Pamiętam kiedy byłem w okresie totalnego shipisienia. To był zdecydowanie najlepszy okres mojego
życia. Ćpałem Kolorowy Wiatr ile wlezie, wszystkich umieszczałem w Kręgu Życia, a na dodatek z całych
sił starałem się Dotrzeć do fal by popłynąć na ich grzbiecie.
Był jakiś minus tego okresu? Owszem. Współczesne animacje. Oglądałem starego Disney'a i
DreamWorks'a tak, jak Amerykanin wcina hamburgery. "Król Lew", "Mustang z Dzikiej Doliny", "Lis i Pies",
"Bambi", "Dinozaur", "Książe Egiptu". Wszystko co ma ręce, nogi, muzykę, fabułę, postacie, piosenki,
animację, ciekawe wątki, wzruszające sceny, przemyślany koncept, dobrą inspirację, barwną opowieść,
racjonalne przyczyny i skutki, dobry czarny charakter, bystry humor, emocjonującą przygodę i oczywiście
muzykę i piosenki.
Jedyną wadą były owe dzisiejsze, nieudane, niechlujne wręcz animację. Miałem do nich awersję. Jednak
był to minus niewielki, gdyż, jako że byłem hipisowi podobny, nie zawracałem sobie nim głowy. Dalej
ćpałem Kolorowy Wiatr.
Te nowe animację... Nie będę mówił o zastąpieniu płaskich obrazków animacją komputerową. Toy Story
był tak zrobiony i nikt na niego nie narzeka. Moim problemem były prymitywny humor, kiepskie dialogi,
prymitywny humor, niepoważne postacie i krótkie scenki moralizatorskie, otaczane przez prymitywny
humor. Wspominałem o prymitywnym humorze? Taaaaaak... Tego było dużo... "Epoka Lodowcowa",
"Kung-fu Panda", i, chyba apogeum tego wszystkiego, "Shrek", to właśnie przykłady tych bajek. Mają one
dosyć ciekawą fabułę i można się na nich pośmiać ale... Nie mają tego czegoś. Właściwie to ich fabuła
nie obraca się wokół pięknego morału, tylko właśnie wokół humoru.
Z tego właśnie powodu narodziła się u mnie awersja do współczesnych bajek. Doszło nawet do tego, że
zupełnie przestałem je oglądać. Wystarczyło że spojrzałem na okładkę i już mi się odechciewało!
Tak więc widziałem: dziewczynę z wyjątkowo długimi blond-włosami, faceta z patelnią, kameleona i konia
z nożem w pysku. Baaaaaaardzo zachęcające... Widziałem także dosyć ciekawą okładkę z księżycem w tle
i chłopcem wyciągającym rękę do czarnego Sticha z wydłużonym pyskiem. No tu już lepiej, choć czarny
Stich trochę mnie odstręczał.
Czy obejrzałem którykolwiek z tych filmów? Oczywiście że nie! Oglądałem "Króla Lwa" ponownie,
ponownie, ponownie i ponownie. W końcu jednak wrócił jeden z moich domowników do domu, dzierżąc
dumnie zieloną płytę "Zaplątanych" i mówiąc: "Koleżanka mi poleciła! Ponoć bardzo fajne!". Nie mogłem w
to uwierzyć... Dlatego po prostu odwróciłem się do komputera i zanurzyłem w internecie...
...hmmm. Chyba niezbyt głęboko. A to dlatego, że komputerowa historia Disneya, w co nie mogłem
uwierzyć, KLASYCZNIE opowiadana, wyciągnęła mnie jak wędka najdurniejszą rybę. Był humor? Był.
Miejscami nawet niepotrzebnie. Ale była HISTORIA. Naprawdę DOBRZE OPOWIADANA HISTORIA. Widać
było że humor nie jest na pierwszy miejscu! Na pierwszym miejscu były postacie, później muzyka,
następnie morał! Czy to prawda? Czy Disney powraca?
"Frozen" przekonało mnie że nie można żądać wszystkiego, ale to zupełnie inna historia. Gdy ze łzami w
oczach, po seansie "Zaplątanych", ponownie zatopiłem się w internecie, zobaczyłem bardzo ciekawe
komentarze: ""Zaplątani" i "Jak wytresować smoka" to pierwsze świetne animację od lat!". ""Jak
wytresować smoka?" mówiłem, "Chodzi o tego czarnego Stich'a? Hmm... Skoro "Zaplątani" im się
podobali, to muszę i tego Sticha obejrzeć!".
I obejrzałem.
Nie będę robił całej recenzji. Już chyba dostatecznie przynudzałem długim wstępem, o tym jak to wziąłem
do ręki "Jak wytresować Sti... smoka".
Powiem po prostu: podobał mi się.
Może wyrażę się jaśniej.
"Zaplątani" - NAPEŁNILI MOJĄ DUSZĘ TYM DISNEY'OWSKIM CIEPŁEM, KTÓREGO OD LAT W DISNEYU
NIE ZAZNAŁEM!
"Jak wytresować smoka" - podobał mi się.
I właściwie tyle mam na ten temat do powiedzenia. DreamWorks to dla mnie zawód po zawodzie, od
czasu wydania "Mustanga z Dzikiej Doliny", "Jak wytresować smoka" wybija się oczywiście sponad grupy
Shreko-pandowej. Ma naprawdę ciekawy morał. Wiele scen może chwycić za serce. Przyjaźń między
wikingiem a gadem jest odczuwalna, żal nam jest ich obu w kluczowych momentach. Jeżeli chcecie
wiedzieć czego mi brakowało do tych dwóch, zapewne nie otrzymacie odpowiedzi. Czego mi brakowało w
filmie? Piosenek. Wiem ze DreamWorks w tym nie przoduje (jego najbardziej kasowe animacje, czyli
głównie te, których nie cierpię, nie miały ani jednej piosenki), ale piosenki to dla mnie nieodłączna część
animacji. Co mi się NAPRAWDĘ podobało? Zielona Śmierć (z nieznanych powodów nazywana przez
DreamWorks "Czerwoną Śmiercią", choć w filmie nazwa nie pada ani razu). TO BYDLE sprawiło że moje
serce stanęło na dobrych kilka sekund. Taaak... To było genialne. Co mi się nie podobało? Za dużo
humoru. Dzisiejsze animacje wciąż walczą z tymże niepotrzebnym humorem, ale mimo że "Zaplątani" i
"Frozen" wyraźnie z nim walczą, "Jak wytresować smoka" wciąż jest z nim za pan brat. Co mi się jeszcze
nie podobało? Astrid. Dobra, NIE PODOBAŁO to za dużo powiedziane. Po prostu... Była dla mnie zupełnie
obojętna... Miała jakiś tam charakter, miała swoje momenty, ale wciąż... Po prostu nie zwracałem na nią
zupełnie uwagi. Była sobie, i tyle. Miejscami nawet mnie denerwowała. Mimo wszystko powinienem jej
być wdzięczny. To chyba przez sukces tej właśnie bajki, polscy reżyserzy dubbingu postanowili dać ten
sam głos Roszpuncę.
