Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi

Star Wars: The Last Jedi
2017
6,8 153 tys. ocen
6,8 10 1 153354
6,9 66 krytyków
Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi
powrót do forum filmu Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi

Syf, syf, syf i jeszcze raz syf.

Nazwać tą kreaturę kontynuacją to herezja. Liczyłem, że TLJ będzie odtrutką po TFA, a jest jeszcze gorzej.

Disney nie potrafi robić Star Wars. Dramat i porażka tej trylogii jak i w ogóle marki SW w łapach disney'a polega na zaprzeczeniu sensu sagi i brnięciu w tym błędzie dalej. VII zasiała ziarno chaosu i rozdupienia dokonań OT. TLJ tylko dokonało dzieła zniszczenia. Paradoksem jest to, że tyle filmowcy pieprzą w tej części o równowadze, że sami jako twórcy tej równowagi nie potrafią złapać. Przegięcie w jedną stronę czy przegięcie w drugą stronę to dalej przegięcie.

Tak, jak TFA było kopią totalną, tak TLJ idzie w drugim kierunku, który nawet nie powiela chwytów SW, on się wręcz oddala od SW. Jeden film to bezczelne zerżnięcie i zwykłe dym*anie widza, z kolei TLJ to jeszcze osobny temat, rozwinięty poniżej.

Poe uważa się za takiego przech*uja, że leci solówkę z niszczycielem. Reszta pomyślała za niego, i udzieliła mu wsparcia, płacąc za to doszczętnym zniszczeniem eskadry bombowców. Widać Ruch Oporu jest tak bogaty, że mają ich od uja i jeszcze więcej, że mogą sobie tak szarżować. A nie, nie mają, sorry. Dlatego kawał floty przepier*dolił się już w trakcie pierwszej akcji. Zostaje ucieczka. Zanim ścignie ich First Order.

Najwyższy Porządek robi rozpi*ździej amatorom. Wydawało się, że Leia zgnie. Ale nie, już w pierwszym kwadransie seansu mamy potężny plot-twist. Okazuje się, że Leia jest z Kryptona. Co to jest, dla Women of Steel, przeżyć salwę ognia, wylecieć w próżnię, i po chwili powrócić na statek. Każdy Kryptończyk musi jedynie wyciągnąć rękę i może lecieć. A co.

Nagle Snoke'owi zaczyna przeszkadzać jedyny jakoś w miarę ciekawy element stroju swojego ucznia. Odziany w złoty szlafrok jak najbogatszy alfons na dzielni, otoczony pretorianiami którzy noszą fullarmour z maską na czele szydzi z ... maski ucznia. Czyli, jego własny secret service może, a uczeń już nie może. OK. Przez to musimy oglądać przez resztę filmu japę której żadna szrama nie doda efektu "dark side".

Luke rzucił wszystko i wyjechał w Bieszczady. Łowi sobie ryby, doi krowo-wieloryby, zamiast stać u boku siostry. Widać zostało w nim na stare lata więcej z farmera niż wielkiego rycerza Jedi. Starego faceta który utopił się we własnej depresji do roboty namawia tryskająca ideologią jakże cudowna Rey. Syn wybrańca, koleś który rozwalił DS1, który prowadził przez lata flotę rebelii, który uczył się latami mocy, który pokonał ostatecznie w walce Vadera i etycznie/emocjonalnie Palpatine'a, który oparł się pokusie CSM, nagle na własnym podwórku swojej własnej świątyni Jedi niemal skosił o głowę siostrzeńca bo wyczuł w nim mrok. Zamiast trzymać rękę na pulsie, przekazać spadkobiercy rodu to, co najlepsze i najważniejsze, zamiast zwalczyć w nim zło wiedzą i mocą, wolał ją wyciąć mieczem. Faktycznie, robota pedagogiczna na medal. Mistrz roku.

Zamiast poskładać Kylo własnoręcznie, zrobił to na dystans, swoim avatarem mocy, i w sumie, nawet go nie składając. Pogadał, pogadał, na koniec uznał "dobra, robota odwalona, Ruch Oporu dał dyla, fajrant" i puf! Nie ma Luke'a.

Kylo sobie gaduli z Rey. Luke tego nie widzi, bo odciął się od mocy. Tyle gadania o jej nadnaturalnej zdolności spajania wszystkich istot razem, przenikania całej galaktyki, skrupularnego przemilczania wyklętych przez ultrasów midichlorianów tylko po to, by finalnie wyłączyć się jak z komórką poza zasięgiem. Luke włączył sobie czatowanie na niewidoku. I chu*j.

Żadnej porządnej walki na miecze świetlne. Pierwszy epizod pozbawiony tego, co stanowiło osobną jakość tej serii. Poskładanie nieczułych na moc pretorian pozostawia wielki niedosyt.

Kreowany na głównego bossa CSM jaśnie pan-Supreme Leader-icałaresztadługiejlistynabzdyczonychtytułówjakiemożnasobiewyobrazić-Snoke , który to widział podobno upadek Republiki i powstanie Imperium, który obserwował rządy Palpatine'a i historię rodu Skywalkerów, który do tej pory jawił się jako "kolejny złol-grzybol na tronie" pozbawiony konkretnego originu sensownie wyjaśniającego i broniącego jego istnienie w roli lidera FO jak i istnienia w SW w ogóle, który pojawił się "z du*py", finalnie równie "z du*py" znika. Główny zdawało by się boss, a zlatuje w połowie historii. Wciąż jeszcze jest w drodze "epizod" IX.....

Hejty które leciały na prequele z racji "płaskich postaci" teraz wystartowały do miana turbo debili*zmu, kiedy to kreowane i pompowane na "prawilnych zbawców SW i spadkobierców OT" sequele finalnie serwują nam błyszczący kubeł na śmieci, który zaliczył kiepskie cameo w TFA ( nawet rola Maula w TPM była bardziej znaczący XD ), tak samo zaliczył szybki zjazd z tego świata. Snoke okazał się niczym więcej, jak jedynie z pupci wyciągniętym pretekstem do funkcjonowania organizacji neo-Imprerialnej, jaką jest First Order. Organizacja, która istniała dlatego, że podpisała jakiś tam niby pakt "o nieagresji" z Nową Republiką po tym, jak Rebelia-Republik rozje*bała w trzy dupy Imperium nad Endorem i później. Pozwoliła im egzystować, bo naiwnie wierzyła, że spadkobiercy najgorszego kure*stwa w galaktyce będą przestrzegać zasad. Bo "przecież podpisali papierek!".

Widać, Nowa Republika uczyła się od zachodnich krajów UE, które na terroryzm reaguje jakże potężnym w sile oddziaływania smarowaniu kredą w miejscach zamachów, śpiewaniu piosenek o solidarności przez trzymający się za ręce tłum, i zmienianiu zdjęcia profilowego o specjalny filtr z flagą tęczy/kraju gdzie doszło do zamachu. To tak, jakby próbować podpisać pakt z rakiem licząc, że cię nie zabije. Bo przecież "podpisaliście pakt". Republika na koniec wykazała się epicką mądrością, jakiej pozazdrościłby sam Konfucjusz.

Nowym Liderem zostaje spadkobierca rodu Skywalkerów. Kylo Ren/ Ben Solo. Ostatni potomek w linii prostej. Nazwisko wprawdzie "Solo", lecz krew "Skywalker". A, że disney to machina taśmowo puszczająca BAJKI, to i finalnie zakończenie jego historii w IX musi być bajkowe. Nawet, jeśli Ben Solo uzna, że źle postąpił ( no brawo ku*rwa, całkiem w porę ! ) i odda życie za Rey i całą resztę bandy różnorodnych etnicznie milusińskich bohaterów, to i tak zejdzie ze świata jako koleś będący jeszcz większym zwyrolem niż Vader. Vader chciał ratować rodzinę, Ben chciał ją zabić. Vader był sierotą, Kylo sam opuścił bliskich. Anakin nie wiedział, do jakiego gónwa może CSM doprowadzić. Upadł, zniszczył sobie i innym życie, na koniec jednak się nawrócił przyznając, ze dał du*py jak nikt przedtem olewając jasną stronę. Ben już dobrze wiedział, czym jest CSM. Fascynował się dziadkiem, nie wyciągając wniosków z najważniejszej z jego wszystkich lekcji.

