Chciałem temu filmowi dać dobrą ocenę. Do połowy mimo głupot było nawet znośnie, miejscami piękna grafika wsparta muzyką Shore'a robiła wrażenie. Cały wątek Thorina z Bilbem był zdecydowanie najlepszą częścią filmu - Richard Armitage i Martin Freeman zrobili tu dobrą robotę. Smocza choroba choć przerysowana była fajnie pokazana. Ian McKellen był ok jak zawsze choć w tym filmie grał na autopilocie i miał niewiele do zagrania.
Nowy Hobbit może się spodobać. Jeśli ktoś idzie tylko by sie dobrze bawić, wyłączyć szare komórki i powrócić na chwilę do świata Śródziemia, zapewne będzie zadowolony.
Jeśli jednak myśleć w czasie filmu i zwracać uwagi na głupoty scenariusza, na kicz w niektórych scenach i na zwyczajne idiotyzmy (miejscami wręcz niewiarygodne) to film jest już dużo gorszy.
Ocena filmu zależy właśnie od tego. Ja akurat należę do osób zwracających uwagę na scenariusz i nie lubiących gdy scenarzysta z reżyserem traktują widza jak idiotę. I muszę powiedzieć że choć bardzo lubię książki Tolkiena - w tym Hobbit był jedną z moich książek dzieciństwa - i uważam trylogię filmową Władcy Pierścieni za niemal ideał kina fantasy, to tym razem Peter Jackson przesadził. Film w zbyt wielu momentach jest niewiarygodnie głupi.
Poniżej konkretne przykłady:
- gdy Bilbo wraca do Shire, akurat wszyscy wykradają rzeczy z jego domu. Problem w tym że NIKT go nie rozpoznaje i NIKT nie cieszy się na jego widok.
Jeden niziołek mówi "Bilbo miałeś być martwy" i mimo jego powrotu wszyscy zwiewają z jego rzeczami.
Albo wśród nich są bezpośredni sąsiedzi, albo sąsiadom jest to obojętne.
Gość prowadzący aukcję jego rzeczy mówi "daj jakiś dowód że jesteś Bilbo", jakby po 50 latach mieszkania w Shire nikt a nikt nie zapamiętał jego twarzy.
Bilbo daje dokument z podpisem "Bilbo", gość bierze papier patrzy na podpis i mówi "ok tu jest podpis Bilbo, więc to musi być Bilbo.
Jest to wszystko tanim pretekstem by mógł zapytać "a kim jest ten cały Thorin?" - "moim przyjacielem".
Nie dość że scena jest głupia na poziomie The Room to w dodatku pokazuje WSZYSTKICH niziołków jako bezwzględnych złodziei i bydlaków, z których ani jeden nie ucieszył się widząc że jego sąsiad jednak nie jest martwy.
- gdy orkowie atakują, krasnoludy zamiast wycofać się na pozycję obronną - do Thorina albo do ruin miasteczka, biegną prosto na nich.
To jeszcze przeżyję tylko potem Bilbo patrząc z tyłu na bitwę mówi "zaraz to elfy im nie pomogą? jak możecie ich zostawić?!" - ujęcie na Thranduila który z bezwzględną miną patrzy na pole bitwy, znowu Bilbo mówi "czemu im nie pomożecie?" - nagle po plecach krasnoludów przebiegają elfy wskakując w wir walki.
Pominę już jak bezsensowne jest przeskakiwanie obronnej formacji krasnoludów by wbiec w sam środek setek orków, ale jakim cudem niby Bilbo nie dostrzegł armii elfów biegnącej na pomoc krasnoludom?
- Alfrid jest złodziejem, sprzedawczykiem i oszustem. Mimo to każdy mu ufa i zleca najważniejsze zadania - Bard wiedząc z kim rozmawia każe mu opiekować się dziećmi, cywilami, później daje mu kolejne zadania i nawet Gandalf prosi Alfrida by ten opiekował się Bilbem.
Pomijam już to że ten menel w babskiej sukience dostaje sporo czasu i pojawia się w bardzo wielu scenach kosztem fajniejszych i ważniejszych postaci.
Jest też niepotrzebnym i nieśmiesznym comic reliefem w dramatycznych scenach jak ta gdy Bard chce podnieść na duchu ludzi którym właśnie zginęli bliscy i spłonęło całe miasto, a także podczas bitwy gdzie Alfrid biega w damskiej sukience.
- Azog uderza około 20 razy w grubą powłokę lodu aż ten zaczyna w końcu pękać. Gdy jednak płynie pod litą warstwą lodu, wyskakuje przez niego jakby to była kartka papieru, przebijajac się głową. Wygląda to w dodatku jakby odbił się od wody, bo trudno uwierzyć by akurat był w miejscu gdzie zamarznięte jezioro jest płytke na 1,5 metra.