Dobrze ale o co mi się rozchodzi? Czy po tylu latach nagle postanowiłem podzielić się rąbkiem historii
mego życia, zawierającym "Jak wytresować smoka"? Nie. Sprawa którą chcę poruszyć jest zapewne
wszystkim znana i być może niektórzy już wiedzą o co mi chodzi.
"Jak wytresować smoka" to dla mnie film dobry, nic więcej. Mimo to, GENIALNI "Zaplątani" mają ocenę
7.7. "Frozen" ma ocenę 7.8 (!!!). Natomiast "Jak wytresować smoka" ma ocenę 7.9??? Jak? Dlaczego?
Jakim cudem? Rozumiem, dobry film. Rozumiem, może wam się podobać. Nie rozumiem, jak mógł
przebić te dwa filmy!
Czy uważam zatem, że powinien mieć niższą ocenę? Broń Boże! Zapewne na swą ocenę zasługuje.
Uważam że "Zaplątani" i "Frozen" powinny mieć po prostu ocenę wyższą. Jedynym filmem, który moim
zdaniem winien mieć ocenę niższą, jest "Pustkowie Smauga".
Naprawdę mnie to nurtuje. Co jest w tym filmie że przewyższył dwie wyżej wspomniane produkcje?
Smoki? Humor (błagam nie!)? A może wiele osób wkurza tematyka księżniczek (mówiąc szczerze gdy
seans "Frozen" się zaczynał, byłem trochę zawiedziony)? O co tu biega?
Hę? Nie no, jak chcesz, to czytaj i komentuj. Tylko że ten post nie był do ciebie, więc po co piszesz że "nie masz siły"? Po prostu napisz coś, kiedy już go przeczytasz!
dosyć długo zajęło mi przeczytanie tego wszystkiego. dzięki za podzielenie się swoim punktem widzenia. odpiszę tylko na te fragmenty, w których mogę dopisać coś więcej niż to co napisałam wyżej albo wydaje mi się ,że coś co napisałam wyżej jest dla Ciebie niezrozumiałe. Zamierzam zostawić bez komentarza akapity o moich osobistych odczuciach. To jak widzę odpowiedzialność, cierpienie myślę, że dostatecznie przedstawiłam w wcześniejszym poście.
" Anna wiedziała o jej darze, rodzice też. Gdyby ten wypadek si nie zdarzył, mieszkańcy zapewne też szybko by się dowiedzieli. Uczynili z tego tajemnice, bo Elsa nad tym nie panowała. " -> wiedzieli i akceptowali ponieważ kochali ją jak córkę, siostrę, ale rodzice Elsy byli dorośli i zdawali sobie sprawę ,że ludzie mogą zareagować w całkowicie odmienny sposób (mieli racje: Elsa z nienaganną opinią, jako dorosła osoba ma zostać królową i wyraźnie widać ,że wszystkich to cieszy, ale wystarcza chwila i ludzie są całkowicie przerażeni, a wszystko co wcześniej idzie w niepamięć)
"Mówisz to poważnie? Co ona trenowała? Na pewno nie panowanie nad emocjami. Po pierwsze, NA PEWNO by się przez te kilkanaście lat CZEGOŚ nauczyła." -> z filmu wynika, że jednak nie xD Miała nauczyć się "okiełznać moc" czyli nad nią panować. A żeby panować nad mocą musiała nauczyć się panować nad emocjami. Niestety nie nauczyła się niczego xD
"Chyba najwyższy czas na trochę... Praktyki?" ->o tym pisałam wyżej. Elsa wybrała taką drogę - odgrodzenie się od ludzi. Rodzice szanowali jej wybór (wyżej), Anna nic nie wiedziała. Nie wiemy co by było dalej ponieważ rodzice zginęli. Jestem pewna, że interakcje Elsy z osobami w pałacu nie były niepożądane :)
"Potrafisz mi udowodnić, że to zamykanie drzwi przed Anną nie działo się za ich przyzwoleniem? Za ich wiedzą?" -> akapit wyżej. Szanowali jej wybór. Oni nie mieli lodowych mocy, to ona jedna mogła zrozumieć na jakiej zasadzie one działają. Im zależało na tym żeby je okiełznała więc skoro potrzebowała to tego spokoju - zapewnili go jej. Kochali ją mimo, że ich odrzucała tak samo jak Annę. Trochę jak w rodzinie z niepełnosprawnym dzieckiem gdzie reszta jej członków dostosowuje się do chorego. (żal mi ich strasznie, a jeszcze bardziej Anny)
"A jeżeli wciśniemy tu jakąkolwiek decyzję Elsy, to i tak spada to na rodziców, za brak jakiejkolwiek reakcji." -> akapit wyżej :) Uważam, że to wina Elsy :)
"Kontakty z innymi powinny być w jej przypadku obowiązkowe, podczas gdy rodzice zamknęli ją w zamku! Naprawdę myślisz że była przyzwyczajona do kontaktów?" -> to samo co wyżej.
"Nie powiedziałbym zatem że "zostawiła" Arendelle. W zasadzie jej zniknięcie niewiele by zmieniło, gdyby nie wielka zima." -> co nie zmienia faktu, że ignoruje obowiązek. Myśli o sobie a nie o tych ludziach, nie o Annie. Nie ważne czy zaklęcie by się pojawiło czy nie - Kapitan idzie na dno z okrętem, a królowa jest odpowiedzialna za poddanych. Co do Twojej analizy tej sceny - rozmowa z Anną. Natychmiast, nie żadne granie divy i wybieganie z pałacu. Elsa wiedziała, że nie musi się bać Anny, wiedziała, że kocha ją mimo tych wszystkich lat kiedy traktowała ją jak powietrze (minuta ciszy dla Anny - ja bym chyba nie dała rady). Wystarczyło porozmawiać z Anną, szczerze wyjaśnić jej że nie potrafiła sobie poradzić, że jednak ją kocha (brakowało mi takiej sceny w całym filmie). No ale wtedy nie byłoby o czym dalej kręcić xD
"Tak więc co Elsa zostawiała? Ludzi którzy nazwali ją potworem!" -> mogli nazywać ją gorzej, a i tak powinna trwać na posterunku. Prezydent też ucieka z kraju kiedy nazywają go debilem i kłamcą?