Szkoda kasy na ten film. Na ten i każdy kolejny. disney, jesteś zwykłym korpochu*ojstwem.

ocenił(a) film na 3
sznapsiarz

I w ten oto sposób, zakończy się trylogia sequeli, jak i historia rodu Skywalkerów. Zakończona i podsumowana taką szmatą jak Ben. Na Benie wszystko się zakończy. Taki gów*niak ostatnim z rodu, który pogrzebie dokonania przodków w gów*nie po uszy.

Ale co tam. Już w kolejce czeka stajenny, który przejmie schedę.

ocenił(a) film na 3
sznapsiarz

300 % racji masz tutaj

ocenił(a) film na 9
sznapsiarz

Wątpię, żeby uśmiercili Kylo- prędzej zrobią bachory z Rey XD

moniarojek1

Niby jak? Dlaczego Rey miałaby mieć jakikolwiek związek z kimś, kto powiedział, że "ją zabije"? Że już nie mówiąc o dzieciach...

ocenił(a) film na 4
cloe4

Nawet nie tylko powiedział. Kylo wydał rozkaz żeby ją zestrzelili..

użytkownik usunięty
WhiteDemon

A Vader uciął Lukeowi ręke i ?

ocenił(a) film na 4

No, tyle że tam Luke:
a) chciał naprawdę zabić starego co Vader wyczuł
b) i zranił starego w ramię, przez co Vader dostał niekontrolowanego szału i w odruchu uciął mu łapę. Luke po 15 minutach dorabia sobie nową, taką że nie odróżnisz od naturalnej. "Szkoda" tego samego kalibru jak ta gdzie Rey robi bliznę Kylo na papie, a on pół godziny później ją sobie łata. ^^

użytkownik usunięty
Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
ocenił(a) film na 4

Rozumiem chłopcze że znów masz te swoje jazdy... Ochłoń.

użytkownik usunięty
WhiteDemon

Nie mam żadnych jazd.

Po prostu cię przejrzałem. PW dostałaś to mozesz sobie przeczytać.

Jak mnie przeprosisz, że w ogóle mnie zaczepiałaś i śmiałaś sie do mnie odezwać to może dam ci spokój.

ocenił(a) film na 4

Hoho, ile roszczeń...^^

użytkownik usunięty
WhiteDemon

Na kolana!

ocenił(a) film na 4

Ajajaj, jakiś ty zabawny. Już pomijam to że olewasz fundamentalną różnicę w rzeczonej kwestii. Nikt nie życzył Lukeowi by stworzył związek romantyczny z Vaderem i żeby mieli dzieci....A przy Reylo..ekhem...cóż.

ocenił(a) film na 9
cloe4

Był wkurzony..później gdy ostatni raz się widzieli znowu patrzył się na nią tak jakby miał się rozplakać że im nie pyklo xD

sznapsiarz

Wreszcie znalazłam twój post ;)

ocenił(a) film na 1
sznapsiarz

Mistrzostwo świata 10/10

sznapsiarz

Szanuję Twoje zdanie - pozwól, że wyrażę swoje. Odkąd Disney przejął schedę to w zasadzie czego można było się spodziewać? To nie jest problem filmu, że się połowie ludzi nie spodobał. To problem ludzi, że - mimo prawie 40 lat od powstania oryginalnej trylogii jak typowe nerdy, fapujące przy ekranie monitora podczas naparzania w jedną i tę samą strzelankę, dorabiają wielką ideologię do postaci Luke'a, Lei czy Hana Solo, Vader to już jest w ogóle szczyt możliwości twórców SW ever i wszystko co powstanie później to chooy, doopa i kamieni kupa. Tylko oryginalna trylogia była od początku do końca logiczna, genialnie zagrana (kiepskie aktorstwo - z paroma wyjątkami - akurat było od zawsze zmorą tej serii) i pozbawiona wszelkich bubli fabularnych (no btch, plz - chociażby ewoki to chyba gorsza żenada niż dojona przez Luke'a kosmiczna krowa z wielkim cycem, a przykładów można by wymienić jeszcze kilkanaście). Narzekasz, że megaprzekozakmadafaka Snoke ginie w połowie trylogii, a nic o nim nie wiemy - a wiedziałeś (przed prequelami) kim był Imperator? Że niektóre postaci mało rozwinięte? No Han Solo czy Lando w OT (które kręciły się wokół trójki Skywalkerów, a reszta była tylko dodatkiem) byli naprawdę mega rozwinięci, ich życiorysy znałeś na wylot - łoooo stary, profil psychologiczny mieli naprawdę dogłębny. Luke rzucił wszystko i pojechał w Bieszczady mówisz? A Yoda czy Obi-Wan to przepraszam, co robili przez prawie 20 lat? Wiedzieli, że w pewnym momencie spieprzyli sprawę i też schowali się przed światem, a Yoda dostał totalnego majndaka (w porównaniu z bodaj najpotężniejszym Mistrzem Jedi jakim był wedle legend i nawet w prequelach) więc ja tu widzę ciekawą analogię. Zresztą gość już nie ma 20 lat i trudno od niego oczekiwać, żeby chwycił od razu swoją starą jarzeniówkę od Rey, wparował na Sokoła i razem z Chewbaccą wylądował na Supremacy czy innym złomie bojowym wrogiej organizacji robiąc siekę niczym Uma Thurman w "Kill Billu" - wyrzynając zastępy szturmowców, dowódców armii, w końcu swojego niezrównoważonego siostrzeńca i jego paskudnego zwierzchnika wyglądającego w tych swoich złotych szatach , kapciach i pierścieniu na pół łapy jak jakiś kulawy papież z CGI. No niestety, nie tędy droga. Ja się na wiele nie nastawiałam, bo to przecież Star Warsy - a nie dokument o życiu codziennym plemienia Burundi żyjącego gdzieś tam u wybrzeży Afryki wschodniej. To jest fikcja, bajka, saj faj i trzeba do tego podchodzić z przymrużeniem oka. Moim zdaniem Johnson bardzo ładnie pyknął bolesnego pstryczka w nos właśnie wszystkim tym, którzy nie dopuszczają do siebie myśli, że a) aktorzy z oryginalnej trylogii nie będą żyć wiecznie, b) te postaci - owszem - zostały bohaterami masowej wyobraźni, ale (wow!) miały też swoje wady, c) historia toczy się dalej z nowymi postaciami (no ileż można doić w kółko tych samych aktorów, to się robi nudne). Polecam trochę dystansu do tego co się widzi na ekranie, serio -sporo zdrowia sobie zaoszczędzisz. Mnie (mniej lub bardziej) podobają się wszystkie odsłony SW. OK, są tam koszmarki w stylu wspominanych ewoków, wizji Luke'a w jaskini na Dagobah (w ogóle ten cały 'trening' z Yodą to trochę takie cholera wie co), Jar Jara, midichlorianów, czy walki droidów i dżedajów na arenie pod koniec "Ataku Klonów" - no ale suma sumarum sama historia wciąga i bardzo dobrze się stało, że Johnson zaserwował różne - niekiedy dziwne - rozwiązania fabularne. Te wszystkie stwory, które widzieliśmy, kasyno, ratowanie zwierzątek, chłopiec stajenny odkrywający w sobie moc - to są tylko wątki poboczne i zapchajdziury dla dzieciarni, ale główni bohaterowie poprowadzeni zostali dobrze i ich wątek się wcale nie rozmył, a JJ Abrams nie powinien mieć problemu ze sprawnym domknięciem wszystkiego.

olka0207

*majndfaka

olka0207

Tak czytam twój komentarz i mam wrażenie, że fani zakochani w ostatnim jedi czy przebudzeniu mocy chyba nigdy nie zrozumieją, albo nie chcą zrozumieć dlaczego Gwiezdne Wojny Disneya są w ogóle skrytykowane. Szczególnie ostatni Jedi. Żyją w swojej bańce mydlanej i nie widzą sedna problemu jaki wynika z disneyowskich gniotów, bo wkurza ich, że ktoś jest w stanie te filmy krytykować.

