Zawsze mnie to denerwuje, w takich filmach o młodych ludziach chorych na raka. W ogóle
ryzykowanie ciąży w czasie raka, chemioterapii, radioterapii itd, czy pewien czas po niej jest skrajną
nieodpowiedzialnością, ryzykowaniem swojego życia i życia poczętego człowieka. Jakby ktoś miał
pojęcie o tej chorobie, to nie promowałby takich szkodliwych głupot.
Obawiam się, że tacy ludzie nie mają już nic do stracenia... a chcą poczuć jak naprawdę smakuje życie, w krótkim czasie doznać wszystkiego na co mieliby czas dożywając sędziwego wieku. Ba, dożywając prawdziwej dorosłości.
To jest samolubna postawa. Bo możesz skrzywdzić inną istotę. Wyobraź sobie tę tragedię :dziewczyna zachodzi w ciąże i wie, że umiera. Kolejny dramat dla i tak już straszliwie cierpiącej dziewczyny...
Serio, sugerujesz, że ma zrezygnować z fizycznej miłości bo MOŻE zajść w ciążę?
Z czego jeszcze powinna zrezygnować? Z zawierania nowych znajomości? Z pójścia do pracy? Wyjazdu na wakacje?
A może w ogóle ma się przeprowadzić do pustelni i umierać w ciszy, żeby czasami komuś nie zrobić krzywdy swoją chorobą?
Albo tyłek. W sensie że w tyłek. W anus to znaczy. Wiecie o co chodzi. Anal pain.
To po prostu jest logiczne. Jeszcze bardziej od prezerwatyw. Jaka wrażliwa o kurde. Nie wiedziałem że anal to tabu, przepraszam.
M0RiARTY musze Ci to powiedzieć, zanim zajdziesz w ciąże. Przez odbyt także może to się odbyć. Ściany między pochwą, a odbytem są na tyle cienikie, że nasienie może się przedostać więc absolutnie nie jest to dobra "metoda" antykoncepcyjna.
Nie zajdę w ciąże bo nie mam waginy ani nic, jestem chłopakiem. Uważam że choć szansa na zajście w ciąże w taki sposób, pomimo że istnieje, jest wystarczająco niska aby się nie martwić.
Choroba nowotworowa bardzo obniża możliwość zajścia w ciąże, a mówi się nawet o niepłodności - w przypadku chemioterapii niemalże nie ma możliwości zajścia w ciążę, co można wyczytać w byle broszurkach skierowanych do pacjentów onkologicznych; nie wspominając o nader wielkich korzyściach psychofizycznych płynących z bliskości osób dojrzałych płciowo, a dodając do tego lekturę książki, w której, jeśli mnie już pamięć nie myli (czytałem to na jesieni), wspomniana jest antykoncepcja przy tej sytuacji, cały ten zarzut czy wyrażone poddenerwowanie jest manifestem niewiedzy promującej na ogólnodostępnej stronie szkodliwe, głupiutkie przekonania, w które mógłby ktoś uwierzyć; ktoś, kogo może to dotyczyć w sposób pośredni czy bezpośredni - i jak taka osoba miałaby się poczuć, kiedy odmawia się jej tego, co ludzkie? Więcej rozwagi w pisaniu, możesz kogoś zranić tworząc fałszywe przekonania.
Cóż, moja wiedza na ten temat nie pochodzi "z broszurek". Temat nowotworów jest mi znany. Sama go przeszłam, więc chyba mam pełne prawo się na ten temat wypowiadać, no nie? Chcesz, to mogę Ci tu teraz wykład zrobić. Chemioterapia, radioterapia itd obniżają zdolność płciową, jednakże nie zawsze i nie całkowicie. Może dojść do zapłodnienia, co jest często tragiczne w skutkach dla matki i dla płodu. A jak wiesz nie ma 100% antykoncepcji. No chyba, że szklanka wody zamiast.... Więcej rozwagi w pisaniu to raczej Tobie potrzebne. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej, zapraszam do rozmowy.
Wiesz, stawiając sprawę w ten sposób - "mogę Ci tu teraz wykład zrobić" to raczej nie zachęcasz do dyskusji.
Każdy ma prawo do własnych przemyśleń. Nawet ktoś kto nigdy nie zetknął się z chorobą. Ale pamiętaj też, że nie wiesz jakie ludzie mają doświadczenia - wielu ludzi na pewno ma gorsze niż ty, ale zwyczajnie się z tym nie obnosi.
