PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=104163}

Historie kuchenne

Salmer fra kjøkkenet
2003
7,5 8,6 tys. ocen
7,5 10 1 8572
7,6 8 krytyków
Historie kuchenne
powrót do forum filmu Historie kuchenne

Człowiek to zwierzę stadne, taki morał wypływa z filmu Hamera "Historie kuchenne". Oto do niewielkiej wioski, gdzieś na krańcu świata (a przynajmniej Norwegii) przybywa z misją badawczą grupa Szwedów. Ich zadaniem jest obserwowanie zachowań w kuchni samotnych mężczyzn, w celu dopracowania najbardziej efektywnego modelu pomieszczeń kuchennych. Jednym z obserwatorów jest Folke Nilsson, a jego obiektem badawczym Isak Bjørnsson. W założeniu Folke ma być tylko i wyłącznie obserwatorem, który w żaden sposób nie powinien angażować się w życie Isaka, powinien być kolejnym meblem, na który Isak nie zwracałby uwagi. Jednak trudno zignorować "wieżę obserwacyjną" ustawioną w rogu kuchni, a jeszcze trudniej siedzącego i uważniej obserwującego każdy ruch mężczyznę. Czy tego chce czy nie, Folke zaburzył dotychczasowy system. System, w którym samotny Isak, odwiedzany od czasu do czasu Granta, był praktycznie jedynym żywym elementem. I jak każdy system, początkowo broni się poprzez odrzucenie obcego elementu. Stąd wrogość Isaka wobec Folke, najpierw dość jawna i bezpośrednia, potem bardziej subtelna. Ta strategia prawie zadziałała. Folke był gotów zrezygnować, a wtedy Isak znów byłby sam, znów byłby outsiderem, nie potrzebującym nikogo i niczego (z wyjątkiem konia). A jednak powoli, niezauważalnie ta nieinwazyjna w gruncie rzeczy obecność Folke staje się codziennością. Z czasem zanika granica, pojawia się porozumienie i przyjaźń. Folke, równie samotny jak Isak, łamie zasady obserwatora, angażuje się, następuje interakcja. Oto nastąpiła zmiana w systemie. Naturalna choć niemal niezauważalna. Normalność, za jaką uważali samotność, przekształca się w stan nienormalny, niepożądany. To komunikacja, interakcja z drugim żywym człowiekiem staje się czymś normalnym, niezbędnym.
"Historie kuchenne" to wspaniały, zachwycający obraz ludzi, którym wydawało się, że muszą być sami, którzy przekonali samych siebie, że inni nie są im potrzebni. To cudownie optymistyczny, choć przecież nie nachalnie moralizatorski film o potrzebie towarzystwa. "Historie kuchenne" najlepiej oglądać wraz z "Dogville", bowiem w gruncie rzeczy oba z nich mówią o tym samym. Obraz Hamera całkowicie obnaża manipulacyjną naturę Grace, jej chłodną, masochistyczną kalkulację. Postawie Grace przeciwstawiony jest Folke. On też przychodzi z konkretnym zadaniem, lecz pozostaje bierny, nie narzuca, pozwala systemowi zaadaptować się, przyjąć go do siebie. W przeciwieństwie do Grace, która narzuca swoją wolę, pragnąc za wszelką cenę udowodnić swoją tezę, a co za tym idzie chce wymusić akceptację, Folke - zupełnie nieświadomie - czeka, aż zostanie zaakceptowany. I dlatego to on jest zwycięzcą, a Grace odniosła porażkę.

torne

Przede wszystkim dziękuję, że streściłeś film, którego nie zdołałam obejrzeć do końca, ponieważ bardzo mnie znużył. Jednak nawet Twoja interpretacja niewiele wnosi do mojego odbioru i jak na razie chyba nie chce mi się oglądać go po raz kolejny. Bardzo mnie zastanawia dlaczego w odniesieniu do tego obrazu, wydawałoby się przedstawiającego raczej zwyczajne życie, używasz określeń „wspaniały, zachwycający”. Owszem jest to film na pewno mądry, ale czym zachwyca, nie potrafię pojąć, czyżby sposobem jedzenia jajka przez Folke’a. Być może są to na tyle subtelne sytuacje, że tylko tak wyważony osobnik jak Ty, może dostrzec ich piękno, a co więcej się nimi zachwycić.