- scena w Dol Guldur to czysty kicz. Jeden leszczykowaty ork został wysłany przez Saurona by zabić Gandalfa. Ork wiedząc że ma przed sobą półboga, czarodzieja który rozwalił kilkuset orków, pół twierdzy Saurona i walczył z samym Sauronem - rzuca Gandalfa na ziemię śmiejąc się "ha ha stary cieniasie zaraz cię zabiję".
Nadchodzi Galadriela, ork się odwraca a ona zaczyna mówić mrocznym językiem i błysk światła oślepia orka, koniec ujęcia.
Schodzi z Gandalfem i jakieś tajemnicze szepty gadają o pierścieniach, robiąc za budkę suflera dla widzów.
Wbiega Elrond i Saruman, walka taka tam - trochę efektowna ale nic specjalnego.
Radagast w środku epickiej dramatycznej walki wbija na swoich króliczych sankach, zabierając Gandalfa który nie chce odchodzić, łapie za rękę Galadriel i mówi "odejdź ze mną, kocham cię", ona jednak odmawia, wstaje i w 4 sekundy paroma słowami wystrzeliwuje Saurona wraz z jego Nazgulami jak z procy, 100 kilometrów dalej.
Następuje bezsensowna rozmowa gdzie niby Galadrieli się wyczerpała mana i musi wracać aż do domu zamiast wykończyć Saurona będącego na skraju wytrzymałości, Elrond ma iść z nią i Saruman zobowiązuje się sam pokonać Saurona, mówiąc że jest on i tak niegroźny bez pierścienia.
Gadanie o tym że Sauron właśnie opętał Sarumana jest debilizmem ponieważ Sauron dopiero co został rozwalony przez Galadrielę i nie ma opcji by w tym stanie, fruwając wystrzelony przez jej zaklęcie, opętał najpotężniejszego z mędrców.
- Bilbo w czasie bitwy podnosi kamyczki i zabija wszystkich orków na hita. Potęga kamyczków jest nie do przecenienia. Natomiast jeśli jakiś ork (poza bossami) się przewraca to automatycznie ginie.
- Legolas przebija wszystkie idiotyczne sceny akcji jakie widzieliśmy w filmach o Śródziemiu.
W trzeciej części trylogii jest kompletnie niezniszczalny, ratuje nie tylko Tauriel ale też i Thorina, a przede wszystkim to co robi wygląda jak niezamierzona parodia w której brak tylko Lesliego Nielsena.
Gdy widzi w oddali że Tauriel jest w niebezpieczeństwie, skacze z wysokiej wieży na głowę olbrzyma, któremu wbija w czaszkę miecz i steruje nim wykręcając miecz niczym joystick. Olbrzym uderza głową w wieżę, która przewracając się robi idealny most w kanionie.
Później gdy Bolg rozwala podłoże mostu, Legolas w slow motion WBIEGA PO SPADAJĄCYCH CEGŁACH. Wygląda to wprost przekomicznie.
Zgaduję że gdyby była taka potrzeba to Legolas byłby w stanie biec w powietrzu odbijając się od własnych stóp.
Cytując pewną opinię przeczytaną w internecie - "w końcu zabrakło mi już tylko tego by Legolas wystrzelił z łuku siebie samego".
W obu tamtych scenach zwyczajnie się zaśmiałem, bo wyglądało to jak chamska autoparodia.
- Beorn jest w filmie 4 sekundy, w scenie pokazującej jak skacze z orła, w locie zmienia się w miśka i potem jak biegnie. Ten sam Beorn który w książce - gdy Bolg z gwardzistami zabili Filiego Kiliego i niemalże Thorina - wbił w sam środek bitwy, rozwalił Bolga wraz z gwardzistami niczym muchy, odniósł z pola bitwy Thorina i wrócił do bitwy by przeważyć o jej losie.
- Bitwa jest idiotyczna niczym w Maleficent. Armia elfów i ludzi podchodzi pod bramę góry Thorina. Krótka rozmowa. NAGLE, NIESPODZIEWANIE ZZA PAGÓRKA WYCHODZI ARMIA KRASNOLUDÓW.
Krótka rozmowa, armie idą na siebie. NAGLE, NIESPODZIEWANIE ZZA DRUGIEGO PAGÓRKA WYCHODZI ARMIA ORKÓW.
Czy ktokolwiek słyszał tam o zwiadzie? Czy ktokolwiek słyszał tam o czymkolwiek? Czy Peter Jackson był pijany?
Czerwie które pojawiają się znikąd i tak samo szybko znikają, choć logika podpowiada że byłyby idealnym narzędziem wojny dla orków
- scena zabicia Smauga wyszła bardzo durnowato. Balista zostaje na samym początku zniszczona i Bard wykorzystuje swojego syna jako część kuszy - opiera bełt na jego ramieniu, podpierając się nogą.