Przede wszystkim odnosisz się do tego, że "cudnaśna" OT też miała wady. Uwierz mi, że zdroworozsądkowy fan doskonale o tym wie. Ja sam lubię Prequele mimo wad i często byłem w stanie nabijać się z logiki hejterów 1-3, którzy narzekali na Jar Jara, ale w ich mniemaniu ewoki już były spoko. xD

Innym problemem jest to, że mimo tego jak bardzo ktoś mówi, że ostatni jedi jest inny od sagi wcześniejszej ten zwyczajnie się myli. Sama to udowodniłaś wypisując rzeczy w stylu "A bo w OT było to samo!" Mnie przeszkadzają nie tyle drobne błędy, co zeszmacenie epizodów 1-6. Ona była dość nierówna, i błędów niepozbawiona. Ale miała swój urok, swoją cudowną historię. To co widzę przy 7 czy 8 to marne odtworzenie tego co było nie pomijając nawet błędów wcześniejszych filmów! Disney nawet o to się nie postarał. Partaczą na całego.

Mówisz, że o Palpatine'ie nic nie wiedzieliśmy w chwili powstania OT. Ale to nie jest obrona tego, co Disney zrobił że Snoke'em w żaden sposób! Dla mnie to jest jeszcze gorsze. Skopiowanie fabuły, a i przy okazji błędu. Rozumiem, że jeśli OT ma wady, to Sequele mogą je od tak kopiować i ujdzie wtedy na sucho? W klasycznej trylogii właśnie owy niedosyt został naprawiony przez prequele, a znając Disneya pewnie w kolejnych częściach całkowicie zapomną o kimś takim jak Snoke. xD Wątku z mapą Luke'a, cudowne włączenie R2, czy znalezienie miecza Skywalkerów to też nieścisłości, które wyjaśnione już nigdy nie będą. Chyba, że drogą książek czy komiksów, ale ja je mam w gdzieś. Dobry film obroni się sam. EU służyło jako dopełnienie świata filmowego, tworzyło też własne odrębne historię, a nie łatało dziury fabularne po potworkach scenariuszowych.

Konstruując los dla Luke'a bliźniaczo podobny do tego jaki mieli Yoda i Obi-Wan jest właśnie powodem, dla którego postać Skywalkera doszczętnie zniszczono. W klasykach Luke wyraźnie odstawał od filozofii jaką wyznawali jego mistrzowie. Wierzył w dobro Vadera i chciał go nawrócić, co się na dodatek mu udało! I ten sam Lukę napada na siostrzeńca? WTF? Co ja oglądam? Najgorsze, że zniszczono tą postać tylko po to by uwiarygodnić powody przejścia na ciemną stronę tej ciemnej masy - Kylo Rena. Swoją drogą drugi mroczny Skywalker to inny idiotyzm Sequeli (jak i EU). Po ostatnim jedi wychodzi na to, że każdy członek rodu Skywalkerów to jakichś chory, histeryczny niedorozwój. O ile na początku jedynie Anakin "za takiego robił" (choć moim zdaniem miał wiarygodne powody, by się tak zachowywać), tak Disney szmaci nam kompletnie ten ród nakreślając nam w ten sposób charakter Luke'a i syna Hana i Lei. Hańba! I Luke'a z Ostatniego Jedi do Obi-Wana czy Yody nie należy porównywać. Tamci mistrzowie nawet jak się skryli to mieli powód dlaczego tak uczynili, byliby społecznie zniszczeni przez reżim Palpatine'a i zesłani na śmierć. A do tego i tak do końca się nie poddali, by wychowali sobie "Nową Nadzieję". A przy "drugiej czystce" Luke ukrył się jak śmierdzący tchórz, mimo że Nowa Republika ciągle funkcjonowała. Nie miał powodu się nawet poddawać, wystaczyło ruszyć dupę i pomóc siostrze. Został zaś frajerem. I nie mów mi, że jak gość jest stary to nie mógł walczyć. Dooku by się nieźle wkurzył. To Disney pozbywa się starych postaci, bo mieli być nostalgicznym pretekstem dla fanów klasyków. Mam nadzieję, że kiedyś któryś z nich ujrzy jak bardzo zostali oszukani. Poza tym sam wątek drugiej czystki to też śmieć, ale to już Przebudzenia Mocy, a nie Ostatniego Jedi.

Stwory z kasyna na Canto Bight to ta sama scena mnóstwo razy już odtwarzana. Było to już przy kantynie Mos Eisley, a powtórzono to również w TFA pokazując bar Maz Kanaty. W sumie mnie już robi się niedobrze od w kółko odtwarzanej tej samej sceny. Albo to, że obce rasy robią jedynie za jakichś dziwolągów. Disney miał okazję się wybić nawet ponad Lucasa. A ukrył głowę w piasek.

Star Wars to jest baśń, miała w sobie błędy, ale również i magię popartą świetną muzyką. Do pewnego momentu nie była tak płytka jak Disney ją przedstawił. Zawierała ona w sobie mnóstwo nawiązań do historii świata (starożytny Rzym, wojna secesyjna, kompania wschodnioindyjska, III Rzesza, wojną w Wietnamie), archetypów średniowiecza (rycerz o nieskalanym sercu ratuje księżniczką, który porwał zły czarnoksiężnik, kultury dalekiego wschodu (sposoby walki mieczem, tak znienawidzone przez Abramsa), religii (szczególnie Buddyzmu i Chrześcijaństwa), mitologii (Skywalkerzy jako herosi), a teraz? Teraz to jakaś skopiowana papka zżerajaca swój własny ogon, niszcząca sama siebie. Sequele Star Was niczym się poziomowo nie różnią od "Szybkich i wściekłych" czy "Transformers". Niczym!

