Chciałem temu filmowi dać dobrą ocenę. Do połowy mimo głupot było nawet znośnie, miejscami piękna grafika wsparta muzyką Shore'a robiła wrażenie. Cały wątek Thorina z Bilbem był zdecydowanie najlepszą częścią filmu - Richard Armitage i Martin Freeman zrobili tu dobrą robotę. Smocza choroba choć przerysowana była fajnie pokazana. Ian McKellen był ok jak zawsze choć w tym filmie grał na autopilocie i miał niewiele do zagrania.
Nowy Hobbit może się spodobać. Jeśli ktoś idzie tylko by sie dobrze bawić, wyłączyć szare komórki i powrócić na chwilę do świata Śródziemia, zapewne będzie zadowolony.
Jeśli jednak myśleć w czasie filmu i zwracać uwagi na głupoty scenariusza, na kicz w niektórych scenach i na zwyczajne idiotyzmy (miejscami wręcz niewiarygodne) to film jest już dużo gorszy.
Ocena filmu zależy właśnie od tego. Ja akurat należę do osób zwracających uwagę na scenariusz i nie lubiących gdy scenarzysta z reżyserem traktują widza jak idiotę. I muszę powiedzieć że choć bardzo lubię książki Tolkiena - w tym Hobbit był jedną z moich książek dzieciństwa - i uważam trylogię filmową Władcy Pierścieni za niemal ideał kina fantasy, to tym razem Peter Jackson przesadził. Film w zbyt wielu momentach jest niewiarygodnie głupi.
Poniżej konkretne przykłady:
- gdy Bilbo wraca do Shire, akurat wszyscy wykradają rzeczy z jego domu. Problem w tym że NIKT go nie rozpoznaje i NIKT nie cieszy się na jego widok.
Jeden niziołek mówi "Bilbo miałeś być martwy" i mimo jego powrotu wszyscy zwiewają z jego rzeczami.
Albo wśród nich są bezpośredni sąsiedzi, albo sąsiadom jest to obojętne.
Gość prowadzący aukcję jego rzeczy mówi "daj jakiś dowód że jesteś Bilbo", jakby po 50 latach mieszkania w Shire nikt a nikt nie zapamiętał jego twarzy.
Bilbo daje dokument z podpisem "Bilbo", gość bierze papier patrzy na podpis i mówi "ok tu jest podpis Bilbo, więc to musi być Bilbo.
Jest to wszystko tanim pretekstem by mógł zapytać "a kim jest ten cały Thorin?" - "moim przyjacielem".
Nie dość że scena jest głupia na poziomie The Room to w dodatku pokazuje WSZYSTKICH niziołków jako bezwzględnych złodziei i bydlaków, z których ani jeden nie ucieszył się widząc że jego sąsiad jednak nie jest martwy.
- gdy orkowie atakują, krasnoludy zamiast wycofać się na pozycję obronną - do Thorina albo do ruin miasteczka, biegną prosto na nich.
To jeszcze przeżyję tylko potem Bilbo patrząc z tyłu na bitwę mówi "zaraz to elfy im nie pomogą? jak możecie ich zostawić?!" - ujęcie na Thranduila który z bezwzględną miną patrzy na pole bitwy, znowu Bilbo mówi "czemu im nie pomożecie?" - nagle po plecach krasnoludów przebiegają elfy wskakując w wir walki.
Pominę już jak bezsensowne jest przeskakiwanie obronnej formacji krasnoludów by wbiec w sam środek setek orków, ale jakim cudem niby Bilbo nie dostrzegł armii elfów biegnącej na pomoc krasnoludom?
- Alfrid jest złodziejem, sprzedawczykiem i oszustem. Mimo to każdy mu ufa i zleca najważniejsze zadania - Bard wiedząc z kim rozmawia każe mu opiekować się dziećmi, cywilami, później daje mu kolejne zadania i nawet Gandalf prosi Alfrida by ten opiekował się Bilbem.
Pomijam już to że ten menel w babskiej sukience dostaje sporo czasu i pojawia się w bardzo wielu scenach kosztem fajniejszych i ważniejszych postaci.
Jest też niepotrzebnym i nieśmiesznym comic reliefem w dramatycznych scenach jak ta gdy Bard chce podnieść na duchu ludzi którym właśnie zginęli bliscy i spłonęło całe miasto, a także podczas bitwy gdzie Alfrid biega w damskiej sukience.