To jest moja odpowiedź na zarzut "manifestu niewiedzy" i "głupiutkich przekonań". Zdenerwowałam się, to fakt, stąd ostatnie zdanie mojej wypowiedzi. Wykładu nie będę robić, nie jestem wykładowcą :)
Kubala, wierz mi, nie miałam zamiaru obnosić się. To nie jest nic do obnoszenia się. O tym co mnie spotkało, nie mówię wszem i wobec. Nie chcę, nie mam potrzeby. Ale tutaj powiedziałam, bo uważałam, że powinnam, chciałam pokazać, że to nie tylko "a bo koleżanka mojej ciotki zachorowała na raka, nie znam jej, ale słyszałam, że...", wobec nieznajomych ludzi, którzy niekoniecznie zrozumieli intencje które mi towarzyszyły.
Oni też chcą mieć coś z życia. Chcą kogoś kochać. Oczywiście, są sytuacje, w których powinni zachować szczególną troskę o własne zdrowie i życie, ale nie traktujmy ich jako ludzi drugiej kategorii! Choroba to po prostu element ich życia, ale chcą być normalnymi ludźmi i korzystać z przywilejów danych każdemu człowiekowi, a nie siedzieć i czekać, aż wybije ich godzina. Równie dobrze, mogą przeżyć nas, którym przytrafi się coś niespodziewanego.
"Jakby ktoś miał pojęcie o tej chorobie, to nie promowałby takich szkodliwych głupot." I kto to mówi...
I kto to mówi. Tak się niestety przykro zdarzyło, że przeżyłam tę chorobę 0_o Więc wiem o czym mówię... Ludzie...
Ludzie, to tylko fikcja literacka/filmowa. Nie rozumiem , dlaczego tak się bulwersujecie.
Fikcja czy nie, ale obojętnie czy w książce czy w rzeczywistości ludzie chorzy mają prawo do takich rzeczy! To przecież nie jest tak, że w powieści nic się nie stało, a naprawdę to by oboje zmarli po wspólnej nocy :) Ludzie czasem silą się na jakiś heroizm, mistycyzm pewnych postaci - podobne "kontrowersje" co do miłosnych scen pojawiły się przy okazji "Kamieni na szaniec" z tymże w kontekście "podczas wojny nie mieli do tego głowy" - ani rak ani wojna nie przeszkadza w byciu człowiekiem i odczuwaniu pragnień, namiętności, miłości :)
Chyba troszkę się nie zrozumieliśmy. Chodzi mi o to, że niektórzy za bardzo wczuwają się w treść książki/filmu. Może to być niebezpieczne. Uważam, że powinniśmy czytać/oglągać "Gwiazd naszych wina" i inne flimy/książki tak jak zostały one zrobione. Nie dopowiadać sobie innych rzeczy, o których nie było mowy. Hazel i Gus spędzili ze sobą noc, bo tak chciał autor. Zgadzam się z Tobą w kwestii, że wszyscy maja prawo do milości cielesnej. Nie zgadzam się z tym, że ryzykowali ciążą.
Chyba wszyscy czegoś tu nie rozumiecie...Fikcja czy nie fikcja ,nie powinna fałszować obrazu rzeczywistości. A faktem jest, że jak masz raka, nie możesz sobie żyć beztrosko i nie myśleć o konsekwencjach. Bo np konsekwencje seksu ( jak już odpowiadałam komuś, "wpadkę" zaliczyć można zawsze) w tym wypadku mogą być tragiczne w skutkach. Ludzie chcieliby widzieć to jako piękną historię zażywania życia przed tragiczną śmiercią :/ Nie jest tak. I to jest dla mnie fałszowanie rzeczywistości.
Tworząc książkę lub film nie istnieje coś takiego jak fałszowanie rzeczywistości. Kreuje się nowy świat, w którym panem i jedynym jego organizatorem jest sam autor. Skoro ludzie chcą widzieć to jako piękną historię i autor pragnie, żebyśmy tak też uważali to mógł nawet wyleczyć swoich bohaterów z nowotworu w zaawansowanym stanie. Wszystkie zabiegi artystyczne coś znaczą. Nie powinniśmy, więc ich krytykować, lecz starać się je interpretować. Po za tym, jak już wcześniej pisałam, należy odróżniać fikcję od rzeczywistości i nie mieszać jednego z drugim.
Jak dla mnie, to nie jest fałszowanie rzeczywistości. Autor ma wpływ na szerzą publikę i myślę, że książka może pomóc wielu młodym osobom odnaleźć się we współczesnym świecie, pośród rówieśników, którzy nie będą ich traktować jak smutny element rzeczywistości, ale jak równych sobie - z tymi samymi pragnieniami.
Ale ja tu nie mówilam, że osoby chore mają inne pragnienia itd. Po prostu przykrą domeną nowotworu jest też to, że rzeczywistość odbiega od naszych pragnień, a realizowanie niektórych pragnień może przynieść wiele szkody.