janusztypowy

Daleko mi od bycia zakochaną fanką "TFA" czy "TLJ", wierz mi. Po prostu potrafię docenić coś innego, coś nieoczywistego. Swoim wywodem potwierdziłeś jedynie tezę, że dla Ciebie Luke Skywalker to cały czas ten sam Luke z OT i nie akceptujesz jakichkolwiek odchyłów od normy w kreowaniu tej akurat postaci, a że JJ Abrams (w końcu Luke "olał" siostrę dokumentnie już w "TFA") i R. Johnson trochę inaczej pokierowali tą postacią niż byś sobie życzył sprawia, że porównujesz SW do "Transformersów", gdzie nawet fabuły praktycznie nie ma. O ile faktycznie nie przekonuje mnie tłumaczenie, że w pewnym momencie Luke'owi zaświtała w głowie myśl zachlastania swojego śpiącego siostrzeńca (z drugiej strony to był moment, niestety fatalny w skutkach), tak nie określiłabym pokazania w "TLJ" tej postaci mianem hańby. Ja bym przyjęła ze spokojem proponowane przez Ciebie rozwiązanie w stylu: "OK, Panienko - lecimy i kopiemy dupska Pierwszemu Porządkowi" - bo lubię akcję, a walki na miecze świetle były zawsze fajnym elementem tej sagi i jej znakiem rozpoznawczym... ale nie byłoby dla mnie żadnego elementu zaskoczenia. A tak mamy niegdysiejszego bohatera, który - właśnie - nie jest już Bożym pomazańcem i wielkim herosem do którego odwołuje się masowa wyobraźnia, a człowiekiem z krwi i kości: zwątpił w ideologię Jedi, odniósł porażkę i odciął się na jakiś czas od Mocy? Miał do tego pełne prawo po nieudanej próbie zorganizowania Zakonu Jedi od nowa i wyszkoleniu nowego pokolenia użytkowników Mocy stojących na straży pokoju w galaktyce. Stąd jego bierność i zgorzknienie. Świat rządzi się swoimi prawami, nie zawsze wszystko się udaje. Dlaczego od razu ma czynić go to tchórzem? Może nie każdy chce całe życie walczyć? Nie czułam się rozczarowana jego postawą - tym bardziej, że na końcu postanowił jednak tę dupę ruszyć (może nie fizycznie, ale zawsze). Han Solo też w "TFA" nie był wcale taki skory włączyć się do walki (parę razy dawał do zrozumienia, że już go to nie kręci i że szkoda życia wracając do swojego ulubionego zajęcia). Dlaczego uważasz, że rodzina Skywalkerów została ukazana jako chorzy psychopaci? Dla mnie to wciąż ludzie mający w sobie dobro, ale niemiłosiernie poturbowani przez okoliczności,czas, doświadczenie i podejmowanie - z perspektywy czasu - złych wyborów. Rozumiem jednak, że - niczym w wierszu "Fortepian Szopena" Cypriana Kamila Norwida "ideał sięgnął bruku" ( z tym, że tam dosłownie) i już po prostu wszystko co wypuści Disney będzie syfem po wsze czasy, niezależnie od tego co by nie wymyślili. Aha, no i kto tu kogo atakuje? Ja szanuję każdą opinię, nawet jeśli się z nią nie zgadzam. Natomiast Ty dajesz mi do zrozumienia, że nie znam się na kinie skoro podobają mi się sequele "Star Warsów" i że w ogóle nic nie zrozumiałam. Trochę przykre, bo po wpisie wnioskuję, że mam do czynienia z człowiekiem inteligentnym :)

olka0207

Taka mała rada (nie przytyk). Rób akapity, bo zlany jeden gruby tekst gorzej się czyta.

Gdzie ja przyznałem, że Luke Skywalker z ostatniego Jedi i Luke Skywalker z OT to ten sam? W życiu. Ale jeśli uznać te szczyny disneyowskie, to rzeczywiście postać zniszczono. Ja nie uznaję, na szczęście.

Fakt, przesadziłem z tym porównaniem do Transformerów. Transformers są LEPSZE od Ostatniego Jedi. Tam przynajmniej żadna z części nie zaprzecza samej sobie. Są bądź co bądź pustą, ale jak się wyłączy mózg to przyjemną rozrywką. A porównanie polegało na tym, że oba uniwersa są wykorzystywane przez korpo do zgarniania kasy na leniwym rzemiośle i braku jakichkolwiek pomysłów ze strony producentów.

Han Solo też został zniszczony, tyle że w Przebudzeniu Mocy. A w Ostatnim Jedi wzięli się za Luke'a. Nie będę odnosić się do tego co napisałaś o Luke'u, bo mnie to nie przekonuje w żaden sposób. Luke w OT zwyczajnie taki nie był! Oczywiście, że ludzie się zmieniają, ale Luke tę zmianę już przeżył w klasykach. Z naiwnego chłopaczka do odważnego rycerza Jedi. Więcej transformacji tej samej postaci w jednym uniwersum mi nie potrzeba. To nie Tony z "Paranssusa".

Doceniam odpowiedź, ale się do niej już tak szczegółowo nie odoniosę, bo musiałbym napisać to samo co wyżej. Pomysł na Sequele to już jakaś kpina, a co dopiero wykonanie. I nie jest to moja "jedna" wyobraźnia. Byłem sceptycznie nastawiony do 7-9, ale liczyłem, że coś jednak fajnego tam zobaczę. Byłem otwarty na mnóstwo perspektyw. Zwłaszcza, że między rokiem 2012 a 2015 zajrzałem do skasowanego EU, i choć nie trafił w mój gust to doceniłem wiele pomysłów do jakich byli zdolni autorzy książek. Nie oczekiwałem nawet tego co poznałem. Jedynego co chciałem to świerzyzny, a nie na odgrzewanego w leniwy sposób starego kotleta, który kpi z fanów i mitologii SW. Prawdziwy koniec to dla mnie scena, gdzie Luke patrzy na trójkę duchów mocy, a galaktyka (nie tylko Endor) świętuje upadek Imperium. Skoro to baśń, to po co niszczyć bądź co bądź szczęśliwy dla Luke'a, Hana, Lei a nawet Anakina koniec jakimiś korpo-wymiocinami? No właśnie.

Dlatego daję 1/10 z czystym sumieniem. Rozumiem, że mamy się jarać Najwyższym Porządkiem czy Ruchem Oporu, a nawet nie wiemy jak przy Nowej Republice te organizacje się pojawiły? Dlaczego w ogóle walczą poza tym, że jedni robią za "dobrych", a drudzy za "złych". Ja już nawet nie wiem o co w ogóle walczą, bo banialuki o "nadziei" są zbyt naiwne i niekonkretne. Gdzie się podziały światy Jądra? Nawet w ostatnim Jedi Rebelia się samozaorała wołając o pomoc, której nikt im nie udzielił. A ten Najwyższy porządek zdaje się władać tylko zadupiem galaktyki, a stolicę zniszczył dla "zabawy". Po co mi zatem obserwować ten konflikt, który jest naciągany jak 100-letnie gacie i zupełnie nielogiczny? Co mnie ma obchodzić jakaś Mary Sue, która okazuje tą właściwą wersją Luke'a? Co mnie ma obchodzić jakiś tam wnuk Vadera, który nie był w stanie nawet prawidłowo poznać jego historii?

Nie jestem hejterem Disneya. Bardzo lubię jego animacje. Po prostu Star Wars wychodzi im tragicznie i to mówię.

Ty dałaś do zrozumienia, że jestem głupi, bo narzekam rzekomo na to co zawsze było, i że nie spełniły się moje oczekiwania jakie sobie wyobraziłem. Chciałaś mnie "oświecić". Ja ci udowodniłem, że tak nie jest. ;)

Na tym kończę. Miłego oglądania dalszych "Gwiezdnych Wojen" mimo wszystko. Ja z tego pociągu wysiadam.

janusztypowy

Ależ nie każę Ci się niczym jarać :) Szanuję Twoje zdanie, ja obejrzę jeszcze IX i wtedy będę miała jakiś punkt odniesienia do całości.
Wierzę, że zamkną to jakoś sensownie (na wprowadzanie nowych wątków już raczej czasu nie ma).

olka0207

Ja zamierzałem dać szansę tej trylogii po siódemce. Ale ósemka mnie rozczarowała mocno, dlatego dziewiątkę oleję. Oczywiście mam wrażenie, że to ciągle da się uratować, ale znając Kennedy ona będzie szła swoją "wizją".

Mimo wszystko, życzę dobrego seansu. ;)

ocenił(a) film na 1
olka0207

''Daleko mi od bycia zakochaną fanką "TFA" czy "TLJ"''

Patrząc na ocenę 8/10 trudno mi w to uwierzyć ;)

''R. Johnson trochę inaczej pokierowali tą postacią niż byś sobie życzył''

Otóż to, niż byśmy sobie tego życzyli. Nie chodzi oto jednak że nie spełnił naszych oczekiwań, chodzi oto w jakim kierunku podążyły te postacie i co przedstawił w swoim filmie. A co jest uważam nie do przyjęcia jeśli mówimy w kontekście filmu Gwiezdno Wojennego

Rinzler

Dając 1/10 niektórzy mogliby powiedzieć, że jesteś po prostu trollem i hejtujesz dla samego hejtu. Może po prostu warto przyjąć, że komuś mogło się coś podobać - podczas gdy Tobie nie :)

ocenił(a) film na 1
olka0207

Pozory mylą. Poza tym w tym kraju ludziom (nie wszystkim oczywiście) krytyka myli się często z hejtem, hejterstwem. Dochodzimy już do takich absurdalnych sytuacji, że gdy publicznie powiesz że coś ci się nie podoba, od razu możesz zostać uznany czy tez nie
jako odebrany za hejtera. Myślę że zakładając na tym forum dwa tematy (polecam się zapoznać) w związku z ''Ostatnim Jedi'' w których często byłem atakowany pisząc sporo przemyśleń na temat Gwiezdnych Wojen dałem dowód że hejterem, trollem nie jestem.
Po prostu nie lubię tego filmu, nic i nikt tego nie zmieni.