Smaug podlatuje w slow motion, kamera w zbliżeniu na twarz syna który z pełnym dramatyzmem powoli kiwa głową, Bard strzela, Smaug ginie po tym jednym strzale.
Poza tym Smaug podchodzi do Barda niczym potwór w Scooby Doo, chociaż jego odsłonięta rana jest doskonale widoczna a Bard właśnie celuje 2 metrowym krasnoludzkim bełtem.
- Tauriel bez przerwy pyskuje królowi elfów - swojemu władcy. Coś za co powinna być kara śmierci, on cierpliwie znosi.
Tauriel pieprzy trzy po trzy "ty nie wiesz co to miłość, ty nie rozumiesz czym jest prawdziwa miłość" i celuje do niego z łuku, będąc w miejscu gdzie zginęła żona króla elfów, który jest od niej 10 razy starszy.
Tauriel grozi że zabije Thranduila, na co on rozcina jej łuk i przykłada miecz. Przychodzi Legolas. Odbija miecz ojca i w skrócie mówi że jest po stronie Tauriel i ma się odpieprzyć.
Mamy tu do czynienia z drewnianymi dialogami typu:
"Oh, dlaczegoż ta miłość tak boli. Ja nie chcę tej miłości zabierz mi ją"
"ta miłość boli bo jest prawdziwa"
"Tylko czemu aż tak boli"
I jeszcze jak Tauriel frienzonuje Legolasa i on w końcu zdaje sobie z tego sprawę, idzie do ojca i mówi:
"Ja nie wytrzymam muszę odejść"
"SYNU IDŹ ODNALEŹĆ DUNEDAINÓW, ZNAJDŹ SYNA ARATORNA KTÓREGO NAZYWAJĄ OBIEŻYŚWIATEM A JAK MA NA IMIĘ SAM MUSISZ SIĘ DOWIEDZIEĆ"
Wzmianka o Aratornie tak nie pasowała do tego dialogu, jakby upchnięta tam na siłę.
Aktorstwo Orlando Blooma jest okropne, co wzmaga jeszcze jego CGI poprawiana twarz (co jest zrozumiałe o tyle że ma wyglądać młodziej - ale graficy się nie popisali i wygląda on bardzo sztucznie... powinni wziąć przykład z Benjamina Buttona jak to się robi).
- sceny śmierci i pożegnania są poucinane i tylko wątek Thorina naprawdę sensownie wypadł. Chociaż pod koniec zbyt poucinany.
- postacie mają tendencję do pojawiania się by potem nie powrócić - jak choćby Dain, albo Beorn - zapewne w wersji rozszerzonej film będzie lepszy.
Koniec końców - obejrzę drugi raz gdy wyjdzie wersja rozszerzona. Może wtedy ocena będzie nieco wyższa.
Mimo wad chciałem dać 6/10 - za fajny wątek Thorina i Bilba - ale przypominając sobie te wszystkie idiotyczne sceny wymienione powyżej, zwyczajnie nie mogę. Nie znoszę być traktowany jak idiota i lubię gdy scenariusz ma chociaż ręce i nogi. Natomiast scenariusz tego filmu jest dziurawy jak ser szwajcarski i wypełniony czystą głupotą.
Ode mnie 2/10
Większą od nich wszystkich jest spycialec. Choćby nie wiem co kamil pisał, nic nie pobije postów spycialca, który raczej nie udaje, tylko naprawdę jest chory na umyśle.
Wiesz co, nie widziałem jeszcze filmu. Nie chce mi się też szukać cytatów na każdy wytropiony przez Ciebie „idiotyzm”. Dobrze by jednak było, byś zamiast się mądrzyć przeczytał wpierw książkę. Pierwsza Twoja genialna uwaga: rozkradanie majątku. Cytat (znowu nie chce mi się go clego wklepać, więc podejdź do półki. Tylko kawałek: „Zdziwił się hobbit, ale tamci zdziwili się jeszcze bardziej na jego widok. Zjawił się w momencie, gdy odbywala się wyprzedaż z licytacji!”. I następny: „Bilba uznano za nieboszczyka a nie każdy z obecnych, którzy zapewniali go, że cieszą się z pomyłki, cieszył się szczerze.”. I na koniec: „Ceregiele prawne trwały kilka lat. Wiele wody upłynęło w rzecze, nim pana Bagginsa nprawdę i formalnie uznano z powrotem za żyjącego.”. Nię będę Cię wyręczał, poszukaj sobie resztę sam. Być móże film jest słaby, zobaczę. Sporo tego co wypisałeś nie jest winą filmu, tylko książki.
Piszę ze starego konta ponieważ na nowym mam jeszcze limity komentarzy (ten okres odczekiwania to jakaś masakra).