Aczkolwiek pewnie nie odezwałabym się w tym temacie, gdyby nie wątek Grace, który mnie sprowokował. Nie zgadzam się z twierdzeniem, że „Grace przychodzi z konkretnym zadaniem”, gdyż dla mnie w przedstawionej społeczności pojawia się ona zupełnie przypadkowo, i próbuje się jakoś w tych nowych dla niej okolicznościach odnaleźć. Folke jest w o tyle łatwiejszej sytuacji, iż pojawia się i działa według ustalonego z góry planu działania, na pierwszy rzut oka niezbyt wymagającego, i ma się z niego jak najlepiej wywiązać. I Twoim zdaniem, to, ze przygląda się biernie swojemu gospodarzowi, świadczy o jego sile? Czy to właśnie nie jest takie wykalkulowane postępowanie wbrew naturze ludzkiej? To początkowe zachowanie dystansu, chłód..
Jak dla mnie to właśnie Grace w swych odruchach chęci niesienia pomocy jest bardzo wiarygodna, i na pewno nie dostrzegam w tych odruchach żadnego masochizmu, a już na pewno nie ma w tym wyrachowania. Według mnie Grace nie narzucała swojej woli, tylko robiła to, co według niej wydawało się słuszne i dobre.

I jeszcze pytanie na koniec odnośnie jednego Twojego zdania. Napisałeś: „"Historie kuchenne" to wspaniały, zachwycający obraz ludzi, którym wydawało się, że muszą być sami, którzy przekonali samych siebie, że inni nie są im potrzebni.” Czy nie chodziło Ci raczej o to, iż przekonali samych siebie, że inni SĄ im potrzebni???

ocenił(a) film na 10
arma

W czym zauważyłem owo piękno? Co wzbudziło mój zachwyt?
Prostota.
Nie ma w tym filmie dydaktyzmu. Nie ma wyjaśniania, wykładania wszystkiego na wierzch. Tu wszystko odkrywane jest przez widza w milczeniu, w prostych gestach, w spojrzeniu, jednym słowiem, jednym kroku czasem. Nawet owo jedzenie jajka, niby nic specjalnego, a przecież właśnie poprzez skupienie się na tej zwyczajności nabiera znaczenia, staje się czymś niezwykłym, wyjątkowym.

Zacytowa zdanie brzmi tak, jak chciałem, żeby zabrzmiało. W tym filmie przecież żaden z bohaterów głównych nie jest samotny z przypadku. To ich droga życia. Ich samotność, pustelniczy tryb życia wręcz, był świadomym wyborem, na który zgodzili się, którego konsekwencje przyjęli uznając, że jest to dla nich najlepsze. Dopiero wzajemna interakcja pokazała im, że są w nich potrzeby, które zagłuszone wciąż istnieją, że nie muszą być samotni, że nie muszą być ze swej samotności w pełni zadowoleni.

Co do Grace, to na ten temast swego czasu prowadziłem dość zaciętą dyskusję z Klit u mnie na blogu w temacie "Potwory i spółka...". Widzisz, według mnie przypadkiem to może rzeczywiście padło na Dogville, to mogła być równie dobrze inna zapadła dziura, jednak dziura to musiała być. Według mnie Grace potrzebowała takiego miejsca, prostych ludzi, by udowodnić ojcu, że ludzie są dobrzy z natury, nieważne jak wielką z siebie Grace zrobi ofiarę. Grace wchodzi do społeczności i zaburza jej funkcjonowanie. Jednak nie jest bierna (choć taką przed wszystkimi udaje), od początku realizuje swój plan, coraz mocniej i mocniej ingerując w społeczność. Nie czekała aż system się do niej przyzwyczai. On, choć w sposób bardzo zawoalowany, wymuszała na systemie przyjęcie określonej postawy. Kiedy okazało się, że ojciec rację miał, ona ludzi ze swego eksperymentu zniszczyła. Tymczasem Folke, jak prawdziwy wyznawca Tao, nie opiera się, idzie z prąde, a ten niesie go w tereny zupełnie nieznane, tereny, na które Grace próbowała się dostać.