Rinzler

No i super, masz prawo do swojej opinii :) To działa w obydwie strony: jak ja mówię, że film jako całość podobał mi się to też obrywam i od razu spotykam się z zarzutem, że na pewno w takim razie jestem fanką "Zmierzchu" (bo podobał mi się wątek między Kylo Renem, a Rey), nie znam się na kinematografii i tym podobne wywody :)

ocenił(a) film na 1
olka0207

Nie wiem, nie oglądałem ''Zmierzchu''

ocenił(a) film na 2
olka0207

Akurat każda z części Transformers jest lepsza niż to nieporozumienie o nazwie "Ostatni Jedi", nawet Ostatni rycerz, który również ma nielogiczną fabułę, również momentami przynudza i również nie współgra z poprzednimi częściami. Wyżej stawiają go jednak sceny akcji, bo ten aspekt w TLJ to jakiś nieśmieszny żart.

ocenił(a) film na 1
Ryloth

No nie, ja bym tak sprawy nie postawił. Każda z części Transformers jest coraz gorsza. Czy są to
filmy niż ''Ostatni Jedi'' ? Powiedziałbym że są na tym samym poziomie intelektualnym. Niestety
w dzisiejszych czasach takie filmidła cieszą się popularnością i niestety na siebie zarabiają. Przez
co twórcy nie zaprzestają kręcić kolejnych odsłon. To że ''The Last Knight'' współgra z pozostałymi
filmami to jeden z niewielu plusów, przy całej stercie minusów ale nie czyni go to lepszym filmem

ocenił(a) film na 1
olka0207

''Odkąd Disney przejął schedę to w zasadzie czego można było się spodziewać?''

Niczego dobrego, niczego...

''To nie jest problem filmu, że się połowie ludzi nie spodobał. To problem ludzi...''

No tak ludzie winni że im się film nie podobał. Słuchasz się ? Czytasz się ?

''chociażby ewoki to chyba gorsza żenada niż dojona przez Luke'a kosmiczna krowa z wielkim cycem''

Ne, większą żenadą było właśnie to dojenie. Pomijając fakt obleśność tej sceny która miała pokazywać to jak Luke
żyje sobie samotnie a ten planecie. Ale zaraz zaraz, on wcale nie żyje tam samotnie. Są przecież opiekunki świątyni
które wyglądają, jakby uciekły z klasztoru na Jasnej Górze. Doprawdy przy tych idiotyzmach, Ewoki to szczyt twórczej
inteligencji twórców ''Powrotu Jedi'' który jest nieporównywalnie lepszym filmem od tego koszmaru ''Ostatniego Jedi''.

''wiedziałeś (przed prequelami) kim był Imperator?''

Wystarczyła mi wiedza ze starej trylogii że jest potężnym użytkownikiem ciemnej strony, że przeciągnął Anakina na
swoją stronę, że włada galaktyką i że jest na tyle potężny że rozwiązał galaktyczny senat. I tutaj można się domyślać
czemu to zrobił. Zresztą nie ma co porównywać Imperatora do Snoke'a, widać kto wypadł lepiej. Kto jest ciekawszą,
lepiej napisaną postacią. Jest nią Imperator, oglądając ''Powrót Jedi'' czuć że ma się do czynienia ze złem absolutnym.

''Luke rzucił wszystko i pojechał w Bieszczady mówisz? A Yoda czy Obi-Wan to przepraszam, co robili przez prawie 20 lat?''

A co miał zrobić Yoda ? Stać się kolejną ofiarą rozkazu 66 ? Wolał przeczekać, wiedział że dzieci Anakina stanowią nie tylko
nadzieje ale i zagrożenie dla Imperatora. Yoda zdał sobie sprawę że musi żyć w ukryciu, ażeby przekazać swoją wiedzę
komuś innemu kto odbuduje zakon Jedi. W przypadku Luke'a jest podobnie. Tyle tylko że będąc rycerzem Jedi,
a może nawet mistrzem postanawia zabić swojego siostrzeńca gdyż wyczuł w nim zagrożenie dla galaktyki. To jest to o
czym kolega sznapsiarz napisał. Zamiast wykazać się cierpliwością, przekazać wiedzę dalej, tak by ustrzec chłopaka od
ciemnej strony on go postanawia zamordować. Tu nie chodzi oto że Luke udał się na banicje, zaszył się, ukrył się. Tutaj
chodzi oto w jakim kierunku poszła historia Luke'a. Nagle syn wybrańca, ten który zniszczył Gwiazdę Śmierci, pokonał
Dartha Vadera, obudził w nim dobro i ojcowskie uczucia, oparł się też ciemnej stronie mocy wykonuje w ''Ostatnim Jedi''
totalny zwrot o 180 stopni albo inaczej krok w tył. Ciężko więc nie mieć wrażenia że w tym filmie to nie Luke Skywalker i
ciężko zaakceptować to w jakim kierunku ta postać poszła czy też ewoluowała. Bo jest niezrozumiały, dziwny, idiotyczny.

''Zresztą gość już nie ma 20 lat i trudno od niego oczekiwać, żeby chwycił od razu swoją starą jarzeniówkę od Rey,
wparował na Sokoła i razem z Chewbaccą wylądował na Supremacy''

Patrz, a Obi-Wan Kenobi jakoś dał radę odciąć gangsterowi rękę w kantynie Mos Eisley, wsiąść na Sokoła Milenium i brać
udział w uratowaniu Leii, przy okazji staczając pojedynek z Darthem Vaderm. A przecież też już młody nie był. Bo widzisz wszystko sprowadza się do fabuły a fabuła do scenariusza. A ta w ''Ostatnim Jedi'' kuleje i to mocno, jakby ktoś ją pisał na kolanie żeby tylko dolary na koncie się zgadzały.

''To jest fikcja, bajka, saj faj i trzeba do tego podchodzić z przymrużeniem oka.''

Powtarzasz się, do znudzenia...

użytkownik usunięty
olka0207

AMEN

ocenił(a) film na 3
olka0207

Z pewnymi rzeczami zgadzam się z Tobą. Inne wymagają jednak wyjaśnienia.

Wspominasz o tym, że uniwersum Star Wars istnieje od 40 lat... Zgadza się. Dlatego tak bardzo nie kupuję tego, co Di$ney odpie*rdala. Star Wars weszły do kin w 1977 roku jako tanie kino klasy B. Nikt nie wierzył w sukces projektu. Kumple George'a, którzy obecnie należą do elity Hollywood jak choćby Steven Spielberg pukali się w głowę, kiedy zaproszeni przez Lucasa obejrzeli przedpremierowo materiał. Budżet filmidła ( bo tak to było postrzegane, bądźmy szczerzy ) ledwo się dopinał do tego stopnia, że kulminacyjna scena ANH została nagrana jako pierwsza w obawie, że jeżeli film będzie kręcony chronologiczne wg scenariusza, może nie styknąć z hajsem by nakręcić scenę rozd*upienia Gwiazdy Śmierci. A sam George nabawił się nerwicy na planie przez którą później był tak spompowany, że w przyszłości podziękował za reżyserię V i VI. Z resztą, nikt nawet nie przewidywał kręcenia dalej, pomysł na trylogię na nawet sagę powstał po bumie jaki był w chwili szturmowania kin przez widzów, którzy szli na "Star Wars" , a nie "Star Wars ep. IV: A New Hope".