- Azog uderza około 20 razy w grubą powłokę lodu aż ten zaczyna w końcu pękać. Gdy jednak płynie pod litą warstwą lodu, wyskakuje przez niego jakby to była kartka papieru, przebijajac się głową. Wygląda to w dodatku jakby odbił się od wody, bo trudno uwierzyć by akurat był w miejscu gdzie zamarznięte jezioro jest płytke na 1,5 metra.
- scena w Dol Guldur to czysty kicz. Jeden leszczykowaty ork został wysłany przez Saurona by zabić Gandalfa. Ork wiedząc że ma przed sobą półboga, czarodzieja który rozwalił kilkuset orków, pół twierdzy Saurona i walczył z samym Sauronem - rzuca Gandalfa na ziemię śmiejąc się "ha ha stary cieniasie zaraz cię zabiję".
Nadchodzi Galadriela, ork się odwraca a ona zaczyna mówić mrocznym językiem i błysk światła oślepia orka, koniec ujęcia.
Schodzi z Gandalfem i jakieś tajemnicze szepty gadają o pierścieniach, robiąc za budkę suflera dla widzów.
Wbiega Elrond i Saruman, walka taka tam - trochę efektowna ale nic specjalnego.
Radagast w środku epickiej dramatycznej walki wbija na swoich króliczych sankach, zabierając Gandalfa który nie chce odchodzić, łapie za rękę Galadriel i mówi "odejdź ze mną, kocham cię", ona jednak odmawia, wstaje i w 4 sekundy paroma słowami wystrzeliwuje Saurona wraz z jego Nazgulami jak z procy, 100 kilometrów dalej.
Następuje bezsensowna rozmowa gdzie niby Galadrieli się wyczerpała mana i musi wracać aż do domu zamiast wykończyć Saurona będącego na skraju wytrzymałości, Elrond ma iść z nią i Saruman zobowiązuje się sam pokonać Saurona, mówiąc że jest on i tak niegroźny bez pierścienia.
Gadanie o tym że Sauron właśnie opętał Sarumana jest debilizmem ponieważ Sauron dopiero co został rozwalony przez Galadrielę i nie ma opcji by w tym stanie, fruwając wystrzelony przez jej zaklęcie, opętał najpotężniejszego z mędrców.
- Bilbo w czasie bitwy podnosi kamyczki i zabija wszystkich orków na hita. Potęga kamyczków jest nie do przecenienia. Natomiast jeśli jakiś ork (poza bossami) się przewraca to automatycznie ginie.
- Legolas przebija wszystkie idiotyczne sceny akcji jakie widzieliśmy w filmach o Śródziemiu.
W trzeciej części trylogii jest kompletnie niezniszczalny, ratuje nie tylko Tauriel ale też i Thorina, a przede wszystkim to co robi wygląda jak niezamierzona parodia w której brak tylko Lesliego Nielsena.
Gdy widzi w oddali że Tauriel jest w niebezpieczeństwie, skacze z wysokiej wieży na głowę olbrzyma, któremu wbija w czaszkę miecz i steruje nim wykręcając miecz niczym joystick. Olbrzym uderza głową w wieżę, która przewracając się robi idealny most w kanionie.
Później gdy Bolg rozwala podłoże mostu, Legolas w slow motion WBIEGA PO SPADAJĄCYCH CEGŁACH. Wygląda to wprost przekomicznie.
Zgaduję że gdyby była taka potrzeba to Legolas byłby w stanie biec w powietrzu odbijając się od własnych stóp.
Cytując pewną opinię przeczytaną w internecie - "w końcu zabrakło mi już tylko tego by Legolas wystrzelił z łuku siebie samego".
W obu tamtych scenach zwyczajnie się zaśmiałem, bo wyglądało to jak chamska autoparodia.
- Beorn jest w filmie 4 sekundy, w scenie pokazującej jak skacze z orła, w locie zmienia się w miśka i potem jak biegnie. Ten sam Beorn który w książce - gdy Bolg z gwardzistami zabili Filiego Kiliego i niemalże Thorina - wbił w sam środek bitwy, rozwalił Bolga wraz z gwardzistami niczym muchy, odniósł z pola bitwy Thorina i wrócił do bitwy by przeważyć o jej losie.