"Owszem, spróbować zawsze warto, lecz ona nigdy tego nie próbowała! Nikt nie uczył jej jak kontrolować moc, uczyła się tylko jak jej nie używać!" -> a nawet to jej nie wyszło xD Liczyłam chociaż na minimum z jej strony. Choćby nieudolne próby - niestety -pełna olewka. Choćby taka scena: Elsa wraca z Anną do Arendelle ponieważ czuje się odpowiedzialna za mieszkańców. Inni się jej boją (może przedostają się do pałacu w nocy). Elsa pamięta, że była u trolli, razem z Anną wyrusza więc do nich żeby znaleźć jakiś sposób, radę, pomoc aby uratować swoje królestwo od samej siebie (w pałacu mogła znaleźć jakieś informacje, mogły też razem spotkać Kristoffa). Wystarczyłoby. No ,ale ona wolała zamknąć się w pałacu.
"Użala się nad swoim losem" -> właśnie. I tylko to. W wersji angielskiej jeszcze martwi się o Annę, ale w polskiej wersji pierwszy raz jak sięga pamięć repryza nie ma nic o chęci pomocy, o poczuciu odpowiedzialności za to co zrobiła, żadnej skruchy. Tylko żal że klątwa trwa, że nie daje rady przed nią uciec, a gdy Anna śpiewa, że wszystko będzie dobrze, że dadzą radę to tylko "nie mów nic już nie". Poddanie się na wstępie. A potem wygania Krzysia i Annę i co? Robi to co każda dorosła (tak Elsa jest dorosła...choć po niej nie widać) osoba by zrobiła? Rusza natychmiast, niezwłocznie na ratunek, w poszukiwaniu pomocy, odpowiedzi, rady?? Nie. Elsa zamyka się w pałacu tym razem z lodu. Już sama informacja że w Arendelle wciąż sypie sypie śnieg i Elsa powinna wreszcie spiąć w życiu d*** i ruszyć na ratunek swoim poddanym, szczególnie że wszystko wydarzyło się z jej winy.
"Faktycznie, chodząc w kółko i myśląc tylko o okiełznaniu swojej mocy, miała wszystkich gdzieś i myślała tylko o sobie..." -> to tylko słowa za zamkniętymi drzwiami. nic nie znaczą. Elsa nie działa, Elsa nie podejmuje ryzyka, Elsa się nie stara ze wszystkich sił, nie korzysta ze wszystkich możliwości...gdyby jej zależało czy nie byłoby naturalne, że zaryzykuje, postara się, zacznie wreszcie działać? Anna chciała coś zrobić, zamiast jej podziękować, wytłumaczyć (znowu scena której brakuje) wyrzuca ją. Nie mówiąc już o tym, że jako dorosła osoba, powinna wiedzieć że łażenie w kółko i gadanie "nic nie czuj" nie działa tak samo jak zamykanie się w pokoju/pałacu. W tym momencie facepalm , bo już naprawdę miałam dosyć.
Aaaa... i jestem ciekawa czego oprócz zbyt szybkiego zaufania Hansowi nie powinna robić Anna :)
"Przed chwilą mówiłaś że powinni normalnie porozmawiać, czy sposób w jaki zabrali Elsę, nie był szalenie radykalny? Daruj, ale tego nie usprawiedliwia nic." - > a czy ja to usprawiedliwiałam? xD Fakt jest taki, że gdyby nie sprowadzili jej tam siłą to nie przybyłaby tam sama. Tylko tyle stwierdziłam wyżej. Sprawa zamknięta.
Reszta wydaje mi się, że jest wyjaśniona w poście wyżej. Uważam temat za zamknięty. Ja tak to widzę. Dzięki za miłą rozmowę i zaangażowanie (nawet chyba zbyt wielkie xD). Miło się gadało. Pozdrawiam :)
Przy takich postach zawsze się czegoś zapomni...
Chciałem jeszcze dodać, że izolowanie od siebie dziewczynek, to dla mnie wciąż wina rodziców. Dlaczego? Bo albo to był ich pomysł, albo zaniedbywali wychowanie Anny i w ogóle nie zauważyli tego jak się smuci i dobija do Elsy. Moim zdaniem to drugie jest znacznie gorsze... Wręcz nie chcę w to wierzyć.
Ja ich wcale nie osądzam, albo nie nienawidzę. Nie mam do tego powodu. Wierzę, że robili to, co uważali za słuszne. Wierzę że robili to z czystej miłości. To że robili to źle? Każdy popełnia błędy... Oni nie mieli szansy by je naprawić.
Chciałem jeszcze zaznaczyć, że w zasadzie wszystko co zrobili rodzice, na końcu zostało zupełnie odwrócone.
Ukrywanie mocy-Wszyscy wiedzą
Zamknięta brama-Otwarta brama
Rękawiczki-Zrzucenie rękawiczek
To jest dla mnie dowód na to, że to co robili nie było właściwe. Sam film pokazał że dobre jest coś zupełnie innego.
Nie porównywałam mustanga do rancza. Po prostu wrażenie zostało podobne : obejrzeć, zapomnieć. Poza tym mówisz ,że to film o koniu, który nie dał się ujeżdzić. A ja patrzę na okładkę i co widzę? Indianina na rzeczonym koniu. O co chodzi?
Rozumiem, daruj błąd.
Hmm... Ale on NIE DAŁ się ujeździć... On POZWOLIŁ Indianinowi wsiąść na swój grzbiet. To dwie różne rzeczy.
Ujeździć - nagiąć do swej woli. Wydawać rozkazy, mówić gdzie zmierzamy,
Zauważ że Indianin ani razu nie mówił Duchowi gdzie ma jeździć. Duch sam wydawał sobie rozkazy. Pokazuje to min. skok przez kanion, któremu Indianin był lekko przeciwny. Oni byli przyjaciółmi, a Duch nigdy nie dał mu wsiąść na grzbiet "ot tak". Zawsze miało to na celu ratowanie wspólnego życia. Więc nie, nie dał się ujeździć.
Można wręcz powiedzieć, że to Duch robił większą przysługę Indianinowi, wpuszczając go na siebie, niż na odwrót.
OK, qmam. :) A ja ogólnie lubię filmy o zwierzętach, tylko ten nie przypadł mi do gustu.
No i OK. Kompletnie nie rozumiem tej niechęci, lecz cóż, jedne buraki są czerwone, drugie cukrowe ;).
Wiem że mój temat na "Czarownicy" nie wymagał rozległego... Komentarza (:P), lecz powiedz mi co miałaś wtedy na myśli?