George miał w głowie wizję wielkiej Wojny Klonów, o której wspominał Obi-Wan w trakcie rozmowy w chatce z Luke'em. Wiedział też, że z tak mikrym budżetem i ograniczeniami technologii lat 70-ych w jakich przyszło mu wówczas pracować, efekt nie będzie taki, jaki zamierzał. Ewentualnie, byłby bardzo skąpy i ograniczony.

Z braku hajsu zmuszony był zatem ograniczyć liczbę jedi do minimum ( jeden stary Obi-Wan, i jakieś legendy! ). Kiedy pod wpływem entuzjazmu widzów zapadła decyzja "Kręcimy dalej!", zdecydował, że Star Wars nie będzie epizodem I, a dopiero IV, a Wojny Klonów nakręci w chwili, kiedy technologia na to pozwoli.

Mimo to, podszedł do wyzwania jak prawdziwy wizjoner. Chciał przekroczyć ramy dotychczasowego kina sci-fi ukazując w filmie rzeczy, jakie mogą się narodzić wyłącznie w wyobraźni, a zobaczyć je można wyłącznie na ekranie kina.

Zaczęło się od prostej historii opartej o najbardziej charakterystyczne archetypy baśni i legend, a nawet religii jakie przekazywano sobie z ust do ust od wieków zanim Star Wars wbiło do kin.

Przykłady? Proszę bardzo:

- Luke to dzielny młodzieniec o nieskazitelnym sercu, o wielkim dziedzictwie i przeznaczeniu. Dosięga starożytnej, legendarnej broni, jakiej "plebs" nie dotknie. Niczym Król Artur który dobył Excalibur'a.

- Darth Vader to nie kto inny, jak zły rycerz w czarnej zbroi, ucieleśnienie sił zła. Całkowite przeciwieństwo Luke'a. Są jak światło i mrok.

- Leia to księżniczka zamknięta w wieży, której rolę pełni Death Star.

- Obi-Wan to relikt przeszłości, ostatni żywy z dawnego kultu Jedi. Mędrzec wprowadzający bohatera w tajniki mocy.

W prequelach mamy wybrańca zrodzonego z mocy który ma przywrócić równowagę, czyli niepokalane poczęcie, hmm...skąd my to znamy....

Przykładów jest mnóstwo i jeszcze więcej.

W świecie Star Wars wszystko powstało od podstaw. Nawet w Star Treku głównymi bohaterami są - a jakże- hamburgerowcy z Ameryki, ewentualnie sojusznicy ziemi - czyt. Stanów Zjednoczonych. W Star Wars masz inspirowaną naszą kulturą, ale autonomiczną religię, kultury i wierzenia, systemy polityczne, siły militarne a nawet całe układy planetarne. O zwykłej nudnej ziemi nikt tam nie słyszał. Nawet spinki w ciuchach bohaterów zostały zaprojektowane tam od zera. To świat tak ogromny, że potrafi żyć samodzielnie, nie odnosząc się do "nas", jak to się odnosił Kubrick w "2001: A space odyssey", czy seria "Star Trek", czy gry pod tytułem "Mass effect". Nawet Władca pierścieni z tymi swoimi kontynentami, oberżami i tawernami, stylówami i technologią średniowiecza przypomina bardziej nasz świat, niż przypomina go świat Star Wars. Nie licząc już tysiącleci historii i setek bohaterów każdej epoki, jacy narodzili się w trakcie tych 40-stu lat publikacji w postaci książek, gier i komiksów. Miliony planet, dziesiątki kultur, gildii i frakcji, rządów i mafii (choć mafię i rząd można traktować jako jedno i to samo ;P ), zakonów i armii. To najbardziej wizjonerskie uniwersum, jakie do tej pory powstało. Nic tego nie przeskoczy.

40 lat publikacji poszło się je*bać, kiedy Di$ney kupił prawa LucasFilm. Zapadła wtedy decyzja o tym, by kręcić filmy dalej. OK. to logiczne, że trzeba skasować EU, aby filmy nie były jedynie kopiami gier, albo nie gryzły się z nimi. To jednak porażka, kiedy okazuje się, że KOTORY czy Trylogia Thrawna zjadają WIELKI I PRAWILNY POWRÓT PRAWDZIWYCH STAR WARS do kin na dzień dobry. Od zawsze podstawą tych filmów było przekraczanie granic wyznaczanych przez poprzedników. Nigdy do tej pory największe uniwersum nie cofało się, zamiast iść do przodu. A to robi, cytując same siebie, i to w najbardziej bezczelny, chamski i bezkompromisowy sposób.

Trylogia sequeli to nic innego, jak chłodno wykalkulowany twór, potwór Frankensteina obliczony na podlizanie się tym zapierdziałym, zapie*rdolonym nerdom z tłustym brzuchem i łupieżem na łbie, którzy z domu wychodzą jedynie po zmroku aby nie rzucać się w oczy. Wychodzi taki ultras OT i stwierdza jak to w memach, że nie ma sensu, bo na podwórku jest "słaba grafika". Oto rzesza "fanuf" Star Wars. Obejrzeli jeden obrazek w postaci OT, i tak im się spodobał, że od tej pory prędzej wyrzygają wszystko co nie przypomina OT, niż spróbują coś nowego. To jak spróbować jedno danie w życiu, polubić je, i już nigdy nie spróbować więcej niczego nowego, bo wszystko co nowe na talerzu nie jest tym pierwszym daniem, jakie zasmakowało. Himalaje konserwatywnego deb*ilizmu.

Żeby zrozumieć wartość bohatera, trzeba mieć punkt odniesienia. Bohater jako obiekt "A" musi więc mieć punkt odniesienia, jakim jest bohater drugiego planu, czyli obiekt "B". Najlepiej tę różnicę uwidacznia podsumowanie zwycięstw i klęsk "poprzedniego pokolenia". Dlaczego Obi-Wan tak NAPRAWDĘ był dziadem na wygnaniu...? Bo nie było możliwości zrobić w 1977 roku z takim chu*jowym budżetem i efektami specjalnymi na bazie kapcia udającego landspeedera wielkiej epickiej bitwy i egzotyki, jaką miały być legendarne Wojny Klonów. Dlatego, nie mając gaży dla aktorów, czy nawet statystów przebranych za Jedi, ani odpowiedniej technologii, zdecydował się zrobić z Obi-Wana jedynie zdziadziałego przegrywa, mędrca na wygnaniu. Przynajmniej dzięki temu Obi-Wan Kenobi sprawdził się jako obiekt "B". Jako tło dla pełnego młodzieńczego entuzjazmu Luke'a Skywalkera będącego pierwszoplanowym obiektem "A" błyszczącym na czele przed obiektem "B" stanowiącym jedynie tło, punkt odniesienia. Poprzednie pokolenie przegrało, nowe miało uratować świat. I spoko. Przynajmniej wtedy, kiedy docelowo miał być tylko jeden film, ten z 1977 roku.

Jednak SW stało się markową potęgą, i dostaliśmy w końcu te Wojny Klonów. I zaczął się bulgot, że "Jedi za dużo", że ku*rwa "Nie ma Sokoła Millenium, buu", że "A gdzie Vader, ja chce Vader, buuaaaa...", że efekty nie takie, chociaż ktoś chyba zapomniał, że to efekty z przełomu lat 90/2000- ych.... Rozumiem zarzuty co do aktorstwa i dialogów. Ale nawet ten Jar-Jar jest niczym w porównaniu z Benem Solo. Binks to tylko drugoplanowa postać, a nie jeden z głównych, wiodących bohaterów mających REALNY wpływ na dzieje historii, jak ten gów*niak państwa Solo. Do tego z resztą dojdziemy później.

