moja dziewczyna zabrała mnie do kina - myślę co mi tam - pierwsza część z 1978 w reżyserii Carpentera była świetna - nie może być aż tak źle... i do pewnego momentu naprawdę było fajnie... świetna Lee Curtis (mało jej w tym filmie), pomysłowe sceny zabójstw a wątek ze SPOILER wariatem zbiegłym z psychiatryka który zostaje wzięty za Myersa choć nim nie jest bardzo ciekawy... podoba mi się też pomysł żeby to ofiary tym razem zapolowały na kata... muzyka w paru momentach nieziemsko dobra... tyle plusów... pierwszy zgrzyt kiedy Laurie Strode dopiero połatana przez chirurgów po rozcięciu brzucha wstaje ze szpitalnego łóżka i chce ruszyć w pogoń za mordercą (!) na szczęście córka i wnuczka wybijają leciwej mścicielce pomysł zemsty z głowy... bo ten i tak niezbyt poważny slasher zmienił by się momentalnie w autoparodystyczną komedię... jednak co się odwlecze to nie uciecze... finał w którym następuje odwrócony lincz - czyli facet który miał zostać zlinczowany sam linczuje swoich oprawców, dodam tylko że ci są uzbrojeni nie tylko w kije bassebalowe ale też np. broń palną - zaś morderca w jeden krótki nóż (!) i tak o to Myers nam się zamienił w Clarka Kenta znanego też jako Kal El... wątek z homosiami mieszkającymi w dawnym domu Myersów litościwie przemilczę bo sam pomysł zalatuje kretynizmem na 100 kilometrów, a wykonanie... no cóż możecie się sami domyśleć - tu dopiero następuje komedia w oparach absurdu... KONIEC SPOJLERÓW Filmu raczej nie polecam, no chyba że ktoś chce się na własne oczy przekonać jak dobry punkt wyjściowy zostaje zabity (:D) przez marne wykonanie i pogardę dla podstawowych praw logiki...