Hej, to jest właśnie to czego w filmie nie ma. W książce narratorem jest Hazel, tam jest wszystko ospisane- jej uczucia to co myśli itp. w filmie mi tego brakowało . Tak samo sytuacja z Gusem, wyglądało to tak, jakby chciał tylko przelecieć Hazel i dopiero potem jej powiedzieć że ma te przerzuty. Może to tak właśnie wyglądać jak opisane jest w temacie, ale naprawdę polecam przeczytać książkę ;)
Aha, czyli ktoś wszedł na post o seksie, który wcaaaale nie jest spojlerem i czyta wszystko co jest pod nim i wypomina spojler. super.
Oni nie uprawiali seksu w celach prokreacyjnych. Nie chcieli powołać na świat nowego życia. Rzeczywiście byłoby to bardzo nieodpowiedzialne. To był zwykły seks dwojga kochających się nastolatków, ich pierwszy raz. Dużo czułości, delikatności, miłości, bliskości. Taka jest wymowa tej sceny.
Ryzykować zajście w ciążę można było 200 lat temu, obecnie mamy powszechnie dostępne, tanie środki antykoncepcyjne. Osobiście uważam, że osobom chorym na raka, nie tylko nie powinno się zabraniać seksu, lecz wręcz przeciwnie, niech uprawiają ile się da. Oczywiście jeżeli tylko mają z kim, a ich stan zdrowia na to pozwala.
Domyślam się, że nie w celach prokreacyjnych. I nie ma znaczenia, że to ich pierwszy raz. A jeśli chodzi o antykoncepcję, to nie ma 100% "zabezpieczenia przed ciążą", chyba, że nie uprawianie seksu. To chyba wiesz. A "zwykły seks" i tak zawsze może skończyć się "wpadką". Nie chcieli powołać nowego życia, ale gdyby jednak tak się stało, to byłaby dla nich kolejna straszna tragedia. Tragedia nie warta krótkich chwil przyjemności, czy zapomnienia.
Nie zgadzam się! Jeżeli do wszystkiego w życiu będziemy podchodzić tak hiper-odpowiedzialnie, to właściwie pozostaje nam albo od razu strzelić sobie w łeb, albo pogrążyć się w totalnym marazmie. Przecież wsiadając na rower można wpaść pod samochód! Wczoraj moja młodsza, 10-letnia córka sama poszła do sklepu i kupiła mleko, idąc chodnikiem wzdłuż ulicy, po której jeździły samochody! Gdybym ciągle sobie zadawał pytanie "co by było gdyby", to nie mógłbym zrobić nic, absolutnie nic! Bo ryzyko jest zawsze. Czy wiesz, ile osób rocznie zabija się wychodząc ze swojej wanny? A ile łamie kończyny spadając ze swojego, własnego łóżka? Itd, itd, mogę tu opisać setki ciężkich wypadków podczas prac biurowych, oglądania telewizji i pisania na tablecie. Wystarczy poszukać w Internecie. Ryzyko zajścia w ciążę dwojga odpowiedzialnych ludzi, którzy nie poszli do łóżka nawaleni po nocy spędzonej w dyskotece, jest tak samo prawdopodobne, jak opisane przeze mnie wyżej przypadki. Scena seksu była w tym filmie jak najbardziej na miejscu, była logiczną konsekwencją całej akcji. Ten film pokazuje miłość dwojga młodych ludzi, a nie towarzyskie spotkania chorych na raka.
Dokładnie, nic dodać, nic ująć. Założycielka wątku, powinna wyluzować i pomyśleć zanim coś napisze ;)
Założycielka wątku nie ma zamiaru wyluzować, gdyż jest tylko kilka lat starsza od bohaterów i niedawno wyszła z nowotworu, więc ma pojęcie o czym mówi O_o I myślę, że mam troche więcej do powiedzenia na ten temat niż przeciętny użytkownik filmweba. Jak jesteś chory masz dużo czasu na przemyślenia, wierz mi :/
Wybacz, ale ile razy jeszcze zamierzasz się pochwalić tym, że miałaś raka? Bo wygląda to tak, jakby tylko w tym celu założyła ten wątek. Serio, liczysz na jakieś szczególne traktowanie lub postrzeganie Cię jako guru z tego powodu? To chyba trafiłaś pod zły adres ;)
Powiem ci tak. Nie rozumiem tego co ci się nie podoba w tej scenie. Młode osoby które dowiadują się poniekąd o tym wyroku chcą przeżyć swoje życie 5 razy szybciej. Nie ma w tym nic złego. Nie obchodzą mnie twoje prywatne sprawy. Nie ty jedna przechodziłaś przez coś takiego powiem ci więcej ja same przechodzę przez to codziennie od jakiś 5 lat. Nie jako osoba chora ale jako osoba stale towarzysząca chorej osobie. najgorsze co w takim wypadku można zrobić to załamać się, poddać, zrezygnować z życia i szczęścia.