Wizjonerstwo polega na odwadze. Na pokazywaniu czegoś więcej, niż nudnych plenerów rodem z mazur, jakimi to męczą nas cwe*le z Di$neya, jak w TFA czy TLJ. W TFA tylko Hosnian Prime wyglądało futurystycznie, więc dostało sekundę czasu ekranowego. Nawet jakku które w sumie było ciekawe, było niczym więcej jak Taatooine 2.0. Podobnie jak Hosnian Prime, Coruscant 2.0. Reszta to Takodana, Starkiller i ta planetka rebelii. Wszędzie ta sama nudne przyziemne zielsko - trawa i krzaki. Starkiller - plener rodem z fanfiku, gdzie fani poszli do lasu i nakręcili "starłorsy" XDD Takie pejzaże to ja widzę jak jestem na Mazurach albo skoczę sobie na wyspy brytyjskie. To samo z nędznym ANch-To, czy rozczarowującym finalnie Canto Bight z TLA. Nie, dziękuję. Wolę już majestatyczne wieże Coruscant, nastrojowe korytarze Geonosis czy piaski Taatoinne, albo leje krasowe z Utapau. Albo piekło, jakim była Mustafar. Ta PRAWDZIWA Mustafar, a nie jałowa, pozbawiona rozmachu wersja dla ubogich z R1.

Technologia. Każda trylogia jest pod tym względem odbiciem swoich czasów. Dlaczego OT było takie pudłowate, rustykalne i klocowate? Dlaczego wszyscy poginali w fryzurach a'la Beatles..? Bo kręcono OT WŁAŚNIE W TAMTYCH CZASACH! A dlaczego PT jest o wiele bardziej postępowe i futurystyczne? Bo powstało W XXI WIEKU! Nawet, jeśli dzisiaj OT jest rustykalne, w dniu premiery było przełomowe. Tak, jak PT. Bo założeniem każdej trylogii było robić robotę na maksimum.

To samo dotyczy efektów wizualnych/specjalnych. Zanim jakiś trep bezpodstawnie uważający się za geniusza postara się błysnąć jakże błyskotliwą tezą, że "praktyczne efekty i minimalizm OT/sequeli jest lepszy, bo efekty się nie starzeją tak szybko, jak CGI..!", od razu sprowadzę go na ziemię. Otóż, pozwólcie, że odkryję przed wami Amerykę - efekty praktyczne też się starzeją! I jeśli nawet - przykładowo - CGI starzeje się po 10 latach, a practical effects po 15, to i tak po 20 latach zarówno CGI i Practicals ef. są już stare. Zatem, skoro jedno i drugie już pokrył kurz, to co zostaje? Jaka wartość tych efektów się broni? W jakiej kategorii mogą się jeszcze wybronić, skoro w kategorii "nowości" już poległy...? W kategorii wizjonerstwa i postępu. Jeśli jedne i drugie efekty się starzeją, wygrywają te, które finalnie wnoszą więcej futuryzmu i egzotyki, postępu i niesamowitości. A sequele już w dniu premiery wyglądają jak przykryte toną kurzu, bo Di$ney woli imitować retro, niż iść z duchem serii który każe iść naprzód. Odkrywać, zaskakiwać.

To ironia, że dawniej twórcy Star Wars robili wszystko mając minimalne możliwości, a dzisiaj robią minimum mając maksymalne możliwości.

To samo dotyczy historii. W PT mamy zakon i Republikę na chwilę przed upadkiem, ale wciąż silne. W OT z wiadomych już przyczyn, które wytłumaczyłem, mamy tylko Obi-Wana i Yodę, który dobił do załogi w V. Gdzie trzeba było jakoś wytłumaczyć jego nieobecność w IV. przewidzianej pierwotnie jako kinowy one-shot. Więc i Yoda został odludkiem, jak Kenobi. A co mamy w sequelach? Czy mamy jakiś postęp? Nową, świeżą formację? Odradzający się zakon, technologię, cokolwiek, co by dało poczucie, że świat idzie dalej... NIE! Nic takiego nie ma.

Jak na ironię ultrasy OT kupiły ST, bo "wyglądają jak OT". Jakie to krótkowzroczne. Nie dociera do nich, że - aby ST MOGŁO wyglądać jak OT, to MUSIAŁO sprowadzić OT czyli jej fabułę, znaczenie i bohaterów - do poziomu zera? Ci wielcy fani Wielkiej Trójki nie kumają, że aby nowa młoda krew mogła błyszczeć jako nowy obiekt "A", to teraz Han Luke i Leia muszą robić za obiekt "B"..? I jeśli to miało się dziać wedle wzorca z OT, to teraz ci bohaterowie muszą być takimi samymi, zmęczonymi przegrywami na wygnaniu, jak to zrobiono z Obim i Yodą...? Tyle, że w chwili debiutu starego Kenobiego i Yody nie było w kółko powtarzającego się schematu, nie było budżetu aby zrobić cokolwiek więcej, no i nie było mitologii rozbudowanej w przeciągu 40 lat. Bo ciężko, aby w debiutanckim filmie z serii było tyle naładowane i wytłumaczone, jak wytłumaczone zostało w ciągu kolejnych 40 lat od chwili kiedy Vader wbił na Tantive'a po raz pierwszy. Dlatego Imperator MIAŁ PRAWO być taki tajemniczy, bez originu. Dlatego właśnie Snoke jako Palpi 2.0 jest taką nędzą, kopią i pomyjami po Imperatorze.

Okazuje się, że wg Di$ney'a tylko Skywalkerowie mają monopol na przechodzenie na CSM. Jestem w stanie zrozumieć, że Anakin przeszedł na CSM. To było nieuniknione w momencie, kiedy przyznał Luke'owi, ze jest jego ojcem. Anakin MUSIAŁ więc się stoczyć, a Obi-Wan dać du*py jako master w prequelach. PO PROSTU TAK MUSIAŁO BYĆ. Po co jednak Ben jest o CSM? Anakin był sierotą, Ben miał rodzinę. Anakin nie miał zaufania od strony rady, Ben miał nauczyciela wielkiego Luke'a który powinien pilnować go jak oka w głowie. Anakin nie miał nic, a mógł zdobyć wszystko. Ben miał wszystko, a wolał nie mieć nic poza nas*ranym w głowie. Jest równie logiczny i i wiarygodny, co potomek żydów z Auschwitz który stwierdził że zostanie neonazistą.

Vader przed śmiercią przyznał, jakim błędem było zejście na CSM. I zapłacił za to. Beniu tai wielki fan Vadera, a nie zrozumiał NAJWAŻNIEJSZEJ lekcji dziadka....

Ogólny zarys sequeli jest tragiczny. TFA to bezczelne zapinanie widza od tyłu, i mamienie go chasełkami o prawilnych SW. To jak taka tabletka gwałtu, która miała wyłączyć czujnośc fanów, i zru*chać ich tak, że nawet tego nie zauważą. Fani zadowoleni i niczego nie świadomi, a Di$ney zrobił sobie dobrze ogołoconymi portfelami ultrasowych fanów OT i sequeli. Spin-offy nie lepsze. Milion wątków i postaci do ożywienia, a ci się kręcą wokół wydarzeń ( R1 i Death Star ) albo postaci ( Han Solo ) które mają swoje miejsce w sadze Star Wars w głównej linii fabularnej, jaką stanowią epizody. Spin-offy powinny trzymać się jak najdalej od znanych wydarzeń i bohaterów, aby NAPRAWDĘ rozszerzyć uniwersum. A tak, LucasFilm, Di$ney i franca Kennedy zachowują się jakby mieli twórczą agorafobię. A nie, sorry, to betonowy target Di$ney'a ma fanowską agorafobię. Najlepiej zamknąć się w ciasnej szafie i gadać w kółko do siebie mantrę "TylkoStaraTrylogiaTylkoStaraTrylogiaTylkoStaraTrylogia-Mamo nie wyjdę z szafy na obiad!- TylkoStaraTrylogiaTylkoStaraTrylogiaTylkoStarTrylogia..."