Ksiażkę znam niemalże na pamięc - czytałem ją o ile dobrze pamiętam 4 razy, to jedna z moich książek dzieciństwa
Nie zrozumiałeś tego o czym pisałem. W ksiażce może formalnie nie uznano go za żywego - bo te złe hobbity chciały zatrzymać jego rzeczy.
W filmie natomiast hobbici masowo w gigantycznej kolejce rozkradają mu mieszkanie i NIKT nie cieszy się na jego widok. Widząc go wszyscy masowo zaprzeczają że to Bilbo, nikt się z nim nie wita, nie ma ani jednego sąsiada który by go przywitał.
W ksiażce była grupka chciwych hobbitów a poza tym większość niziołków była bardzo porządna.
W tym filmie Jakson zrobił z Shire wioskę złodziej i bydlaków bez serca.
No a drugi problem to jak bardzo głupie było wmawianie że nie jest Bilbem (jakby nikt go nie poznał z twarzy) a przyjęcie jako dowodu podpisu na papierku od Thorina. Gościu nie spojrzał co to za papier tylko spojrzał na podpis "tu jest napisane Bilbo więc to musi być Bilbo". Przecież to jakiś kompletny suchar.
Wszyscy chcieli zatrzymać rzeczy, które wylicytowali, więc nierozpoznawanie Bilba było wygodne ;)
Trochę wyobraźni.
Gdyby część z nich tak robiła to ok.
Ale tam na - setkę czy dwie setki niziołków - w tym również najbliższych sąsiadów Bilba... ŻADEN nie stanął w jego obronie. Ba - żaden się nie przywitał, nie spytał co u niego, Wszyscy szli byle uciec z jego rzeczami mając samego Bilba konkretnie w D.
Jest to właśnie przykład partactwa i braku wyobraźni Petera Jacksona.
W książce była grupa niziołków egoistycznych i zakłamanych, ale poza nimi w zdecydowanej większości niziołki były szczere, uprzejme, życzliwe... to była sielanka a w trzecim filmowym hobbicie mamy jakąś wylęgarnię złodziei normalnie chyba za Mordorem najgorsze miejsce do życia (bo tam zabijają a tu tylko kradną).
Może jakieś kruczki prawne? Może prawo w Shire nie działa?
Nie wiem.
Wiem natomiast że Shire w większości zamieszkiwali dobrzy i życzliwi hobbici, a w tym filmie Jackson kompletnie temu zaprzeczył pokazując że wszyscy hobbici to nieżyczliwe bydlaki i złodzieje, życzący sąsiadowi śmierci byle samemu się nahapać.
A druga rzecz to nie rozpoznawanie Bilba z twarzy a uznanie jako dowodu podpisu pod dokumentem którego w dodatku się nie sprawdziło. Give me a break.
"Zdziwił się hobbit, ale tamci zdziwili się jeszcze bardziej na jego widok. (...) Słowem, Bilba uznano za nieboszczyka, a nie każdy z obecnych, którzy zapewniali go, że cieszą się z pomyłki, cieszył się szczerze.
(...) Ceregiele prawne trwały kilka lat. Wiele wody upłynęło w rzece, nim pana Bagginsa naprawdę i formalnie uznano z powrotem za żyjącego. Osoby, które zrobiły wyjątkowo dobry interes na licytacji, nie chciały się zadowolić byle dowodem."
"Zdziwił się hobbit, ale tamci zdziwili się jeszcze bardziej na jego widok. (...) Słowem, Bilba uznano za nieboszczyka, a nie każdy z obecnych, którzy zapewniali go, że cieszą się z pomyłki, cieszył się szczerze."
Oto czego zabrakło. W ksiażce wielu hobbitów zapewniało go że się cieszą z pomyłki, nie każdy szczerze.
W filmie z pomyłki nie cieszył się nikt. Shire okazało się być miejscem zła i zepsucia.
Ps. dzięki za cytat, sporo wyjaśnił. :)
Że co? Niby co to znaczy?
Nie mógł jakiś sąsiad pomachać do Bilba? Albo oddać mu rzeczy?
Paru dobrych niziołków i scena miałaby ręce i nogi.
Scena jest idiotyczna bo wiemy że większość niziołków nie była zła.
Ładnie wszystko wypunktowane, zbeszcześcili dzieło Tolka moim zdaniem, a nadmiar głupoty w tej części to przegięcie pały. Dalej się zastanawiam jak można po tak dobrze zrobionej trylogii Wp wyprodukować taki syf? Teraz już tylko czekam na kolejny odcinek honest trailers xd Pojadą ostro Jacksonowi
jakie dzieło? bez przesady, nudna bajeczka, dzieło to udało się wykonać PJ, z całym szacunkiem dla autora, ale z tej marnej książeczki
troche przesadziłem ze słownictwem ,p ale tak ogólnie to można było lepiej nakręcic hobbita bez tych durnowatych elementów...