To, że przeżyłaś chorobę nowotworową nie daje ci monopolu na decydowanie o tym, co jest słuszne, a co nie. Każdy ma prawo do swoich decyzji, nawet jeśli tobie się one nie podobają. A seks nie oznacza zaraz ciąży, wyluzuj dziewczyno.
Pewnie, niech się już położą do trumny i czekają na śmierć. Z rakiem, czy nie, mają takie samo prawo decydować o swoim życiu, jak każdy inny. Nawet jakby doszło do zapłodnienia, co jest mało prawdopodobne, zważywszy na stadium choroby i leki jakie oboje brali, to do poronienia doszłoby zanim Hazel zorientowała się, że jest w ciąży. Co zdarza się często również zdrowym dziewczynom, i nie tylko to. Nie trzeba mieć raka, aby wydarzyła się tragedia. Gdyby każdy miał rezygnować ze współżycia ze względu na możliwość wpadki, czy poronienia, lub przeżycia jakiejś tragedii rodzaj ludzki dawno by wyginął. A co najmniej nie wstawałby z łóżka, bo co by było, gdyby...
Zresztą, mało było przypadków, gdzie kobiety z rakiem donosiły ciążę? Może Hazel dałoby to radość i wcale nie doszło do żadnej tragedii, może urodziłaby zdrowe dziecko, a jej rodzice bardzo by się cieszyli, mogąc je wychowywać.
Kobiety zupełnie zdrowe decydują się rodzić dzieci, wiedząc, że będą miały wadę genetyczną i są szczęśliwe. O czymś to świadczy.
Nie decyduj za los i nie oceniaj, bo każdy przypadek jest inny.
Oczywiście, że Twoje życie to Twoje decyzje, ale odpowiedzialny człowiek myśli o konsekwencjach swoich czynów dla siebie i dla innych. "Nawet jakby doszło do zapłodnienia, co jest mało prawdopodobne, zważywszy na stadium choroby i leki jakie oboje brali, to do poronienia doszłoby zanim Hazel zorientowała się, że jest w ciąży." Nawet jeśliby się nie zorientowala, to czy uważasz, że to jest moralne postępowanie? Czyste samolubstwo i nie myślenie o tym , że możesz się przyczynić do śmierci własnego dziecka. "A najwyżej poronię, jeśli zajdę, trudno"... Ale podejście 0_o . Z takim podejście to juz jak aborcja. Decydując się na seks zawsze trzeba liczyć się z konsekwencjami, że możesz zajść w ciążę, o czym już wielokrotnie pisalam. A to nie jest zwykła sytuacja, w której wpadka byłaby, cóż, po prostu wpadką. A jakby wiedziała, że jest w ciąży i ją straciła to myślisz, że to byłoby dla niej bez znaczenia? Myslisz, że łatwo byłoby jej żyć z poczuciem, że przez jej nieodpowiedzialność,jej dziecko umarło? Jeszcze w sytuacji gdzie śmierć nie jest dla człowieka pustym słowem, tylko realną, być może bliską ewentualnością, takie zdarzenie sprowadza dodatkowy, wielki ból na chorą. Dziewczyny zdrowe przeżywają poronienia bardzo, myślisz, że dla niej byłoby to obojętne?
Oczywiście, że kobiety z powodzeniem donoszą ciąże w czasie raka. Historia Magdy Prokopowicz. I to są piękne historie. Tylko cóż, właśnie każdy przypadek jest inny, a nie każda kobieta donosi ciążę, a dla każdej poronienie to trauma.
"Może Hazel dałoby to radość i wcale nie doszło do żadnej tragedii, może urodziłaby zdrowe dziecko, a jej rodzice bardzo by się cieszyli, mogąc je wychowywać" Może. Może nawet sama by je wychowywała, bo kto powiedział, że ona musi umrzeć na raka? I tu mogę się zgodzić, bo w życiu nie można wykluczyć niczego.
Po pierwsze: Realia Ameryki są jakie są, nie oszukujmy się. Nastolakowie nie są odpowiedzialni i skupiają się na przyjemności. Tak więc w tym przypadku ta scena dodaje ksiązce i filmowi realności, bo przecież seks nie dotyczy tylko zdrowych nastolatków. A w pewnych momentach, z osobą, w której jest się zakochanym, nie latwo powstrzymać rozpędzony ten ropędzony pociąg.