Nie no rozwaliłeś mnie tymi burakami...
A w którym poście, bo ja taka nieorientna jestem?
Ach... Buraki to jednak nadal buraki... Obejrzałam sobie mustanga. Zwracam honor: to niezły film! Tylko z początku zdawał mi się operą :) Troszkę dialogu-piosenka i akcja-troszkę dialogu itd.
Może te 10 lat temu po prostu niewiele z niego rozumiałam i nie został mi w pamięci . A co do piosenek: ten tenorek w wyższych partiach nie wyrabia. Poza tym nie lubię wgl takiej muz., sorry:)
To takie coś na rangę ,,Dżemu" :P. Pod Ducha głos podkłada Maciej Balcar, były wokalista tejże kapeli (piosenkarz, ogólnie). Jeżeli chodzi o tego rodzaju piosenki, to cóż, co kto lubi ;).
W każdym razie cieszę się że trochę poprawiłaś zdanie o tym filmie ;).
A co do Czarownicy...
Ja tylko chciałam wyrazić moje odczucia na temat Twojego komentarza:Wiesz co, idż ty do... Nooo, diabła.(to nooo niepotrzebne jest)
jak można nie lubić Shreka? rozumiem inne filmy Dreamworksa, ale że Shrek? Oczywiście mówię o jedynce i dwójce... im dalej tym dno i kilometr mułu ;/
Dreamworks ma raptem trzy dobre produkcje: Shreka, Madagaskar i Jak wytresować smoka... cała reszta to chłam
Za to nie zrozumiem, co ci się mogło podobać aż tak bardzo w fabule Zaplątanych, bo są mega słabi, czy to pod kątem technicznym animacji, czy muzycznym w porównaniu chociażby z Meridą Waleczną albo tegoroczną Krainą lodu, ale co kto lubi.
Natomiast zgodzę się, że era Disneya przeminęła i już raczej nie wróci. To nie są czasy dla Króla Lwa, Pięknej i Bestii, Zakochanego kundla, czy Małej Syrenki. Nie opłaca się chyba już pisać takich piosenek jak w Dzwonniku z Notre Dame czy w Pocahontas. Pozostaje nam odświeżać stare bajki. Ja w ten sposób odkryłam nie tak dawno wspomnianego przez ciebie Lisa i psa, ale też Mysiego detektywa, czy Robin Hooda :)
Pozdrawiam serdecznie
A "Książe Egiptu"? "Mustang z Dzikiej Doliny"? To też chłamy?
"Zaplątanych" uwielbiam właśnie dlatego, że mają taki klimat podobny do tych starych animacji. Niby są nowi, ale jednocześnie tacy ciepli i radośni. Podobnie jest z "Frozen". Moim zdaniem te dwie animacje wcale nie odstają bardzo od siebie. "Merida Waleczna" nie spodobała mi się jakoś bardzo. Bodajże dwa momenty naprawdę zrobiły na m nie wrażenia (zabawa z matką w jeziorze i końcówka).
"Shrek" i "Shrek II" to dla mnie komedie, nic więcej. Filmy do śmiechu, które maja parę scen, które były by idealne, gdyby umieszczono je w innym filmie, bardziej poważnym. I wiesz? Nie widzę wielkiej różnicy między tymi dwoma częściami, a "Shrekiem Trzecim" i "Shrek Forever". Dla mnie to to samo. Dosyć zabawne komedie. "Kor w Butach" jest już znacznie niższych lotów, ale jako że nie spodziewałem się niczego wielkiego, to nie narzekam. Jest akcja, jest przygoda, jest świetna Kitty Kociłapka. Jest OK.
"Madagaskar"? Eee... To dla mnie też komedia. Jednak jest to komedia po prostu durna. Nadająca się zarówno dla ludzi zwykłych, jak i idiotów. Co ciekawe, ma ona jeden z moich ulubionych wątków, czyli końcowe sceny z bestią-Alexem, które zyskałyby sławę, gdyby zostały użyte w innym filmie. Mogę zrozumieć sympatię do "Shreka", ale jakieś dziwne wyróżnianie "Madagaskaru" spośród innych nędznych produkcyjek DreamWorks to dla mnie rzecz niepojęta.
Taaak... Ja też jakiś czas temu odświeżyłem obejrzałem parę animacji, których nigdy nie oglądałem. Wśród nich był "Lis i Pies" i "Wielki Mysi Detektyw" ;). "Robin Hooda" akurat nie widziałem i mam z nim raczej złe wspomnienia (oglądałem go w dzieciństwie), ale nie oceniam. Poza tym widziałem jeszcze "Zakochanego Kundla" i "Bambiego". Właściwie to właśnie oglądanie tych starszych produkcji sprawiło że tak nie cierpię "Shreka" i "Madagaskaru".
No właśnie tu się rodzi pytanie. Czy gdyby taki "Dzwonnik z Notre Dame" powstał dzisiaj, jaki odniósłby sukces? To znaczy... Wcale nie odniósł jakiegoś ogromnego sukcesu za swojego życia, ale został naprawdę doceniony. Co by było dzisiaj? Tak właściwie, to ten film zrobił coś, co dzisiaj usilnie (czasem wręcz: na siłę) robią reżyserzy: uczynił kobietę niezależną. Esmeralda była niezależna, na długo przed Roszpunką, Meridą i Anną.
Książę Egiptu ma brzydką kreskę i ogólnie fabuła mnie nie powaliła, jedyne co jest na plus to muzyka. Mustanga nie widziałam, więc się nie wypowiem. Mówiąc o chłamach miałam na myśli takie "dzieła" jak skok przez płot czy wpuszczony w kanał... masakra.... i owszem Shrek 3 i 4 różni się sporo od 1 i 2, ale skoro tego nie dostrzegasz, to ja ci nie pomogę
Ojć... Wyczuwam nutkę agresji...
Obawiam się że "Książę Egiptu" nie ma BRZYDKIEJ kreski. Ma kreskę SPECYFICZNĄ, bądź BRZYDKĄ DLA CIEBIE. Co kto lubi i tyle.
Fabuła cię nie powaliła? Co kto lubi i tyle.
Ty mi nie pomożesz? A czy ja wymagam jakiejś pomocy? Dlatego że postrzegam coś inaczej niż ty? Co by było gdybyś był daltonistą i kolor niebieski postrzegałbyś jako szary, a ja mówiłbym ci, że jest niebieski. Też potrzebowałbym pomocy? Żeby nie było: nie twierdzę że moje zdanie jest prawdziwe. Kolory w ogóle nie istnieją, więc w takiej sytuacji żaden z nas nie miałby racji ;).