- Bitwa jest idiotyczna niczym w Maleficent. Armia elfów i ludzi podchodzi pod bramę góry Thorina. Krótka rozmowa. NAGLE, NIESPODZIEWANIE ZZA PAGÓRKA WYCHODZI ARMIA KRASNOLUDÓW.
Krótka rozmowa, armie idą na siebie. NAGLE, NIESPODZIEWANIE ZZA DRUGIEGO PAGÓRKA WYCHODZI ARMIA ORKÓW.
Czy ktokolwiek słyszał tam o zwiadzie? Czy ktokolwiek słyszał tam o czymkolwiek? Czy Peter Jackson był pijany?
Czerwie które pojawiają się znikąd i tak samo szybko znikają, choć logika podpowiada że byłyby idealnym narzędziem wojny dla orków
- scena zabicia Smauga wyszła bardzo durnowato. Balista zostaje na samym początku zniszczona i Bard wykorzystuje swojego syna jako część kuszy - opiera bełt na jego ramieniu, podpierając się nogą.
Smaug podlatuje w slow motion, kamera w zbliżeniu na twarz syna który z pełnym dramatyzmem powoli kiwa głową, Bard strzela, Smaug ginie po tym jednym strzale.
Poza tym Smaug podchodzi do Barda niczym potwór w Scooby Doo, chociaż jego odsłonięta rana jest doskonale widoczna a Bard właśnie celuje 2 metrowym krasnoludzkim bełtem.
- Tauriel bez przerwy pyskuje królowi elfów - swojemu władcy. Coś za co powinna być kara śmierci, on cierpliwie znosi.
Tauriel pieprzy trzy po trzy "ty nie wiesz co to miłość, ty nie rozumiesz czym jest prawdziwa miłość" i celuje do niego z łuku, będąc w miejscu gdzie zginęła żona króla elfów, który jest od niej 10 razy starszy.
Tauriel grozi że zabije Thranduila, na co on rozcina jej łuk i przykłada miecz. Przychodzi Legolas. Odbija miecz ojca i w skrócie mówi że jest po stronie Tauriel i ma się odpieprzyć.
Mamy tu do czynienia z drewnianymi dialogami typu:
"Oh, dlaczegoż ta miłość tak boli. Ja nie chcę tej miłości zabierz mi ją"
"ta miłość boli bo jest prawdziwa"
"Tylko czemu aż tak boli"
I jeszcze jak Tauriel frienzonuje Legolasa i on w końcu zdaje sobie z tego sprawę, idzie do ojca i mówi:
"Ja nie wytrzymam muszę odejść"
"SYNU IDŹ ODNALEŹĆ DUNEDAINÓW, ZNAJDŹ SYNA ARATORNA KTÓREGO NAZYWAJĄ OBIEŻYŚWIATEM A JAK MA NA IMIĘ SAM MUSISZ SIĘ DOWIEDZIEĆ"
Wzmianka o Aratornie tak nie pasowała do tego dialogu, jakby upchnięta tam na siłę.
Aktorstwo Orlando Blooma jest okropne, co wzmaga jeszcze jego CGI poprawiana twarz (co jest zrozumiałe o tyle że ma wyglądać młodziej - ale graficy się nie popisali i wygląda on bardzo sztucznie... powinni wziąć przykład z Benjamina Buttona jak to się robi).
- sceny śmierci i pożegnania są poucinane i tylko wątek Thorina naprawdę sensownie wypadł. Chociaż pod koniec zbyt poucinany.
- postacie mają tendencję do pojawiania się by potem nie powrócić - jak choćby Dain, albo Beorn - zapewne w wersji rozszerzonej film będzie lepszy.
Koniec końców - obejrzę drugi raz gdy wyjdzie wersja rozszerzona. Może wtedy ocena będzie nieco wyższa.
Mimo wad chciałem dać 6/10 - za fajny wątek Thorina i Bilba - ale przypominając sobie te wszystkie idiotyczne sceny wymienione powyżej, zwyczajnie nie mogę. Nie znoszę być traktowany jak idiota i lubię gdy scenariusz ma chociaż ręce i nogi. Natomiast scenariusz tego filmu jest dziurawy jak ser szwajcarski i wypełniony czystą głupotą.
