Początek filmu jest dość męczący. Zostajemy rzuceni w wir mnóstwa postaci, których nikt nie raczy nam przedstawić, ale wraz z rozwojem fabuły, szybko staje się jasne kto jest kim.
Znakomite są początkowe sceny, po uwolnieniu wampira, Barnabasa. Nim postać pokaże się w całej okazałości na ekranie, wydarzenia obserwujemy jego oczami.
Warta uwagi jest też scena zabójstwa pierwszej, przemienionej ofiary wampira. Jest naprawdę cudnie zrealizowana i nieźle gra na emocjach. Inne sceny morderstw nie są już tak ciekawe.
Fabuła jest dość prost. Broni się natomiast znakomitym klimatem i paroma fajnymi pomysłami.
Irytuje kilka typowych, telenowelowych zagrań. Fanów serialu, wampirzej opery mydlanej, nie powinny jednak dziwić.
Kolejny mankament to rozciągnięty finał. Sceny mające powodować zaskoczenie, są do przewidzenia, a zamiast napięcia otrzymujemy odrobinę nudy.
Warto zapoznać się z "Domem Mrocznych Cieni" choćby przed zobaczeniem wersji Burtona. Historia w obu filmach jest początkowo bardzo podobna, tylko później podąża innymi ścieżkami. "Dom..." jest poważniejszy i jak dla mnie o niebo lepszy, a poważny Frid jest ciekawszym Barnabasem niż silący sięna śmieszność Depp .