Ja oglądając to miałem wrażenie , że wyświetlana jest jakaś gra z Playstation. Wszystko w tym filmie zostało stworzone przez grafików i procesory graficzne. W rezultacie film wygląda żałośnie.
Całkowicie się zgadzam. Efekt sprawia wrażenie jakby film został zrobiony w tydzień 'na kolanie'. Zdecydowanie za wiele ujęć jest wręcz bezczelnie generowane przez grafików do tego stopnia, że aż kłuje w oczy.
Znając życie chodziło o pieniądze. Film miał kosztować możliwe jak najmniej a zarobić jak najwięcej. Podejrzewam gdyby wynajęto potrzebną liczbę statystów koszt wyprodukowania filmu skoczył by o połowę w górę.
Chciwość odbiła się negatywnie na filmie...
A dodatkowo jeszcze arogancja Jacksona, który jak podejrzewam nie chciał niczyich rad i zrobił film tak jak mu pasowało. No i stąd te wszystkie dziury fabularne i sceny nie mające najmniejszego sensu.
Przecież wystarczyłoby zebrać kilka osób, przeanalizować scenariusz i zrobić kilka poprawek by film był nieporównywalnie lepszy.
Co zabawne sceny akcji w Hobbicie 48 fps też były takie przyśpieszone jak te w Krzyżakach (nienaturalnie szybka animacja).
Hej _nascimento, widziałam dzisiaj film i chociaż nie oceniam go tak nisko, jak Ty (pomimo wielu debilizmów widzę też sporo jego zalet) to jednak czuje się mocno rozczarowana... zgadzam się z Twoimi zarzutami, niestety P. Jackson tym razem przegiął...
Osobiście uważam, że trochę niesprawiedliwie oceniłeś sam film dając mu notę "Bardzo zły", dla samych zdjęć, muzyki, charakteryzacji, film zasłużył o jedną, dwie gwiazdki więcej. Tak skrajnie niska ocena osobiście przestaje dla mnie być wiarygodna, bo to nie jest przykładowo "Yyyrek", który jest nieporozumieniem, a film (co prawda z gorszym, niedopracowanym scenariuszem) solidnie wykonany najprościej ujmując. Oczywiście nie narzucam Ci jakie masz dawać oceny, tylko akurat w tym wypadku razi mnie 2/10, kiedy film co najmniej powinien dostać 4.
A ja się z Tobą właśnie nie zgadzam. Oczywiście charakteryzacja, zdjęcia, muzyka, aktorstwo - takie elementy podnoszą ocenę filmu jeśli są dobrze wykonane. Ale film oceniam jako całokształt i jego wady mogą odjąć jeszcze więcej punktów.
Peter Jackson zniweczył robotę charakteryzatorów, grafików, scenografów, Armitage'a, Freemana i Shore'a.
Film jest tak obłędnie głupi że nawet oni nie są w stanie go uratować.
Gdy film jest tak zły, tak głupi że aż irytuje mnie podczas seansu to jego ocena drastycznie spada.
Rzadko to się zdarza - nie może być jednak tak że conajmniej ileś się należy nieważne jaki by był beznadziejny.
Weź sobie na przykład Ostatniego Siewcę Wiatru albo Amazing Spider Man 2 które też miały wysoki budżet i pod wieloma względami były dobrze wykonane. Ale to taki okropny filmowy szrot że ani muzyka, ani zdjęcia, ani obsada nie jest w stanie ich uratować.
Żeby nie było powyższe dwa filmy mają u mnie również 0/10.
A takie Pustkowie Smauga i Niezwykła Podróż mają u mnie po 7/10 bo głupot nie było aż tak dużo i mogłem na nie przymknąć oko, skupiając się na przygodzie w Śródziemiu.
W trzeciej części PJ zwyczajnie przegiął.
Może wersja rozszerzona się odkuje i dla niej ocena będzie o kilka punktów wyższa.
Zresztą w samej recenzji zaznaczyłem że jestem bardzo krytyczny względem scenariuszy i że jeśli ktoś potrafi na niego przymknąć oko (co w przypadku tego filmu jest trudne) to będzie się dobrze bawił. :)
Aha, czyli dla Ciebie " Niesamowity Spider Man 2 ' zasługuje na 0/10 ... więć nie mamy chyba o czym dyskutować, skoro najlepszą ekranizację przygód Spidera oceniasz tak nisko, żeby nie powiedzieć, nie oceniasz jej w ogóle.
" Ostatni Władca Wiatru ' ( nie " siewca " ) to jest dopiero spartolony film pod prawie każdym względem, zarówno scenariusza, gry aktorskiej, postaci, zgodności z oryginałem, itp. ale i on nie zasługuje na 0/ 10, przede wszystkim ze względu na świetną muzykę Jamesa Newtona Howarda i kilka fajnych efektów, więc tutaj 2/10 jest uzasadnione.