Ode mnie 2/10
Już w dwóch tematach (jak nie więcej) dyskutowano o wieku Aragorna i koniec końców wyszło, że był (istniał) lecz z tego co pamiętam chyba nie do końca dogadano kwestie wieku tego bohatera, jak chcesz to poszukaj, bo wyliczenia już się pojawiały. ;)
W Dwóch Wieżach wersji rozszerzonej Aragorn mówi Eowynie że ma 87 lat.
W Hobbicie Bilbo ma 50 lat, a Władca Pierścieni zaczyna się od jego 111 urodzin.
Po urodzinach Bilbo odchodzi do elfów, zostawiając Frodowi dom, mithrilową kolczugę i pierścień.
17 lat później Gandalf powraca do Shire wiedząc już czym tak naprawdę jest pierścień.
Wtedy to Frodo wyrusza w pamiętną wyprawę.
87 - 17 - 61 = 9 lat
Tyle ma Aragorn w chwili gdy Thranduil każe Legolasowi go odszukać "syna Aratorna zwanego Obieżyświatem".
Jedna kwestia to że w książce między urodzinami Bilba a powrotem Gandalfa mija 17 lat.
W filmie nie jest powiedziane ile czasu minęło.
Na moje Aragorn miał 9 lat ale przyjmując że Gandalf w filmie wrócił wcześniej niż w książce to mógł mieć nawet i 25 lat (choć to już bardzo naciągane).
Ale teoretycznie te 18-20 lat mógł mieć.
To już kwestia interpretacji.
Z przykrością muszę przyznać, że zrobiłeś bardzo dobre podsumowanie. Uśmiałam się. W większości przypadków się z tobą zgadzam, tylko przy Legolasie zabrakło mi komentarza do lotu na nietoperzu-transportowcu, który zdołał unieść elfa ważącego tyle samo co on albo i więcej. W dodatku nietoperze (jak sam Legolas nas łaskawie poinformował w rozmowie z Tauriel pod górą Gundabad) zostały stworzone do jednego celu: wojny, a ten konkretny nie miał nic przeciwko dodatkowemu ciężarowi i leciał spokojnie w dal. Liczyłam na zakończenie trylogii z klasą ale wyszło jak wyszło. Wielu fanów Hobbita uważa, że ludziom nie spodobała się ekranizacja, bo oczekiwali drugiego Władcy Pierścieni. Może i tak, ale cóż się dziwić skoro to ten sam świat i poniekąd dalej ta sama historia. A WP to film wybitny, gdzie reżyser unikał zielonego ekranu i powstały wspaniałe i prawdziwe zdjęcia. Dbałość o szczegóły sprawiła, że chciało się uwierzyć w opowiedzianą historię. Sceny które miały wzruszyć, wzruszały, a sceny, które miały bawić, bawiły. I obyło się bez prostackiego humoru , towarzyszącego krasnoludom (w Hobbicie), które, nawiasem mówiąc, w książce i we WP były dumne, uparte, odważne i majestatyczne, a nie niecywilizowane i głupawe. Poza tym wielka szkoda, że Peter tak mocno poszedł w stronę efektów komputerowych, że nawet koń, na którym jechał Legolas przez most w Pustkowiu Smauga, nie był prawdziwy. Wydaje mi się też, że Dain był w całości zrobiony komputerowo. Tak więc zabrakło mi w Hobbicie autentyczności, bo w pewnym momencie można się zacząć zastanawiać, czy Hobbit to jeszcze film, czy już animacja.
Akurat Daina jestem im w stanie wybaczyć - zrobili go komputerowo ponieważ aktor który go odgrywał jest chory na raka i jest stan bardzo się pogorszył.
Co do reszty - zgadzam się z Tobą.
Nie wiedziałam o chorobie tego aktora, ale od teraz będę spokojniej oglądać sceny, w których się pojawia. Chociaż obiecałam sobie, że obejrzę jeszcze tylko raz tę część - rozszerzoną.
Jeszcze zapomniałeś dodać, że każdy ork napawał się perspektywą zabicia bohatera, bądź zastanawiał się nad zadaniem ciosu 5 minut, aby w ostatniej chwili uratować życie omal nie zabitego bohatera :-P
Ogólnie to jest zadziwiające jak 20-50 orków stoi wokół Thranduila i żaden z nich nie decyduje się uderzyć włócznią, albo rzucić włócznią, oszczepem, toporkiem, nożem, strzelić z kuszy... zamiast tego wskakują mu na rogi jelonka i dają sobie łeb uciąć, nie wpadając na taki pomysł by jeszcze jelonka czymś zdzielić.
