiazd naszych wina możesz tylko pomarzyć i stąd ta niska ocena ;)
Lepszej miłości niż mam nie spotkam raczej, wątpię by było to możliwe. Film jest romansidłem i jego miejsce jest przy filmach z oceną 6-7. Mając tak wysoką ocenę bezcześci tylko wybitne dzieła filmowe. Zdania na ten temat nie zmienię i mam nadzieje, że ocena się wkrótce zaniży. Aby na taką ocenę zasłużyć to musiałby spełniać więcej wymogów, m.in, te o których napisałam.
ładnie ty musisz być głup....Sorry ale jaki inteligentny człowiek kieruje się oceną z tej stronki..Trzeba dodać że jest więcej kont fałszywych niż tych prawdziwych na filmweb.Masa ludzi tworzy fałszywe konta po to by zawyżyć lub zniżyć ocenę danego filmu no ale ty tego nie ogarniasz.Ty jesteś z tych ludzi bez gustu dla których wyznacznikiem filmu jest ocena innych a nie własna.Możesz sobie podziękować głupoty ;)
mój post to "nie rozumiem tak wysokiej oceny", ponieważ jej nie rozumiem. Oceny powyżej 8,0 mają naprawdę dobre filmy. Ale zanim pójdę do kina to nie sugeruję się cyferkami tylko wypowiedziami innych osób, żeby się nie zawieźć. Później wystawiam swoją własną ocenę. Wypowiedziałam tutaj swoje zdanie i wytłumaczyłam dlaczego tak uważam. Ludzie zaczęli mnie od razu atakować, ponieważ krytykuję ich cudo, ale świadczy to jedynie o ich niskiej kulturze osobistej oraz innych rzeczach, o których wspominać nie będę, ponieważ nie zamierzam zniżać się do takiego poziomu, aby komukolwiek ubliżać. Ja do ich ocen nic nie mam pod warunkiem, że nie uważają, że jestem głupia, ponieważ nie dostrzegam fenomenu tego filmu. Więcej dyskutować już z nikim tutaj nie zamierzam, bo mnie to powoli zaczyna śmieszyć.