Owszem, jedynka i dwójka różni się nieco od następnych części. Wydają się po pierwsze świeższe, a pomysły na nie bardziej przemyślane. Ale wiesz co? Oglądając każdą z tych części wyniosłem to samo. Śmiech i nic więcej. Wszystkie te filmy były zabawne, a moim zdaniem powyżej tego to niewiele przekazują. Dlatego ogromnej różnicy to nie zauważyłem.
Mówiąc szczerze "Wpuszczony w kanał" i "Skok przez płot" stawiam na równi ze "Shrekiem". Może tylko muzyka w tym ostatnim jest o niebo lepsza. Wszystkie te filmy są dla mnie zabawne i mają kilka scen, które warto by było z nich wyjąć i włożyć w inny, poważny film. Potrafię zrozumieć traktowanie "Jak wytresować smoka" jako nie wiadomo jakiego arcydzieła. Ale "Shreka"? Tego nie zrozumiem i nie chcę zrozumieć. Zresztą powiedz mi, co pamiętamy z "Króla Lwa"? Śmierć Mufasy? "Miłość rośnie wokół nas"? Co pamiętamy z "Jak wytresować smoka"? Loty na Szczerbatku? Próba jego zabicia? A co pamiętamy ze "Shreka"? Rozmowa Osła ze Shrekiem przy świetle księży... Oczywiście że nie! "Zainwestuj w tic-taci!", "Serio, serio", "Tort!"m "Cebula!". Jeżeli wyszukasz sobie w internecie "Shrek", to co znajdziesz to słynne, zabawne, czasem obleśne teksty. Nikt nie pamięta naprawdę wzruszających scen, bo było ich ani na lekarstwo i prawie każdy o nich zapomina pół minuty później!
Tutaj już nie chodzi o zapamiętywanie z filmu i mówienie za siebie. Napisałem: wyszukaj sobie w internecie. Ile otrzymasz wzruszających Shrekowych momentów, a ile tych zabawnych, kultowych i obleśnych?
Mówiąc "zapamiętujemy" miałem właśnie to na myśli. Nie to, co WSZYSCY zapamiętują, lecz to, co uczyniło ten film kultowym. To natomiast nie była wzruszająca historia, tylko nowe podejście do humoru.
Wiesz co ja najlepiej zapamiętałem z pierwszej części? Rozmowę Shreka i Osła przy świetle księżyca. Jedna z najgenialniejszych i najbardziej wzruszających scen, jakie kiedykolwiek widziałem!
To jednak nie zmienia tego, że po tej scenie następuje przerażająca eksplozja śpiewającego ptaka i zrobienie z jego dzieci jajecznicy.
Wiesz co, Andrzeju, my po prostu mamy zbyt różniące się gusta, żeby o filmach rozmawiać, bo to do niczego nie prowadzi.
Powtarzam, tu nie chodzi o gust.
To może ja ci pokażę.
Shrek: https://www.google.pl/search?q=best+shrek&oq=best+shrek& amp;aqs=chrome..69i57j0l5.1388j0j7&sourceid=chrome&e s_sm=93&ie=UTF-8#q=best+scenes+in+shrek
Co my tu mamy? Pierwszy film, żart Osła o palcach. Drugi film przedstawia walkę z rycerzami. Tak, tą zabawną. Trzeci film pokazuję walkę przy stolę. Tak, też tą zabawną. Czwarty mówi sam za siebie "The best FUNNY scene".
Król Lew: https://www.google.pl/webhp?sourceid=chrome-instant&ion= 1&espv=2&es_th=1&ie=UTF-8#q=best%20scenes%20in%2 0lion%20king
Co jest tutaj? Pierwsza scena to kumulacja morału całego filmu. Scena niezwykle wzruszająca, A PRZY OKAZJI zabawna. Drugi film to Hakuna Matata, tutaj przyznaje, piosenka rozrywkowa. Trzeci film przedstawia wzniosła scenę pokazania Simby, śmierć Mufasy, objęcie trony przez Simbę. Czyli momenty albo wzniosłe, albo smutne. Natomiast jak wciśniesz zakładkę "Filmy" to masz dalej sznurek filmików przedstawiających przepiękną (w żadnym wypadku nie śmieszną) linijkę Mufasy: "Renember who you are".
Czy teraz rozumiesz o co mi chodzi? Teraz rozumiesz, że to nie tylko ja, ale ŚWIAT zapamiętał ze Shreka głównie śmiech? Zaznaczam że w obydwu wyszukiwaniach wpisałem dokładnie tę samą frazę, czyli "best scenes in".
Ja nie mówię o konkretach. Ja po prostu uznałam, że nie ma sensu, abyśmy ze sobą dyskutowali.
A ja właśnie mówię o konkretach. Napisałaś "Jeśli Ty coś z filmu zapamiętujesz, mów za siebie.", a ja ci tu podaję, za co ludzie pamiętają "Shreka", a za co "Króla Lwa".
Shrek to bajka, że tak się wyrażę nowej ery. Różni się ona od standardowego humoru w Królu Lwie, Mustangu czy też innej starej bajki. Jest to zupełny nowy typ humoru, który polega na powiązaniu faktów do prawdziwego życia i jego problemów. Mało już teraz kogo śmieszy źrebak, któremu język przymarzł do sopla. Tamta era nie powróci i nie ma co się łudzić.
Czy tylko ja zauważyłem, że z rozmowy "Dlaczego "Jak wytresować smoka" jest tak lubiane", zmieniło się na rozmowę o "Frozen"...?
Siła oddziaływania Disney'owskiego lodu :P. Macie dowód na to co jest lepsze, o czym ludzie chcą gadać! XD
Zgrywam się.
"Wspominałem o prymitywnym humorze? Taaaaaak... Tego było dużo... "Epoka Lodowcowa","Kung-fu Panda"
O ile zgodzę się, że pierwsza część była typowo komediowa, co dla mnie nie jest złe , o tyle druga część jest moim zdaniem o wiele lepsza od jedynki. Bardziej poważna, naprawdę wzruszająca oraz bardzo dobrze dotyka temat adopcji i zemsty. Nie zlinczujcie mnie ale uważam, że ten film jest nawet lepszy od JWS.
O czym mówisz? O "Kung-fu Pandzie" czy "Epoce Lodowcowej"? Wnioskuje że o Pandzie, ale nie sprecyzowałaś ;).