Nie mam ochoty lekko traktować SW, bo jestem fanem. To nie "tylko film". To coś więcej. To kult popkultury. Co z tego, że zaczęło się od taniego filmu? Równie dobrze można tak powiedzieć o Coca-Coli, która zaczęła jako napój zwykłego aptekarza uzależnionego od środków przeciwbólowych. Albo o samolotach, bo zaczęło się od podglądania ptaków, albo o piep*przonym kamiennym kole u Flintstone'ów, dzięki któremu dzisiaj mamy motoryzację. Coś zaczyna jako małe dzieło, ale dzięki swojej zje*bistości staje się kultem. I koniec. :)

Dlatego Di$ney to ch*uj, sequele to chłam.

Ale jeśli Tobie się to podoba, to OK. Twój gust, nie mój ;) Pozdrawiam.

< owacje na stojąco > Kurtyna.

ocenił(a) film na 4
sznapsiarz

Oż Ty...nie owacje tylko OWACJE Ci się należą, bez ściemy. Rewelacyjny tekst <3

ocenił(a) film na 3
WhiteDemon

Dzięki wielkie ;) Już myślałem, że będzie jakaś gunwoburza, a tu proszę XD Ale jeszcze mamy cały dzień, kto wie, kto tu zajrzy...

ocenił(a) film na 4
sznapsiarz

Proszę Cię...;) akurat tutaj, w tym temacie czuję się znakomicie, tak dobrze spotkać ludzi którzy myślą bardzo podobnie. :))))

ocenił(a) film na 3
WhiteDemon

No ba, mam tak samo ;P

ocenił(a) film na 6
sznapsiarz

No. Właśnie tak :D Pięknie napisane.

A teraz po pojawieniu się teasera Solo znów możemy być zażenowani koszmarną retro warstwą wizualną i ziemskimi plenerami :(

ocenił(a) film na 3
szymon0018

Teaser Solo to nic innego jak niecała minuta szaro-burego ekranu, bez życia, bez energii i kolorytu właściwego dla świata Star Wars. To jak tania, czarno-biała wersja Blade Runnera z murzynem w płaszczu. Solo to automat który się szczerzy i duka coś pod nosem, Lando może dawać radę, ale wiodąca postać to jedynie pretekst dla fabuły w tym filmie. Lipa, lipa i kamieni kupa.

Egzotyka wyprowadziła się z tego świata. Beton przejął władzę.

ocenił(a) film na 4
sznapsiarz

"Egzotyka wyprowadziła się z tego świata. Beton przejął władzę."

Cholercia, mam wielką ochotę oprawić ten cytat w ramkę i powiesić na ścianę, jest taki piękny <3

ocenił(a) film na 6
sznapsiarz

No właśnie. To jest tak okropne. Mieć największe możliwości w historii kina na stworzenie niesamowitych światów i ich nie wykorzystywać, tylko pokazywać zaśnieżone góry, plażę i morze... to jest dramat. Tak się nie robi. Bieda wizualna w tym teaserze jest żenująca. Skoro świat SW wygląda tak źle jak go Disney przedstawia, to po co mamy się ekscytować tym światem?

użytkownik usunięty
szymon0018

Wizualnie nowe star wars są absolutnie nijakie i startu nie maja do obydwu blade runnerów pod kątem czarowania widza widokami.

Co wy ludzie piszcze, wy byście chcieli, żeby najnowsze sw wyglądały w połowe tak dobrze.

użytkownik usunięty
sznapsiarz

Chyba już bardziej bliskie są temu snyderowskie filtry z filmów tegoż pana, aniżeli najbardziej znany film cyberpunkowy cywilzacji zachodniej- tworze to rozóżnienie, bo trzeba mieć na uwadze, że w azji ta pozcyja nie ma takiej mocy, bo tam mają kult takich animacji jak "ghot in th shell" czy "akira".

Poza tym najnowszy Runner ma od cholery barwnych lokacji opierających sie tematycznie na konkretnych kolorach - i nie, nie są to wyłącznie różne odcienienie szarego i czarnego- i prawdę mówiąc w mainstreamie nie było ostatnio tak ładnego wizualnie filmu. To jest wręcz czarowanie widza obrazem jak u Kubrcika czy Tarkowskiego.

ocenił(a) film na 3

Film sci-fi, który dzieje się w niedalekiej przyszłości w Los Angeles zjada wizualnie na dzień dobry filmy, które dzieją się "dawno temu w odległej galaktyce", gdzie planet jest milion, ras od uja i więcej, technologia pozwala na cuda-niewidy, a jest....jak jest.

To chyba mówi samo za siebie.

użytkownik usunięty
sznapsiarz

Tylko czy konwencja historii z góry ustala to, że film może nie osiągnac wizualnego pięknego? Dlaczego skromniejsze budżetem filmy pokroju "Drive" mają być gorsze z gruntu od rozbuchanych blockbusterów o herosach w pelerynach- to nie jest nawet jakis manifest niechęci do super-herosów, bo sam nieco ich lubię, jedynie rzeczowe pytanie o to co definiuje gwarantu dobrej jakościowo estetyki.

Co do Br. Oryginał pomimo tego ograniczonego środowiska i lokacji jest uważany za jeden z najładniejszych filmów hollywodu w historii. SW to fenomen, ale nie są to też AŻ tak wizjonierskie wizualnie jak niektórzy by chcieli. Czy pokazuja nam jakieś niesamowite formy życia, które nie bazują na byciu humanoidami czy krzyżówka cech zwierzęcych, np gazowe? Czy planety są tam jakies szczególnie oryginalne? Wezmy za przykład ot, gdzie są proste archetypy pustyni, lodowych pustkowi, lasów etc. Prequele, które maja większych przepych barokowy też wbrew pozorom wpadają w takie szufladki i np stolica republiki, to po prostu planeta-miasto, która w sumie wizualnie czerpie nieco z cyberpunku. Mam wrażenie, że wielu z powodu historycznej wagi sw, tego, że to był pierwszy taki film w historii, nadaje mu estetycznej wagi, której nigdy nie miał. Tzw podbijanie wartości filmu samego w sobie przez jego wartość dla rozowoju kina i stworzenie pewnego fenomenu kulturowego.


Analogicznie to można by sie było zastanawiać dlaczego SW film, w którym sam piszesz, że mamy setki kosmitów, nic z tym rzeczami w sumie nie robi, nie podejmuje dyskusji na temat różnic międzyrasowych, a film tylko dziejący sie wyłącznie na ziemi, o wielkorotnie mniej bogatym uniwersum jest dużo bardziej dojrzały emocjonalnie i intelektualnie. Tutaj jestem świadom oczywiscie baśniowej konwencji sw, wielu powie, że br to nie trafione porównanie, ale czy tak naprawdę fabuła oryginału byla wybitnie trudna do zrozumienia? Nie, ba była prosta, a z tej prostoty również dało radę wyrzezbić cos wiecej. 2049 jest w sumie taki sam "duchowo", ale opowiada inną historie, nie jest soft rimejkiem..


No i 2049 nie jest po prostu tylko ładniejsze od nijakich nieco wyczynów wizualnych w obecnych sw, to jeden z najładniejszych filmów ostatnich lat za grube pieniądze, majstersztyk wizualny. Masa blockubusterów mu nie dorównuje pod tym kątem, powiedziałbym, że ten film to można wsadzić między "Labirtyn Fauna", "Mad Max Fury Road" czy pierwszy "Matrix" bądz "Dark City"




sznapsiarz

Człowieku... Jesteś geniuszem. Ten tekst powinien być osobnym postem, albo recenzją filmu w ogóle. Zgadzam się w stu procentach.

ocenił(a) film na 3
cloe4

Dziękuję, miło mi XD

sznapsiarz

AMEN!

ocenił(a) film na 3
janusztypowy

Raczej R.I.P. Star Wars ;P

ocenił(a) film na 4
sznapsiarz

R.I.P. Star Wars. <3

Jesteś moim osobistym Nietsche. ;)