Orkowie w trzecim Hobbicie są równie skuteczni co kitowcy w Power Rangers.
Zgadzam się w 100% z tym co zostało napisane.
Jedyne co mogę dodać, to tragicznie wypadły niemal wszystkie efekty komputerowe. W pewnych momentach zauważyłam rozmazane końcówki włosów (szczególnie u Legolasa). Drażniło mnie, gdy pokazywali twarz postaci trochę od dołu na tle nieba i po oczach biła sztuczność nawet z takiego elementu. A już nie wspomnę jak Bard (?) przejeżdżał przez miasto w jakimś drewnianym wózku (minęło trochę czasu i nie pamiętam już dokładnie kto, co, gdzie i kiedy)... Przywódca tych krasnoludów (bodajże kuzyn Thorina?) plastikowy cały i aż mnie ścisnęło, gdy orki latały jak szmatki pod wpływem jego uderzeń z głowy. A skoro już przy tym jesteśmy - armia elfickich klonów, które wolą wskoczyć w morze orków, żeby "efektownie" coś zaprezentować zamiast najpierw strzelać z łuku (a może po prostu to ja jestem za bardzo stereotypowa). I nie wiem czy to była wina kina i jego poczynań, ale podczas seansu non stop widać było głównie zielone przebarwienia (jakby jedyną właściwą wersją do obejrzenia było 3d), co niby jest niczym, ale po dłuższym czasie, i to w dodatku z całą resztą zaserwowanych smakołyków, potrafi nieźle poirytować. Dobrnęłam do kresu wytrzymałości, kiedy Legolas wbiegał w slow-motion po rozpadającym się "moście". Później odbiór filmu spadł drastycznie i nawet tych jałowych dialogów nie chciało mi się czytać. I na koniec - spodziewałam się czegoś innego w bitwie 5 armii, ale jakaś taka bez polotu była. Ale przynajmniej miło było popatrzeć na Thranduila :)
Recenzja oddaje moje odczucia, pierwsza część była jeszcze do przyjęcia, reszta.. zepsuły mi ją dokumentnie nieścisłości scenariusza, próby wprowadzenia humoru (który jest nieśmieszny) w najmniej odpowiednich momentach, brak klimatu WIELKIEJ PRZYGODY (posłuchajcie piosenki kiedy lecą napisy i spróbujcie wyobrazić sobie swoją wersję Hobbita, niech muzyka będzie inspiracją), przegięta fizyka i rozsądek (sceny pokroju biegu po spadających cegłach, jazda w beczkach, etc.). Mimo wszystko kiedyś, gdy zapomnę już o tym wszystkim usiądę i obejrzę jednym ciągiem wszystkie części. Bo innego Hobbita nie mamy, a wizualnie zadowala mnie w zupełności.
Moje spostrzeżenie z forum (a zaglądam raz na ruski rok) - największe szitsztormy wydają się prowadzić osoby, które dzieło Tolkiena znają tylko z ekranu. Myślę, że na takich fanbojów Jackson może liczyć. Ale nie na resztę.
"Natomiast scenariusz tego filmu jest dziurawy jak ser szwajcarski i wypełniony czystą głupotą."
Ja bym nie powiedział, że scenariusz jest dziurawy. Scenariusz odpowiada za dialogi i fabułę, a nie wykonanie. Historia miała ręce i nogi i widać zachowaną logikę przyczynowo-skutkową. Dialogi faktycznie mogły być lepsze, a miłości krasnoluda z elfką mogłoby nie być, ale nie powoduje to, że scenariusz jest dziurawy.
Winą, za większość Twoich uwag (np.: Azog i lód), obarczyłbym wykonanie scenariusza, czyli reżyserkę. Tak mi się przynajmniej wydaje :)
Cóż, zgadzam się z Tobą. Ja chyba nie mam szacunku do Jacksona :D i dlatego też dla mnie Władca jest takim lekko poważniejszym Hobbitem. Ma też swoje głupoty, ale przyznam Ci rację, że zdecydowanie mniej niż Hobbit. Przekonałeś mnie.