Mimo że nawet lubię obie części, faktycznie przyznaje że druga ma znacznie więcej powagi. Chociaż to wciąż tak bardzo NIE JEST poziom "Jak wytresować smoka" :P. Ale to moje zdanie, każdy ma prawo do swojego ;). Zawsze u mnie im więcej humoru=mniejsza jakość filmu. A chyba nie zaprzeczysz, że "Kung-fu Panda 2" ma go więcej niż "Jak wytresować smoka"?
Humor w animacjach to już styl DreamWorksa. I powiem szczerze nie uważam żeby w Kung fu Pandzie 2 było więcej humoru niż na przykład w Zaplątanych.
"Humor w animacjach to już styl DreamWorksa."
Ale przecież "Zaplątani" są Disney'a ;).
Właściwie nie wiem co powiedzieć o twoim porównaniu. Dla mnie to jest po prostu oczywiste, że "Kung-fu Panda 2" ma tegoż humoru ZNACZNIE więcej. Ogólnie rzeczy biorąc: Po jest błaznem. Roszpunka nie. Z Po wszyscy robią sobie żarty. Nawet kiedy z czymś sobie radzi, robi to zazwyczaj niezamierzenie i nieudolnie. Roszpunka to postać zupełnie inna. Nikt nigdy z niej nie szydzi, nigdy nie robi z siebie kompletnej idiotki. Co jak co, mogę jeszcze zrozumieć, że ktoś twierdzi iż w "Jak wytresować smoka" jest mniej humoru niż w "Zaplątanych", ale że w "Kung-fu Pandzie 2"? Hmm... Nasze spojrzenia na oba te filmy muszą się SZALENIE różnić.
Po jest śmieszny, ale nie jest to tylko postać komediowa w przeciwieństwie do Osła czy Króla Juliana. Kiedy trzeba potrafi być poważny, wściekły, czy nawet załamany. Nie wiem czy wiesz, ale niektórzy ludzie popłakali się kiedy przypomniał sobie co się stało z jego prawdziwą rodziną. Przez cały czas próbuje znaleźć miejsce w swoim życiu i dowiedzieć się kim tak naprawdę jest. A scena pod koniec gdy przychodzi do swojego ojca (tego nie prawdziwego) i mówi on:
-To już wiesz kim jesteś?
-Już wiem.
-Więc kim?
-Twoim synem.
jest jedną z moim ulubionych scen z animacji. I jest ona wzruszająca , a nie zabawna.
Jego "śmieszność" jest jedną z jego wielu cech, ale nie jest to cecha gówna. Dałam za przykład Zaplątanych, ponieważ z Roszpunką jest tak samo. Jej naiwność jest jedną z cech komediowych, ona też ma być zabawna. Sam mówisz że jest to tylko dodatek do jej charakteru, ale przy Po tego nie dostrzegasz. Widzieśz tylko to że jest zabawny,a inne cechy olewasz.
Hola, hola! Nigdzie nie napisałem że Po jest tylko i wyłącznie komediową postacią! Napisałem że jest znacznie bardziej komediowy, niż inni główni bohaterowie. Czyli przedstawia tą "klasę" głównych bohaterów, która raczej nie przypada mi do gustu.
Faktycznie, nie widziałem by ktokolwiek się na tym popłakał. Lecz nie przeczę że była to scena wzruszająca i mogła kogoś doprowadzić do łez. Czemu nie? Tak, scena z ojcem Po jest faktycznie genialna, nic dodać nic ująć. Nie napisałem też nigdzie że "Kung-fu Panda 2" jest TYLKO komediowa. Nawet "Shrek" i "Madagaskar" nie są TYLKO komediowi.
Jeżeli chodzi o Roszpunkę, to msze się z tobą zupełnie nie zgodzić. Naiwność Roszpunki, doprowadza ją do tragedii. Tworzy z niej też postać wcale nie śmieszną, lecz rozkoszną i niewinną. O Po powiedzieć tego nie mogę. Po robi z siebie durnia, czy Roszpunka kiedykolwiek zrobiła z siebie idiotkę? Owszem, była bohaterką kilku gagów, ale naprawdę rzadko padała ich ofiarą. Po jest ofiarą prawie WSZYSTKICH filmowych gagów. Naiwność Roszpunki budzi raczej współczucie i sympatię, u Po rodzi głównie śmiech.
Nigdzie też nie napisałem że olewam inne cechy Po. Jest to osoba która najbardziej motywuje mnie do ćwiczeń. Przyznaje jednak, że humor widzę na pierwszym miejscu. Widzę idiotę, który nigdy się nie poddaję.
Osioł też nie jest TYLKO komediowy. Przecież jest głównym pocieszycielem w serii "Shrek" i zachowuje wtedy stalową powagę.
Ja frozen nie oglądałem i się na temat tego filmu nie wypowiem. Zaplątanych oglądałem 3-4 lata temu i pamiętam tyle że ten chłopak zginął od tej wiedźmy czy jakoś tam i jakoś ten film niebył super ja oceniałbym go na 6/10 bo to było normalne coś.CO do JWS to jest mój ulubiony film poprostu szczerbatek podbił moje serce czkawka zresztą też. Porównując Zaplątani i JWS to ja zdecydowanie JWS ponieważ poprostu niewidziałem lepszego filmu(jeśli chodzi o JWS to tylo JWS2 mu dorównuje) a zaplątani to było GÓWNO(bez obrazy dla lubiących ten film)
Chociarz za 1 razem gdy oglądałem JWS to nieogarnąłem fabuły tego filmu jednak za 2 razem ogarnąłem wszystko a nawet się poryczałem.To jak ta fabuła mknęła do tej walki z czerwoną śmiercią i do wytresowana pierwszego smoka przez człowieka to poprostu mnie podbija
ZALETY JWS
-zajebista fabuła
-zajebiscie dopasowana muza
-super bohaterowie
MINUSY
-troszke za bardzo drastyczne
Zalety Zaplątanych
- NIEMA ŻADNCYH
Minusy-fabuła , wątek miłosny na 1 miejscu,ogólnie wszystko
Skoro rozumiesz, że może "wam się podobać" to logicznym jest dlaczego ma więcej punktów niż przykładowo zaplątani. Po prostu podoba się większej grupie ludzi i to jest całkiem normalne.
Dobrze że się podoba. Ale dlaczego? Konkretniej: Dlaczego bardziej od wspomnianych dwóch filmów? Mnie chodziło o poznanie konkretnych opinii, a nie o zbadanie tajemnic psychologii tłumu ;).
Bo gusta są różne :) Może dlatego HTTYD jest wyraźniejszy bo Disney od zawsze słynie z "księżniczek" a tu (HTTYD) dostaliśmy wikingów i do tego smoki. Trochę egzotyki w tym jest, może właśnie dlatego. :)
Tak, ten powód już był ;).