Amazing Spider Man 2 to jest dno i metr mułu. Film obraża inteligencję widza, jest po prostu tak koszmarnie głupi.
Jeśli uważasz go za naprawdę dobry film to jest kiepsko.
Ostatni Władca Wiatru (nie wiem skąd tego siewcę wziąłem :D ) to również 0/10 bo z arcydzieła serii animowanej Shyamalan zrobił jeden z najgorszych filmów wszechczasów.
Muzyka Howarda nic tu nie zmienia - przesłuchałem cały soundtrack i jest fantastyczny - ale w żaden sposób nie ratuje filmu.
Oba te filmy mają miejsce na mojej liście najgorszych filmów wszechczasów, obok takich dzieł jak Kac Wawa, Gulczas a jak myślisz, Yrek Kosmiczna Nominacja, Szklana Pułapka 5 albo Dziedzic Maski, czy Star Wars Holiday Special.
Obie części " Niesamowitego Spider Mana " to bardzo dobre filmy, o wiele bliższe komiksowemu oryginałowi.
Naprawdę słabe są filmy Raimiego, z których tylko dwójka zasługuje na uwagę ze względu na humor i ciekawie przedstawioną postać Otto, niestety, cała trylogia Raimiego ma więcej wad, niż zalet:
- Okropny Peter Parker, totalna łajza, beksa, w ogóle nie czuć, że na czymś się w ogóle zna.
- Brzydka i nieciekawa MJ, będąca zwykłą " damą w opresji ", bez charakteru.
- Spider Man, będący zwykłym efektem CGI, bez życia i bez osobowości.
- Okropny Green Goblin, jako postać superłotra, nie jako Norman Osborn.
- Łzawy wątek miłosny pomiędzy Peterem a MJ, który swoją niedorzeczną kulminację osiąga w trójce.
- Okropny Venom.
Dla porównania, zalety NSP:
- Świetna, nowa geneza Spider Mana, brak przypadkowości w tym, że to właśnie Peter dostał pajęczą moc.
- Świetny wątek rodziców Petera.
- Znacznie lepszy Parker, bardziej swobodny, nie będący łajzą, widać, że ma zdolności naukowe, fizyczno-chemiczne.
- Spider Man, który w końcu jest postacią z krwi i kości, mówi, rzuca sucharami, itp.
- Świetne relacje pomiędzy Peterem i Gwen, czuć łączącą ich chemie.
- Postać Gwen, która nie jest " damą w opresji ", jest odważna i sama potrafi o siebie zadbać, sama kształtuje swój los.
- Świetny Harry i jego wersja Green Goblina.
- Sporo ujęć nocnych, dzięki czemu film jest bardziej mroczny.
- Ciekawa rola Oscorpu.
- Zarówno Lizard jak i Electro, biją na głowę Goblina i Venoma ze starej serii.
Pierwszy Amazing Spider Man był w porządku. Znaczy się nic specjalnego ale ok.
Pamiętam że ze Spider Manów Raimiego pierwszy chyba był przeciętny (oglądałem je dawno temu), podobnie jak drugi, natomiast trzeci był niesamowitym gniotem.
Co do Amazing Spider Man 2 przekleję moje wrażenia po seansie z jednego forum filmowego:
Ten film jest tak głupi, że musiałem go przewijać, a to się zdarza bardzo rzadko.
Skupię się na postaci Electro. Samotny zdziwaczały naukowiec zostaje uratowany przez Spidermana, od tamtego czasu staje się jego psycho fanem. Potem w dniu swoich urodzin je tort rozmawiając z obrazkiem Spideya, jedzie do firmy i przypadkowo spotyka tam Gwen. W gigantycznym laboratorium Oscorp transferującym elektryczność z lub do organizmów żywych, gdzie zapewne pracuje się na mega voltach (elektrownia niemal jak u Tony'ego Starka) dochodzi do zwarcia i z kabla sypią się iskry.
Max (czyli Electro) dzwoni do ochrony i prosi o odłączenie zasilania ze względu na zwarcie (właściwie łuk elektryczny) a ochrona mu... odmawia. Bo lepiej ryzykować wysadzenie elektrowni z ultra zaawansowaną technologią niż na chwilę odłączyć zasilanie.
Wtedy nasz elektryk łapie kabel i łączy go... ręcznie.
Dostaje kopa, wpada do akwarium z węgorzami które go gryzą, przez co jego ciało zamienia się w elektryczność.
Whatever.
Idzie do miasta, tam jest głodny i dotyka kabli pod wysokim napięciem (zapewne żeby się najeść), przez co policja zaczyna do niego strzelać.
