Ja nie miałem takich problemów, bo byłem na tym filmie dwa lata po premierze. Był to mój pierwszy film na który wybrałem się samodzielnie (10 latek). Na sali było może kilkanaście osób. Ale i tak wyszedłem z tego filmu pod ogromnym wrażeniem. Co do Filipskiego to jest (była?) jego rola życiowa. Dodam taką ciekawostkę związaną z kręceniem tego filmu. Część statystów (chyba większość) pamiętało majora z czasów jego działalności wojennej. Jeden z nich gdy zobaczył ucharakteryzowanego Filipskiego, to gdyby nie wiedział, że to tylko scena z filmu, to byłby święcie przekonany, że to sam" pan major" wszedł do izby w której miała być kręcona scena.

Pewnie dlatego, że głównymi widzami byli uczniowie szkół podstawowych i średnich...
Kolejki w kinach były ale raczej nie na ten tytuł.
Ale, rzeczywiście, jedną wartością, która filmowi się ostała po latach to rola Filipskiego. Reszta obsady prezentuje aktorstwo jasełkowe, niestety.
Całość, trąci hagiograficznym grzechem.
Good night, and good luck, esforty.

5/10