Konkretnie dwa:
1. Bo są smoki.
2. Bo jest akcja.
Mnie to zdecydowanie nie wystarcza ;).
Właśnie. Muszę jeszcze powiedzieć, że ten powód wydaję mi się wyjątkowo nie fair.
Na moim przykładzie: ja wcale nie lubię księżniczek. W sensie... Nie mam nic przeciwko, ale nie jest to broń Boże tematyka która mnie jakoś pociąga. Pierwszy film o księżniczce który obejrzałem i naprawdę mi się spodobał to "Zaplątani". Później doszło "Frozen". Obydwa te filmy stawiam wyżej od "Jak wytresować smoka".
Natomiast smoki? Cóż... UWIELBIAM JE OD DZIECKA! To są moje ulubione stworzenia fantastyczne (wiem, mało oryginalne, ale cóż poradzić?). Smoki zawsze były moim ulubionym motywem, gdziekolwiek się nie pojawiły!
Wniosek? Mówić że smoki są fajniejsze od księżniczek, to podchodzić do tematu bez jakiegokolwiek dystansu. To, że tu jest smok, a tam księżniczka, nie definiuje wcale wartości filmu. Czy jest lepszy czy gorszy, piękniejszy, czy bezsensowny.
A moim zdaniem, "Frozen" i "Zaplątani" to filmy sto razy piękniejsze! Nie są "lepsze", bo przyznać muszę, "Jak wytresować smoka" jest zrobiony naprawdę bardzo dobrze. Ale... Nie jest taki piękny, nie jest taki poruszający...
Dlatego prawdziwe powody proszę ;).
Może sama więź człowieka ze smokiem. We wszystkich (prawie) filmach animowanych człowiek znajduje ratunek w człowieku, przykładem są choćby Zaplątani czy Frozen. W HTTYD Czkawkę ,,ratuje'' Szczerbatek, mamy niesamowitą więź opartą na czarującym smoku. Ich przyjaźń jest wielokrotnie wystawiana na próbę (zwłaszcza w HTTYD 2), a mimo to przetrwa każdy cios. Cały wątek jest genialny, bowiem ten film ogląda się nie dla wikingów nie dla smoków, a dla Czkawki i Szczerbatka, samotny chłopiec, który chce być jak inni wikingowie, odnajduje najgroźniejszego z wrogów jego ludu i nie potrafi go zabić...
W pewnym sensie Tangled i Frozen są piękniejsze animacja, kolory czy miłość międzyludzka. Mają ciepłą oprawę muzyczną, są ciepłe dla serce, ale HTTYD jest dla mnie piękniejsze z powodu pięknej więzi smoka i człowieka, może ma nieco gorszą oprawę graficzną i nie tak piękną scenerię, jest nieco poważniejsze.
Co do wzruszeń przy Tangled byłem bezduszny, i nawet na łzy się nie zbierało, ale Frozen to inna sprawa. ''Ulepimy dziś bałwana'' i od razu łzy ściekały mi po policzkach, cały seans w scenach z bólem sióstr serce bolało, najbardziej płakałem podczas ,, Pierwszy raz jak sięga pamięć repryza'' ten ból Elsy był tak żywy... Końcówka też, ale nie tak bardzo... Co do HTTYD, pierwsze łzy to scena, gdy Czkawka odnajduje Szczerbatka, ta muzyka, ten krzyk ''Jestem wikingiem !'' dalej, każda scena ze Szczerbatkiem wywoływała na przemian łzy na przemian uśmiech, na forbidden friendship wypłakałem tyle łez... Końcówka również, ogólnie smoki wzruszyły prawie tak jak legendarny ''Król Lew'', a bardziej wzruszyło mnie tylko HTTYD 2. Napisałem co mnie wzruszyło, nie wiem co jest bardziej wzruszającego w Tangled...
Motyw przyjaźni między chłopcem a zwierzęciem też jest bardzo częsty.
Mówiąc "Piękny film" nie miałem broń Boże na myśli oprawy wizualnej. Na to nie zwracam uwagi. Miałem na myśli historię, użyte słowa, wątki itp.
"Jak wytresować smoka" owszem, też mnie wzruszyło. Czy do łez? Może. Na pewno nie do płaczu jako takiego.
"Zaplątani"... Wiesz... Chyba nieco za bardzo pojechałem z tym wzruszeniem. Wydaję mi się, że od pewnego czasu zaczynam sobie tworzyć mit tego filmu w głowie, nie do końca zgodny z prawdą. Kiedy go pierwszy raz obejrzałem, powiedziałem sobie że "Nie jest to jeszcze poziom klasycznego Disney'a, ale jest blisko" (co chyba zresztą napisałem na górze). Tak więc... Nigdy nie traktowałem tego filmu jako naprawdę wyjątkowy... Chyba ostatnio mi coś odwaliło.
Zawsze jednak stawiałem go wyżej od "Jak wytresować smoka".
Czy płakałem?
...
Nie pamiętam. Jestem nawet skory powiedzieć, że nie. Piosenki i cytaty wywoływały u mnie na pewno ciarki. "Śmierć" Julka zaskoczyła i na pewno doprowadziła do granic rozpaczy. Czy płakałem? Nie pamiętam.
Wiem, że teraz płaczę. Najbardziej dotyka mnie niema scena, w której Król i Królowa szykują się do wypuszczenia lampionu... Boże...
Zgadzam się, ale przedstawiony w taki sposób ?
Nie wiem to już kwestia gustu, ja uważam smoki za film piękniejszy.
Mnie łatwo wzruszyć do łez, ale nie łatwo tak bardzo jak HTTYD, nie wiem czemu ten film ma na mnie niesamowity wpływ.
Ja poczułem smutek nie zaprzeczam, ale nie tak duży bym nie umiał utrzymać go w sobie, Zaplątani są dla mnie wesołą komedią i nic więcej.
Tak... to jest wyborna scena, w ogóle cały wątek z tym porwaniem jest genialnie zrobiony, mam takie spostrzeżenie. Zauważyłeś, że nowy Disney jest jakby... lżejszy, to znaczy miło się go ogląda, cieszy oczy i uszy, ma taki... wesoły klimat, który sprawia, że film się nie nudzi. Na przykład Króla Lwa obejrzę raz na jakiś czas, a Frozen mogę oglądać codziennie, dziwne zjawisko, zauważyłem to tylko w filmach Disney'a... tych nowych.
"Zaplątani są dla mnie wesołą komedią i nic więcej."
Wow...
Co do "lżejszego" klimatu to nie mogę się zgodzić. Przynajmniej nie co do "Zaplątanych" i "Frozen". Żadnego z tych filmów nie mogę oglądać cały czas, wręcz przeciwnie. Zwłaszcza "Frozen".