Ludzie rozbiegają się w kółku około 10 metrów od Electro, który miota samochodami ciskając gigantyczne kule elektryczności wszędzie dookoła siebie, rozsadzając wszystko nawet nie podnosząc dłoni.
Pojawia się Spidey, próbuje z nim negocjować ale zapomina jego imienia... wtedy snajper strzela do Maxa, ten miota w niego błyskawicą a Spidey go ratuje.
W ekranach dookoła twarz Electro zastępuje twarz Spideya a TŁUMY dookoła, w bliskiej odległości kibicują Spideyowi krzycząc "Max you dummy" i ogólnie z niego szydząc i podjudzając.
Wtedy Max staje się zły i chce zabić Spideya (i zapewne zniszczyć świat).
No i serio. Tłum ludzi widzi człowieka stworzonego z elektryczności, od którego sypią się pioruny, który stapia kule karabinów, miota Spideyem na 10 metrów nawet na niego nie patrząc (jednocześnie niszcząc mu wyrzutnię sieci), rzuca samochodami za pomocą piorunów bez najmniejszego wysiłku a potem puszcza dookoła falę uderzeniową z piorunów rozsadzającą całą ulicę....
A oni stojąc parę metrów dalej z pełnym spokojem prowokują go i śmieją się w twarz?
Aha, sposób w jaki działa elektryczność przyprawia mnie o ból głowy. Piorun może rzucać ciężarówkami i ludźmi, ale trafiając tuż obok albo nawet prosto w nich, nie robi im krzywdy.
Electro pochłania energię z całego miasta, a pioruny nadal są mniej groźne od sieci Spider Mana, w dodatku mają tą samą prędkość.
Peter odmawia najlepszemu przyjacielowi oddać próbkę swojej krwi, gdy może mu to uratować życie. Bo tak. A potem jak przyjaciel zmienia się w zombie-goblina to tłumaczy "chciałem Cię w ten sposób uratować".
Do tego debilny scenariusz nie mający nawet znamion spójności, przesyt czarnych charakterów, z których Electro i Rhino nadają się do Złotych Malin.
Fajna piosenka Zimmera i zaskakująco dobrze radzący sobie przyjaciel Parkera i śmierć Gwen nie ratują tego gniota.
Webb wrzucił wszystko naraz, pierdyliard wątków do jednego filmu, przez co nie ma spójności, nic nie trzyma się kupy, a ilość dziur fabularnych przyprawia o ból głowy. No i trzech antagonistów z których dwóch jest faworytami do Złotych Malin.
Chrzanić ten film, 0/10.
Człowieku, w tego typu filmach nie szuka się logiki, tylko rozrywki.
Taki " Avengers " też jest na bakier z logika, a krytycy i widzowie byli zachwyceni.
Postaci w ekranizacjach komiksów, a zwłaszcza czarne charaktery, są przerysowane na maksa, taka jest stylistyka i mnie przerysowana postać Maxa / Electro nie razi, gdyż każdy komiksowy złoczyńca jest podobny pod tym względem
Twoja " ocena " jeszcze bardziej upewnia mnie w przekonaniu, że Twoja opinia jest nic nie warta - podobnie jak opinia większości forumowiczów, gdyż portale jak Filmweb to jeden, wielki internetowy śmietnik, pełen dzieci, trolli i niewyżytych internautów. Żadnego filmu nie można skreślić po ocenie internetowych znafców, gdyby tak robić, nie obejrzałoby się większości filmów, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto da 0/10.
"Avengers" stoi od "Amazing Spider Man 2" o jakieś 5 poprzeczek wyżej.
"Avengers" to jest naprawdę dobre popcornowe kino i jeden z lepszych filmów komiksowych (top10).
Powiedz mi co jest warta za to Twoja opinia (odwracając kota ogonem - mówiąc tak jak Ty), skoro film oceniasz "no fajny i już", ignorując wszystkie wady filmu, choćby nie wiem jak zły był. Prezentujesz podejście typowego zjadacza popcornu który idzie do kina, a nie na film, a bardziej skupia się na jedzeniu popcornu niż na tym co się dzieje na ekranie.
"Amazing Spider Man 2" jest nic nie warty. Mogę mu dać 1, mogę dać 0, co za różnica. To jest absolutne dno.
Z filmów ostatnich 10 lat 0 dostały jeszcze ode mnie Szklana Pułapka 5, Dziedzic Maski i Ostatni Władca Wiatru.
Natomiast droga/drogi znafco, ja prezentuję swoją opinię. Nikt nie ma obowiązku się z nią zgadzać. Jeśli komuś się podoba "Amazing Spider Man 2" - w porządku. Mi to nie przeszkadza.
Każdy ma prawo do własnej opinii.
"gdyż portale jak Filmweb to jeden, wielki internetowy śmietnik, pełen dzieci, trolli i niewyżytych internautów. Żadnego filmu nie można skreślić po ocenie internetowych znafców, gdyby tak robić, nie obejrzałoby się większości filmów, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto da 0/10."