Cóż, nic więcej do powiedzenia. Inny gust ;).
Teraz to ja przeholowałem... Tangled to bardzo dobry film, ale bardziej chodziło mi o to, że bliżej mu do komedii niż do tych klasycznych Disney'owskich historii.
Cóż chyba masz rację, ale może chodzi o muzykę, która jest zdecydowanie bardziej pogodna, melodyjna. Może też o oprawę graficzną Zaplątani kojarzą mi się z włosami i kwiatami, a Frozen z pięknym lodem.
Mam pytanie co ci się bardziej spodobało Tangled czy Frozen ?
"Tangled to bardzo dobry film, ale bardziej chodziło mi o to, że bliżej mu do komedii niż do tych klasycznych Disney'owskich historii."
Ja wolę mówić na to: "Film który stara się wydrzeć z komediowych objęć do klasyki". Ale masz trochę racji ;).
"Cóż chyba masz rację, ale może chodzi o muzykę, która jest zdecydowanie bardziej pogodna, melodyjna."
Bardzo możliwe. Tak... Wręcz przyznam rację. Muzyka z "Króla Lwa" i "Dzwonnika z Notre-dame" jest zdecydowanie bardziej poważna, taka jakby klasyczna. Wiesz, Beethoven, Mozart :P.
"Mam pytanie co ci się bardziej spodobało Tangled czy Frozen ?"
Co mi się bardziej spodobało? "Zaplątani". Co mi się bardziej podoba? "Frozen".
:P
Już tłumaczę. Otóż, jak napisałem w temacie, do "Zaplatanych" podszedłem z niechęcią, wręcz olałem ten film, gdy współlokator go włączył. Tak więc poziom tej animacji naprawdę mnie zachwycił.
"Frozen" natomiast... Miałem bardzo ambiwalentne uczucia. Był to już okres po moim "shipisieniu", tak więc animacje obrosły w moim mniemaniu jako taka legenda. Jeżeli czytałeś "Panny z Wilka" to wiesz o co mi chodzi. Spodziewałem się po "Frozen" czegoś niesamowitego, cudownego, boskiego! I wiesz? Ten film jest niesamowity, cudowny i boski. Lecz wtedy nawet to nie sprostało moim oczekiwaniom. Po prostu zbyt dużo wymagałem, zwłaszcza że czekałem na ten film od kilku lat (jeden plus: nie miałem bladego pojęcia o co chodzi. Specjalnie nie czytałem żadnych informacji i to był pozytywny aspekt pierwszego obejrzenia).
Dlatego pierwsze wrażenie, czyli co mi się bardziej "spodobało", to na pewno "Zaplątani". Lecz który film uważam obecnie za lepszy i obecnie bardziej mi się podoba? "Frozen". Chciałbym tylko cofnąć czas i nie wymagać od niego tak wiele...
Bardzo fajnie mówisz na Tangled ;) Choć według mnie próba nieudana... (żeby nie było z HTTYD jest podobnie)
Rozumiem :)
Cóż ja miałem spore oczekiwania do Zaplątanych, a do Frozen raczej nie... Czemu ? Bo o filmie dowiedziałem się gdy już był w kinach, a jako, że to Disney... nie mogłem przegapić :D
Od początku Tangled mnie nieco zawiodło, było dla mnie zbyt ''lekkie'' - nie wiem jak to ująć, a Frozen trafiło do mnie idealnie i na prawdę zrobiło świetne wrażenie.
Co do wymagań, ja zawsze się zawodziłem jeśli czekałem na jakiś film, jeden raz się nie zawiodłem i było to HTTYD 2, które zrobiło na mnie takie wrażenie, że pisałem (chyba nawet w tej dyskusji) jak... sam nie wiem kto... psychofan ?
Jeszcze muzyka..., uwielbiam klasykę, ale w filmach powoduje ona nastrój nie pozwalający mi obejrzeć filmu więcej niż 5 razy...
"Od początku Tangled mnie nieco zawiodło, było dla mnie zbyt ''lekkie'' - nie wiem jak to ująć, a Frozen trafiło do mnie idealnie i na prawdę zrobiło świetne wrażenie."
Zgadzam się. "Zaplątani" przedstawiają historię w miarę lekką, jeżeli mówimy o takich produkcjach jak "Frozen", "Król Lew", czy "Dzwonnik z Notre-dame". W "Zaplątanych" jedynym wątkiem dramatycznym jest praktycznie porwanie dziecka. We "Frozen" mamy rozdzielenie sióstr, niewiedza jednej, strach drugiej, śmierć rodziców, kłótnie, nieporozumienia, uporczywe starania i machinację naprawdę wrednych typów, przy których Gertruda mogłaby zajmować się sierotkami.
"Co do wymagań, ja zawsze się zawodziłem jeśli czekałem na jakiś film"
Nie licząc mityzacji disney'owskich filmów, to sugerowałem się także oceną na filmwebie (wówczas okrągłe 8). Chociaż i tak nie było bardzo źle, bo brałem także pod uwagę to, że historia może być podobna do "Zaplatanych", czyli po prostu nie aż tak dobra, jak "Król Lew". Dodatkowo, byłem upierdliwy.
Lecz po czasie zrozumiałem, że to nie z "Frozen" jest problem, tylko ze mną.
Natomiast "Jak wytresować smoka"? Też miałem wysokie wymagania i też się zawiodłem (może nie zawiodłem, ale nie byłem tym naprawdę podekscytowany). I w porównaniu do "Frozen" na przestrzeni lat moje zdanie się nie zmieniło. Po prostu jakoś nie jestem do tego filmu przywiązany.
Czyli nie mam czego skomentować...
Odkąd pamiętam Frozen ma średnią 7,8... Jasne, że kiedyś była wyższa, ja usłyszałem ''Let it go'' i już widziałem, że to będzie dobry film, a przynajmniej takie miałem wrażenie. Ja przykładowo ostatnio zawiodłem się na ''Mieście 44'' i też czuję, że za dużo wymagałem...
Co do smoków nie wiem, po prostu, chyba tak jest, że jedni wolą to, a drudzy coś innego, ale dziś mogę powiedzieć, że żadna z części HTTYD nie jest rak dobra jak ''Król Lew'' i, że ''dwójka'' jest lepsza od poprzedniczki, wysłałbym ci link do pięknego filmiku, ale zepsułbym ci całe HTTYD 2.
Znów pytanie: Czym według ciebie Tangled przewyższa HTTYD ? ( co do Frozen mogę się domyślić ;) )