A ja bym po prostu powiedział że jest pełen ludzi, różnych ludzi. Jak wchodzisz na forum konkretnego filmu to wiadomo że będzie tam duża liczba fanów filmu patrzących na niego przez różowe okulary.
Dla mnie można łatwo sprawdzić czy ktoś jest "znafcą" czy "znawcą" (choć nie lubię w ogóle tego określenia) patrząc po ocenach jakie wystawia filmom (najlepiej po tym czy nie wystawia 10tek jakimś gniotom). I czytając jego wypowiedzi.
To fakt że Garfield lepiej pasuje na Spider Mana.
Ale dwójka to po prostu tak głupi film że oglądanie go było niemal bolesne. :D
Tym większy szok że Marc Webb nakręcił jedną z najlepszych komedii romantycznych czyli 500 Days of Summer - miałem go za bardzo zdolnego reżysera.
Serio to dla ciebie jedna z najlepszych komedii romantycznych? Dla mnie była ona słaba, a postać tej dziewczyny strasznie irytująca. No ale to piękno różnorodności gustów, jak sam powtarzam.
Wiesz, komedia romantyczna to nie jest gatunek obfitujący w arcydzieła.
500 Days of Summer jest zrobione z wdziękiem, dobrymi zdjęciami i montażem który nieźle obrazuje proces zakochiwania się i odkochiwania. Do tego świetnie grający Joseph Gordon-Levitt...
Na pewno czołówka tego gatunku.
Lepsze jest chyba tylko "Love Actually", "Lepiej późno niż później" i "Lepiej być nie może".
No cóż, jak mi mówiłem, ten film mi się kompletnie nie podobał.
Zgadzam się co do Love Actually(zresztą nasza wersja też dobra - zaskoczenie ;p) Pozostałych dwóch nie oglądałem, ale chyba się skuszę, bo opis zachęca. Tylko czy to są komedie czy dramaty? Filmweb nie wiedział ;p
Wg mnie najlepsze komedie romantyczne(oczywiście jakie widziałem) to, oprócz "Love Actually" także "Notting Hill", "Ja cię kocham, a ty śpisz", "Szkoła uczuć", "Wybacz, ale będę ci mówiła skarbie", "Dziewczyna z sąsiedztwa".
To komedie romantyczne z Jackiem Nicholsonem w roli głównej.
Co mówi samo za siebie. :D
"Lepiej być nie może" to dla mnie najlepsza komedia romantyczna wszechczasów.
Z tych które wymieniłeś "Notting Hill" jest też bardzo dobre, "Szkoły uczuć" nie widziałem, a pozostałe są po prostu ok - nic specjalnego.
Chodziło mi o to, że filmweb przypisał 2 gatunku tym filmom - komedię i dramat i nie wiem, czego tam więcej ;p Ale skuszę się i zobaczę na spokojnie po sesji jak zresztą wiele innych filmów:)
Ja tylko ci podałem moje ulubione. Przekonywać nie miałem zamiaru. Dla mnie "500 Days of Summer" nie jest nawet ok", także co dla jednego jest dobre, dla drugiego będzie "złe":) Zresztą jak sam powiedziałeś, wśród komedii romantycznych nie ma arcydzieł.
Niemal każda komedia romantyczna ma w sobie trochę dramatu. :)
Oba filmy z Nicholsonem to komedie romantyczne z naciskiem na komedię, choć dosyć równo wyważone.
Dużo humoru, dużo dobrej gry aktorskiej i nawet całkiem poruszające.
A poza tym to naprawdę klasowe filmy - coś co się rzadko w tym gatunku zdarza.
Lubisz mijać się z prawdą.
Nie, nie zaczepiam cię i nie śmieję się z tego, że jesteś fanem Narnii, bo nie widzę w tym nic dziwnego. Tylko twoje teksty o tym, czemu to niby Narnia jest lepszym filmem fantasy niż WP czy światem niż Śródziemie były po prostu śmieszne i nie mogłem się powstrzymać, by czegoś nie napisać. A jak ci pisałem sensowne argumenty, to nic nie odpowiadałeś, tylko zmieniałeś temat.
Napiszę ci to, co mówiłem już dawno. Narnia nie ma nic, czym mogła by przebić Władcę. To, czym się odróżnia od LotR, to jej klimat, inny niż w Śródziemu. Narnia jest bardziej bajkowa, Śródziemie poważne i jak wolisz ten bajkowy klimat to spoko, ale nie pisz, że ma lepszą grę aktorską, muzykę, efekty, jest bardziej epicka, bo to się aż samo prosi o efekty
Spycialca nie przebijesz, ale daj już sobie spokój. Albo będziesz rozmawiać normalnie albo do widzenia.